Informacja
Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.
Dissidia: Final Fantasy wydaje się spełnieniem marzeń każdego fana serii Final Fantasy. Kto nie marzył o możliwości skopania tyłka Sephirothowi Squallem, bądź wcielenia się w rolę głównego złego swojej ulubionej części serii? Wiele osób czekało na tą grę z niecierpliwością, jednakże pamiętając też jedną z nieco ciemniejszych owiec Square, jaką był Ehrgeiz, która dla wielu okazała się być wielkim rozczarowaniem.
Pierwsze co zauważamy w grze to bardzo dobrze zrobiona grafika i napradę świetne scenki FMV. Animacje podczas walki są bardzo płynne i mimo, że często na ekranie potrafi się dość sporo dziać to animacja nie "chrupnie" ani razu. Postacie są bardzo szczegółowe, plansze kolorowe, praktycznie każdej walce towarzyszy orgia kolorów. Postacie powinny być każdemu dobrze znane poczynając na Wojowniku Światła (Warrior of Light) z FFI, kończąc na Gabranth'cie z FFXII. Postaciami zajął się znany wszystkim Tetsuya Nomura. Wiele z nich przeszło mocny redesign, najbardziej zauważalny u Onion Knighta, Bartza i Tidusa. Głosy postaci są na dość wysokim poziomie, postacie jak Cloud, Squall czy Tidus mają zachowane głosy z gier i filmów, w których występowali. Problem jest jednak taki, że twórcy strasznie wyolbrzymili drobne cechy bohaterów - Bartz nie potrafi przestać gadać o wietrze, ExDeath i Cloud of Darkness ciągle mówą o Otchłani, Cloud brzmi jakby był wszystkim znudzony, Zidane ma ADHD. Brak też różnorodności. Każdy atak, każdy ruch ma dokładnie jedną, tą samą kwestię. Gwarantuję, że dostaniesz szału słysząc poraz setny Garlandowe "Here I come!" czy Cecilowe "Beneath the light... comes judgment !". Plansze nie są niczym wyjątkowym. Przeciwnie - są bardzo proste. Ciężko czasem skojarzyć do której gry która plansza należy (poza FFV, FFVIII i FFX). Są ich dwie wersje - statyczne i dynamiczne. Statyczne - wiadomo, nic się nie dzieje. W dynamicznych zmienia się co jakiś czas layout i dodatkowo możemy wybrać sobie dość interesujące zasady gry jak np. karanie graczy, którzy uciekają cały czas.
Muzyka to oczywiście remiksy znanych utworów ze świata Final Fantasy. Każda część dostaje po dwa utwory "na start", plus jeden bonusowy, który zazwyczaj jest bezpośrednio zapożyczony z gry. Te ostatnie musimy kupić sobie za punkty przyznawane w grze. Utworami zajmowali się Takeharu Ishimoto i Tsuyoshi Sekito. W głównej mierze ich przeróbki brzmią bardzo dobrze, czasem lepiej od oryginałów, choć pojawia się parę przeciętnych kawałków. Nie mają one jednolitego tonu - jedne brzmią typowo orkiestralnie, niektóre są bardziej rockowe, czasem też pojawia się keyboard i bardziej elektroniczne utwory. Co do efektów dźwiękowych to nie mam żadnych zastrzeżeń. Są wyraźne, ale nie głośne na tyle, aby zagłuszały cokolwiek, nie ma żadnych przekłamań, choć słychać parę dźwięków, które są często używane w innych grach bądź filmach. Co nie jest złą rzeczą, poniewaź SE nigdy nie potrafiło zrobić dobrego dźwięku eksplozji. Jedynie irytujący jest już wyżej wymieniony problem z bardzo repetetywnymi hasełkami, które nasze postacie wymawiają.
Fabuła jest szczerze nijaka. Chaos i Cosmos toczą niekończącą się wojnę i za każdym razem przyzywają potężnych wojowników, aby teoretycznie robili wzystko za nich. Każda postać zdaje się znać swojego/swoją nemezis, ale to wszystko. Postacie jedynie... znają się, ale za bardzo nie wiedzą skąd. Nie ma żadnego dialogu wyjaśniającego ich motywację poza "Cosmos nam kazała i ten zły koleś, którego znam jest po stronie Chaosu", nikt nie wspomina o wydarzeniach z odpowiadających im gier. Nie ma żadnych wielkich zwrotów akcji, każdy scenariusz jest bardzo przewidywalny. Na szczęście sama wojna i jej przyczyny są opisane w raportach, które odblokowujemy, ale poza tym jest dość płytko. Jasne, fabuła w bijatykach nigdy nie była zbyt ważna. Ale z drugiej strony mówimy tu o serii Final Fantasy, więc raczej mogliśmy dostać coś ciekawszego.
W grze mamy do wyboru 5 trybów, m.in Story Mode, czyli zwykły tryb fabularny - wybieramy postać i odgrywamy jej rolę. Gracz porusza się na czymś w stylu szachownicy, Duel Colosseum, gdzie walczymy z przeciwnikami wybieranymi za pomocą kart zdobywając różne bonusy czy Quick Battle, czyli typowa walka 1 na 1. System walki jest dość prosty - posiadamy dwa typy ataku celujących w dwa podstawowe parametry wykorzystywane w grze: Brave oraz HP. Siły ataków na Brave zależy od statystyk ATK i DEF. Siła ataku na HP zależy od ilości Brave jaką posiadamy. Aby wygrać walkę trzeba oczywiście pozbawić przeciwnika całego HP. Jeśli przeciwnik straci cały Brave dostaje tzw. Break, gdzie jego ataki na HP nie zadają nic, dopóki Brave nie wróci do swojej normalnej wartości (która zależy od poziomu i ekwipunku postaci). Dodatkowo postać, która zadała Break dostaje punkty Brave skumulowane między postaciami. Przy każdym ataku z postaci wypadają błękitne kryształy, zbierając je zapełnia się pasek EX. Gdy zapełni się możemy uaktywnić EX Mode, przy którym wzrastają nasze statystyki, czasem dostajemy nowe ataki i możemy także wyzwolić dewastujący EX Burst (prościej mówiąc Limit Break). Problematyczne jednak mogą być uniki, które można spamować w nieskończoność. I tu właśnie zaczynają się problemy. O ile można robić ciągłe uniki to między nimi jest ok. sekundowa przerwa. Brzmi to dobrze, o ile nie walczymy z komputerem, który lubi ignorować to ograniczenie. Kolejnym problemem tutaj jest to, że nie jest ważne, żeby postać uniknęła dany atak. Ważne jest, żeby ten unik zrobić. Atak po prostu sobie przez nas przeleci.
Jest też pewien kłopot z AI - ono oszukuje. Strasznie. Nie ma kompletnie żadnych problemów, aby spamować w kółko ten sam atak często więżąc nas w rogu planszy, może wyposażać się w ekwipunek i techniki poniżej wymaganego poziomu i bardzo lubi zczytywać nasze kombinacje, aby idealnie zablokować atak i zrobić kontrę. Statystyki dla niego nic nie znaczą. Ty jak i komputer możecie mieć identyczny ATK i DEF na 100 poziomie, ale Ty będziesz zadawać ledwo 100 obrażeń, a wróg co najmniej po 1000. Kamera jest... beznadziejna. Nierzadko będziesz widzieć ścianę zamiast swojej postaci. Owszem, można obracać kamerą, ale wtedy będziesz widzieć jeszcze więcej ściany. Tzw. 'Chase Mode' jest z początku fajnym pomysłem, później bardzo irytującym. Komputer będzie go używał przy 90% okazji, a każda taka sytuacja polega na naciskaniu X w odpowiednim momencie, aby uniknąć ataku dopóki ktoś nie oberwie, albo grze się to znudzi (najczęściej to drugie). Nasza postać może także wyekwipować sobie Summona. Uaktywniają się one automatycznie bądź z naszej woli. Nie mają ograniczenia poziomu, co tworzy kolejny problem - niektóre z nich pozwalają podnieść nasz poziom Brave. O 60 co 2-3 sekundy przez minutę. Użycie go przez przeciwnika na relatywnie niskim poziome może być naszą zgubą.
W grze jest także sklep, w którym kupujemy ekwipunek. Aby zrobić dobrej jakości ekwipunek potrzebujemy materiały. Problem w tym, że aby je zdobyć trzeba walczyć z przeciwnikami na ok. 100 poziome z najlepszym ekwipunkiem, kiedy nasz jest jakieś 50 poziomów pod jego wyposażeniem.
Dissidia: Final Fantasy to gra z wieloma, dość irytującymi problemami. Nie przeszkadza to jej jednak w byciu bardzo przyjemnym doświadczeniem. Walki są dynamiczne, grafika i efekty cieszą oko, muzyka jest świetna. Warto dać jej szansę.
Square-Enix może spokojnie stwierdzić, że nie powtórzył im się kolejny Ehrgeiz. Niestety nie obyło się bez problemów. Miejmy nadzieję, że Dissidia 2 je usunie.
- Świetna grafika
- Dynamiczny i płynny gameplay
- Oszustwa komputera
- Słaba fabuła
Komentarze (9)
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.