Ostatni mecz mojego życia (Final Fantasy X)

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.

Nienawidzę sportu. Omijam szerokim łukiem sklepiki z szalikami, kibiców, a przede wszystkim stadiony. Kiedy tylko znajduję się w pobliżu jakiejś hali sportowej, od razu mam dreszcze, zalewa mnie pot i dostaje napadu szału. Wykrzykuję wtedy z całych sił: ZABIERZCIE MNIE STĄD!!

Nie zawsze jednak tak było. Kiedyś byłem wielkim fanem Blitzballa. Do czasu, aż ojciec zabrał mnie na mecz. Miałem wtedy 10 lat i był to mój prezent urodzinowy. Pamiętam, jak bardzo cieszyłem się, kiedy tata wręczył mi bilet oprawiony złotą obwódką, co oznaczało, że mam miejsce dla VIP'ów oraz spotkanie z gwiazdą drużyny Zanarkand - Tidusem. Byłem najszczęśliwszym chłopcem na świecie. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, jaki przeżyję tam koszmar.

Było ładne popołudnie, kiedy udaliśmy się na stadion. Tłum fanów ciągnął w tę samą stronę, co my. Jednak nieliczni z nich mieli okazję spotkać się z zawodnikami. Przed moimi oczami pojawił się ogromny obiekt sportowy, z którego dobiegała muzyka oraz krzyki podnieconych kibiców. Przy głównej bramie stali ochroniarze, ubrani w niebieskie koszulki eksponujące ich mięśnie oraz hełmy na głowach. Każdy z nich miał za pasem miecz paraliżujący, a na nogach aerodynamiczne buty. Podeszliśmy do jednego z nich.
- Mam złoty bilet, chciałbym spotkać się z zawodnikami Blitzballa - powiedziałem. Strażnik zerknął na mnie wykrzywiając przy tym usta. Zrobił niezadowoloną minę i odpowiedział:
- Idźcie szlakiem zielonym. Zaprowadzi was w miejsce, gdzie Tidus rozdaje autografy.
Po tych słowach odwrócił wzrok i znów zaczął bacznie obserwować zbliżający się tłum fanów. My z kolei posłuchaliśmy wytycznych mięśniaka. Tak jak powiedział, zielony szlak zaprowadził nas na plac z kolumną Kaari. Była ona tak wielka, że z najdalszego zakątka miasta można było dostrzec jej szczyt. Kaari wytwarzała ochronną tarczę dookoła Zanarkand. U podstawy tej kolumny stał Tidus. Nie spodziewałem się, że jest tak młody. Otoczało go kilku fanów, a dokładniej fanek. Podszedłem niepewnie i podałem mu bilet, aby podpisał się na nim.
- Jak ci na imię? - zapytał. Byłem tak podekscytowany, że nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa. Po chwili jednak odpowiedziałem sylabując:
- Pe...ra...val
- Niespotykane imię - rzekł podpisując bilet. Następnie pogłaskał mnie po głowie, podał mi rękę i powiedział:
- Trzymaj się. Mam nadzieję, że spodoba ci się mecz. Dziś mam dobrą formę. Obiecuje, że nigdy nie zapomnisz tego meczu.

Trybuny były pełne fanów Blitzballa. Większość ludzi miała stroje w barwach drużyny Zanarkand. Tłumy równie śpiewały pieśni dopingujące klaskając do rytmu. Na boisku pojawiły się obie drużyny. Przywitaliśmy ich brawami. Po krótkim wstępie zaczął się mecz. Zawodnicy obu drużyn byli bardzo dobrze wytrenowani. Nigdy nie byłem świadkiem, tak cudownych i dopracowanych akcji.

Wtem zauważyłem, że poza boiskiem coś strasznie wielkiego pojawiło się na horyzoncie. Usłyszałem krzyki. Ktoś wskazał palcem na monstrum. Tłum ludzi zaczął kierować na nie swój wzrok. Coraz więcej ludzi przeraźliwie krzyczało, wykrzywiając swoje twarze ze strachu. Po krótkiej chwili potwór zaczął wyrzucać z siebie jakieś eliptyczne pociski. Tłum fanów spanikował. Wszyscy ruszyli w stronę wyjść ewakuacyjnych. Wraz z ojcem byliśmy dość blisko wyjścia, więc udało nam się przedostać do niego całkiem szybko. Kiedy wybiegliśmy na ulicę eliptyczny pocisk wylądował przed nami. Bruzdy na nim zaświeciły się błękitem, po czym pokryte śluzem płaty zaczęły odklejać się. Ostatecznie przybierało to coś postać małego potworka. Po chwili więcej jaj wpadło na ulicę i zaczęły transformację. Poczułem, jak ktoś odepchnął mnie na bok. Przewróciłem się i zauważyłem, że w stronę potwora biegnie ubrany na czerwono facet z przeogromnym mieczem w ręku. Nosił też okrągłe przeciwsłoneczne okulary, pomimo, że był to wieczór. Jednym cięciem miecza zwalił potwora z nóg. Drugim uderzeniem zakończył jego żywot. Odwrócił się w naszą stronę i krzyknął do ojca:
- Zabierz dzieciaka i uciekajcie! Nie powstrzymam ich długo!
Tata chwycił mnie za rękę i zaczęliśmy biec. Brakowało mi tchu. Nie moglem oddychać, a za nami coraz więcej jaj lądowało na ziemi. Usłyszałem krzyki. Odwróciłem się i zauważyłem, jak młoda dziewczynka zostaje zadziobana przez potwora. Był to straszny widok. Krew chlapała we wszystkie strony.
Ojciec pociągnął mnie mocniej za sobą. Po tym widoku odzyskałem siły i biegłem jeszcze szybciej niż przedtem. Po jakimś czasie zauważyłem, że zgubiliśmy karykaturalne stwory. Dookoła nie było żywej duszy. Zniknęły monstra, ale też nie widziałem żadnych ludzi. Czyżby padli ofiarą i zostali zabici?
Usłyszałem głośny ryk. Spojrzałem w górę i zauważyłem Tidusa, który wisiał na jakimś gzymsie. Nad nim pochylał się ubrany na czerwono mężczyzna. Wyciągał do niego rękę. Na niebie pojawił się ogromny wielokolorowy wir. Wyglądało to, jak gdyby bramy niebios się otworzyły, zwiastując pojawienie się rzeszy aniołów. Tak jednak się nie stało. Wir powiększał się i zaczął wsysać wszystko dookoła. Tidus krzyknął i wraz z mężczyzną w czerwieni został wciągnięty w sam środek wirującego dymu. Natychmiast zjawisko to zniknęło. Nie było śladu także po monstrum i pomniejszych potworach oraz jajach. Nastała cisza, którą przerwał płacz ludzi klęczących nad ciałami swoich bliskich. Tata przytulił mnie mocno. Po policzku pociekły mu łzy.
- Przeżyliśmy...

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Artykuł czytany: 2301

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.