Informacja
Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.
Fani taktycznych RPG, których na rynku konsolowym trzeba szukać ze świecą, chyba nareszcie doczekali się produkcji mogącej konkurować z Final Fantasy Tactics. Tytułem tym jest dziecko Atlus i Nippon Ichi Software pod tytułem „Disgaea: The Hour of Darkness”.
Gra ta zabierze nas do świata demonów, zwanego Netherworld, w którym będziemy kierować poczynaniami księcia Laharla. Nasz główny bohater po długiej drzemce dowiedział się, że jego ojciec – poprzedni władca Netherworld, udławił się preclem ze skutkiem śmiertelnym. Brzmi absurdalnie? Otóż to właśnie jest jedną z głównych zalet Disgaea’y. Komiczne scenki, świetne i bawiące do łez wypowiedzi postaci, to w produkcie Atlus’a chleb powszedni, przez co nudzić się, grając w to, po prostu, nie można. No dobrze, wiemy już, ze nasz ojciec nie żyje... co postanawiamy? No jak to co? Teraz my przejmiemy władzę. Okazuje się jednak, że będzie to trudniejsze, niż mogłoby się wydawać. Wiele innych demonów również predenduje do tytuły władcy zaświatów, nie zwracając nawet uwagi na Laharla. Jedyne co pozostaje, to zdobyć tron siłą. Tutaj pojawia się kolejna cecha, odróżniająca Disgaea od stereotypu japońskich RPG’ów. Nie jesteśmy tym razem wesołym facetem idącym ratować świat, lecz młodym, złym i podstępnym demonem, który ów świat chce opanować.
To jest właśnie początek świetnej przygody i historii jaką oferuje nam „Godzina Ciemności”. Poprzez dążenie do władzy i potęgi, Laharl zdobywa potężnych przyjaciół i jeszcze potężniejszych wrogów, którym będzie musiał stawić czoła.. Poza głównym wątkiem fabularnym, podczas gry poznamy też bliżej kilku swoich kompanów, których historie może nie wyciskają łez z oczu, jednak mimo to są ciekawe i ambitne. Już sam Laharl, mimo tego, że jako demon stara się być zły do szpiku kości, poza opanowywaniem świata demonów, odnajduje w sobie cząstkę dobroci dzięki swoim przyjaciołom i przygodom, jakie wspólnie przeżywają. Przyjdzie im pokonać potężne demony, odeprzeć inwazję ludzkiej rasy na Netherworld, odzyskać pamięć jednej z wasalek Laharl’a i przeżyć mnóstwo innych ciekawych przygód, które mogą przykuć do telewizora na długi czas.
Wiemy już, że trzeba będzie stoczyć dużo walk, by osiągnąć swój cel, więc czas przybliżyć trochę system wal. Fani Final Fantasy Tactics będą w siódmym niebie, a może raczej piekle, by lepiej oddać klimat gry ;). Do walki możemy wystawić do dziesięciu postaci, które mogą atakować przeciwników zarówno pojedynczo, jak i efektownymi atakami grupowymi, które pomogą rozłożyć na łopatki silniejszych przeciwników. Właśnie za styl wali, czyli grupowe ataki i combosy, przyznawane będą bonusowe punkty, od których zależeć będzie co dostaniemy po walce – tak! Teraz nie mamy żelaznej reguły „ten przedmiot, za tego przeciwnika”, tylko „ten przedmiot, za taką efektowność”. Co ciekawsze, zestaw bonusów, do walki jest za każdym razem innym, toteż niemal zawsze, można zdobyć jakaś interesującą rzecz. Kolejnym urozmaiceniem walk będzie to, że niektóre plansze „wyposażone” są w tzw. Geo Symbole, które działają tylko w niektórych miejscach planszy i mogą spełniać bardzo różne funkcje. To zwiększają ilość expa i Hell (waluta w Netherworld), to teleportują w inne miejsce, zwiększają siłę przeciwników, czy też zmieniają statystyki. Jak widać, jest tego cała masa! Poza tym, walki doskonale urozmaica jeszcze jedna rzecz – możliwość rzucania własnymi kompanami, przeciwnikami, oraz wyżej wymienionymi Geo Symbolami, tak, by zajmowały inne miejsca na planszy. Jeśli chcemy się gdzieś szybciej dostać, to, nie ma nic prostszego, jak zwyczajnie rzucić swoim kompanem w pożądane miejsce. Jest jeszcze opcja miotania przeciwnikami, która też może dać niemało zabawy, gdyż statystyki potworów wrzuconych na siebie się sumują, a pokonanie takiej bestii to już wyczyn.
No ale nie samymi walkami człowiek żyje, więc może czas na to by pozwiedzać zamek Laharl’a. Właściwie tylko tam możemy się swobodnie poruszać, bo wszystkie inne lokacje to plansze do walk. Jednak nawet tutaj, w małym zameczku, nie zabrakło nowych patentów. Na pewno jednym z najciekawszych, jest tzw. Dark Assembly. Jest to coś w rodzaju sejmu krainy demonów, gdzie możemy próbować przeforsowywać różne ustawy, jak pojawienie się mocniejszych przeciwników, lepszy ekwipunek w sklepach, jego nowe rodzaje, czy też dostęp do nowych map. Oczywiście senatorowie nie poprą nas na darmo i trzeba ich będzie umiejętnie przekupić, chociaż zawsze jest też możliwość zabicia senatorów, którzy nie poparli naszej ustawy, przez co owa nie weszła w życie. W Assembly jest też możliwość stworzenia własnej postaci, która będzie wspomagać nas w walce. Tutaj wybór jest bardzo duży, od magów, poprzez łuczników, kleryków, wojowników, do przeróżnych bestii jak choćby mantikory i smoki. Poza mrocznym zgromadzeniem, mamy też dostęp do kolejnej przydatnej rzeczy, jaką bez wątpienia jest Item World. Możemy tutaj wchodzić do własnych przedmiotów i staczać w nich walki na losowo wygenerowanych arenach, w celu zwiększenia statystyk owego przedmiotu, dzięki czemu można tworzyć naprawdę potężne bronie, zbroje i różnego rodzaju asortyment przydatny w boju. Poza tym, w przedmiotach znajdują się przeciwnicy, których pokonanie pozwoli nam na stworzenie jeszcze mocniejszego przedmiotu, a dodatkowo, na przeniesienie ich do kolejnego przedmiotu. I jak tu się nudzić mając tyle zajęć? A to jeszcze nie wszystko! Pozostał jeszcze szpital oraz sklep. Zacznijmy od tego pierwszego. W Disgaea nie będziemy już leczyć się głównie przedmiotami typu ether czy potion. Teraz możemy to robić w szpitalu, po uiszczeniu odpowiednij opłaty. Co najciekawsze, im więcej HP i SP (po bardziej „Fajnalowemu” – MP) uleczymy w hospicjum, tym ciekawsze przedmioty za to dostaniemy – czyżby forma odszkodowania?
Pozostał jeszcze tylko sklep – tutaj nie ma wiele do powiedzenia. Sklep jak sklep, jest w każdym Rogu, ale tutaj jest to sprawa dosyć ciekawie rozwiązana. Otóż, przy każdej wizycie w sklepie, znajdą się w nim inne przedmioty, z innym statystykami i tak, jeśli nie znaleźliśmy w sklepie interesującego nas przedmiotu, zwyczajnie wchodzimy do niego raz jeszcze, by sprawdzić czy pojawiła się w nim interesująca nas rzecz, o statystykach takich, jakie sobie wymarzyliśmy.
Były same superlatywy, teraz czas zająć się najsłabszą stroną recenzowanej produkcji, czyli oprawą audio-wizualną. Sama grafika jest, rzekłbym, kontrowersyjna, gdyż znajdą się fani mangowych gier 2D, a znajdą się tez tacy, którzy z trudem będą mogli na taką grafikę spojrzeć, po kilkugodzinnej sesji w FFX.. Ja osobiście należę raczej do tych drugich i grafika w zamku nie wywarła na mnie pozytywnego wrażenia. Na szczęście walki trochę ratują oprawę video, bo są częściowo przeniesione w trzeci wymiar, jednak mimo wszystko, nie jest to mistrzostwo świata (chociaż przyznać muszę, że skill’e niektórych postaci wyglądają naprawdę imponująco). Poza tym, jest jeszcze jeden pozytywny aspekt grafiki, mianowicie arty postaci podczas dialogów. Owe rysunki wykonane są znakomicie i do nich, naprawdę nie można mieć żadnych zastrzeżeń.
O grafice wiemy już wystarczająco dużo, więc czas się zająć udźwiękowieniem Disgaea’y. Do samej muzyki nie można mieć zastrzeżeń. Jest wesoła i skoczna, jak na mocno humorystyczną grę przystało, chociaż momentami potrafi zwolnić i wprowadzić nieco melancholii tam gdzie tego potrzeba. Chociaż szczerze powiedziawszy, nie ma co liczyć na to, że uświadczymy kawałki tak znakomite jak w wykonaniu Nobuo Uematsu czy Yasunori Mitsudy. Co do dźwięków w walce to również nie ma się do czego przyczepić - są takie jakie mają być, czyli dobre ;). Jednak angielski dubbing w tej grze jest po prostu tragiczny. Na szczęście jest opcja przełączenia na japoński, bo ta gra z angielskimi głosami mogłaby startować w konkursie na najbardziej schrzaniony dubbing w historii gier video.
Reasumując, Disgaea to gra nowatorska, wprowadzająca swoim zabawnym, wręcz komediowym klimatem, potężny powiew świeżości, nie tylko do taktycznych RPG, a do wszystkich gier fabularnych. Znakomity, rozbudowany system walki, razem z nietuzinkową fabułą tworzą bardzo ciekawą i wciągającą mieszankę, do której znakomitym dodatkiem stają się rzeczy takie jak Dark Assembly, z możliwością tworzenia własnych postaci i forsowania ustaw w sejmie, czy też Item World, pozwalający spędzać długie godziny na ulepszaniu posiadanych przedmiotów. Wszystko to, byłoby cudowne, gdyby nie oprawa audio-wizualna pozostawiająca wiele do życzenia. Jednak pomimo tego, grę polecam serdecznie wszystkim miłośnikom gatunku, jak i tym, którzy nie mieli z nim styczności, bo „Disgaea: The Hour of Darkness” jest znakomitym i „lekkostrawnym” tytułem, dającym dłuuugie godziny zabawy.
Ocena ogólna: 8/10
Plusy:
- humor
- fabula
- gameplay
Minusy:
- angielski dubbing
- grafika tylko dla fanow mangi
Komentarze (8)
Frozen
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.