Starcie na farmie chocobo

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.

Kolejny dzień okazał się straszliwie upalny. Na niebie nie było żadnej chmurki, która to chociażby na krótką chwilę przysłoniła piekące słońce i rzuciła odrobinę cienia. Trawa była gorąca i wysuszona. Ziarna w korycie prażyły się i nie smakowały już tak dobrze jak rankiem. Woda we wiadrze zmieniła już swoją temperaturę i nie była orzeźwiająca. Kolejny upalny dzień na farmie Chocobo.
Choo jednak nie przejmował się zbytnio pogodą. Zawsze był radosny, niezależnie od tego czy świeci słońce, czy pada deszcz. Biegał podskakując wesoło i krzyczał swoje ulubione "CHEEEEKKK!".
Na horyzoncie pojawił się niewyraźny kształt mężczyzny, który powolnym krokiem wędrował w stronę farmy. Zbliżając się można było rozpoznać, że to wojownik ze Starji. Posiadał on długi, łukowaty miecz z delikatnie zdobioną runami rękojeścią. Brązowa kamizelka opinała jego muskularną klatkę piersiową, a sięgające kolan spodnie odkrywały umięśnione łydki. Za skórzanym pasem znajdował się mały sztylet oraz niewielka sakiewka. Jasne, długie włosy miał spięte z tyłu. Na twarzy od lewego oka ciągnęła się szeroka szrama, która kończyła się tuż przy brodzie. Właściciel chocobo pośpiesznie wyszedł wędrowcowi na przeciw.
- Witaj szanowny Panie - powiedział uprzejmie - Służę jadłem i piciem. W moich progach możesz odpocząć, obmyć trud podróży, a jeśli czas goni, to moje chocobo chętnie poniosą cię, gdziekolwiek zechcesz.
Oczywiste było, że wynajem ptaków nie był darmowy. Z drugiej zaś strony, każdy doskonale wiedział, że są one szybkim, wygodnym i mało wymagającym środkiem transportu. Wojownik zerknął na farmera, mrużąc przy tym lewe, oślepione słońcem oko.
- Dziękuję i chętnie skorzystam z twoich usług. Zwą mnie Sid. Jak pewnie zauważyłeś pochodzę ze Starji.
Po tej krótkiej wymianie uprzejmości staryjczyk wszedł do chaty zerkając przy okazji na imponującą ilość lśniących chocobo. Jedzenie było pyszne, a woda słodka. Sid próbował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio tak dobrze zjadł. Było to chyba 13 dni temu, kiedy opuścił miasto Grindale. Od tej pory przemierzył stepy i górskie szlaki, aby w końcu trafić na drogę do Vinioru.
Nadszedł czas na wybór chocobo. Wszystkie prężyły się i stroszyły pióra, aby wypaść jak najlepiej. Jedynie Choo zachowywał się naturalnie. Chodził sobie po wysuszonej trawie i dziobał rozsypane ziarenka. Co jakiś czas podnosił tylko głowę, aby zamrugać zmęczonymi oczami. Wtem zauważył zbliżającą się chmurę kurzu w miejscu, z którego przybył wędrowiec. Zaskrzeczał przerażony i zamachał skrzydłami, stawiając przy tym wachlarz z żółtego ogona. Sid zareagował szybko. Odwrócił się w stronę zmierzającego ku niemu przeciwnikowi i chwycił za miecz.
- Uciekaj, jeśli ci życie miłe - krzyknął do farmera. Ten w popłochu, nie zważając na nic, pobiegł w stronę pobliskiego lasu. Kilka ptaków ruszyło za nim. Pozostałe natomiast rozpierzchły się w panice po łące. Choo jednak, zaciekawiony zaistniałą sytuacją, ukrył się za chałupą.
Ku farmie leciał ogromny smok. Pęd jego lotu wznosił sporą ilość piasku, tworząc świetną zasłonę kurzową. Miał około ośmiu metrów długości. Czarny pysk przyozdobiony był ostrymi kłami, a skrzydła pokryte były szarą błoną. Z nozdrzy wydobywał się ogień.
- Pokaż swoją prawdziwą naturę, a nie chowasz się za wizerunkiem Behemota, Lordzie Harboon.
Potwór zastygł, rozłożył skrzydła, a następnie w mgnieniu oka zniknął, by ukazać postać rosłego mężczyzny z wytatuowaną twarzą. Zapuszkowany był on w gruby pancerz. Na piersi miał amulet przedstawiający cztery głowy smoków ziejących ogniem. Płomienie stykały się w centrum talizmanu, pozostawiając jednak okrągłe, puste miejsce. W dłoniach dzierżył dwa miecze, których ostrza szerokie na czubku, zwężały się ku rękojeści.
- W końcu cię dopadłem - powiedział szorstko Harboon - Myślałeś, że zdołasz uciec? Ukradłeś mój Kryształ Zjednoczenia. Oddaj go, a pozostawię cię przy życiu.
Choo, doskonale rozumiejący ludzką mowę zauważył, że Sid na przegubie prawej ręki przywiązany ma rzemyk z błękitnym kamieniem. Słyszał wiele opowieści od przybyszów zatrzymujących się na farmie. Znał legendę Kryształu Zjednoczenia, który umieszczony w amulecie Thina' sprawi, że jego właściciel będzie mógł zjednoczyć wszystkie cztery rasy smoków i wydawać im rozkazy. Pan Smoków mógłby z łatwością wykorzystać latające gady do zapanowania nad całym kontynentem. Chocobo zrozumiał, że lord należy właśnie do tego rodzaju ludzi.
Tymczasem Sid nie zwlekając obrócił w dłoni miecz i zaatakował z wyskoku. Harboon odparował atak i zaczął machać obiema rękoma tworząc śmiertelnie ostry młynek. Staryjczyk odskoczył lekko w tył podnosząc lewą dłoń, nad którą pojawiła się jasnoniebieska kula. Cisnął nią w przeciwnika. Ten zaś zasłonił się szerokim mieczem, który natychmiast przyjął kształt sopla lodu.
- Nieźle, ale taką podstawową magią mnie nie pokonasz - zauważył wytatuowany mężczyzna, wyrzucając zamarznięty miecz.
- Pokażę ci moją magię - powiedziawszy to malowidła na jego ciele zaczęły się poruszać przybierając postaci wężów. Stado grzechotników pełzło w stronę Sida, który natychmiast przywołał ogromną falę tsunami. Porwała ona płazy, raniąc przy tym także swojego przeciwnika. Zdenerwowany lord ponownie zamienił się w Behemota i wzbił się wysoko nad ziemię, aby strzelić salwą ognistych jęzorów. Płomienie dosięgły celu. Nastąpiła ogromna eksplozja. Opadające kłęby dymu odsłoniły wielkich rozmiarów krater, w którego centrum stał mężczyzna z kamieniem w ręku. Klejnot lśnił błękitem i emitował falę równomiernie pulsujących promieni. Po kilku sekundach skupiły się one na latającym potworze. Smok zaryczał i spadł na ziemię zmniejszając swoje rozmiary. Jego pisk był coraz cieńszy i przypominał cichy gwizd. Kiedy upadł na trawę był bardzo malutki i przypominał wijącego się robaka. Choo nie przepuścił takiej okazji i wybiegł zaza domu z otwartym dziobem. Połknął strawę i zaskrzeczał radośnie: CHEEEKK!
Po godzinie od tego zdarzenia obaj wyruszyli w drogę do Vinioru. Farmer podarował staryjczykowi ptaka i poprosił grzecznie, aby ten nie pojawiał się w okolicy już nigdy więcej. Chocobo natomiast został wiernym towarzyszem i przyjacielem Sida. Wspólnie przeżyli niejedną przygodę, o których kiedyś wam opowiem.

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Artykuł czytany: 1893
  • Głosy oddane: 1
  • Średnia ocen: 9.0

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.