Recenzja

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.

Pod koniec roku 1997, SquareSoft wydał kolejną grę ze swojej najsłynniejszej serii. Jak wiadomo, chodzi tu oczywiście o dobrze nam znaną serię Final Fantasy. Tym razem jednak, gra, o której tu mowa, nie była firmowana kolejną „cyferką”, tylko członem „tactics”. Tak, tak - jak już się domyśliliście chodzi mi o Final Fantasy Tactics. Po ogromnym sukcesie owego tytułu w Kraju Kwitnącej Wiśni, SquareSoft (nie zważając na ostrzeżenia „życzliwych osób”, że zabieg ten może się nie przyjąć), postanowił wydać ową grę w także w USA. Jak się jednak okazało, ostrzeżenia te były zupełnie bezpodstawne, gdyż Final Fantasy Tactics odniosło przeogromny sukces, nie tylko w samych Stanach, ale także na kontynencie europejskim (jak to się stało do dziś „nie” wie nikt, bo przecież FFT nigdy „oficjalnie” nie zostało wydane w Europie, hehehe ;) )

Gra ta, jak się zresztą można domyślić już po samym tytule, nie była typowym Finalem - w przeciwieństwie do „zwykłej” serii była ona rozgrywką typowo taktyczną, do tego jeszcze osadzoną w średniowiecznym świecie - i co trzeba oczywiście dodać - bardzo dojrzałym klimacie. Dzięki jednak swej „odmienności”, wielu doświadczonych Rpg-owców, uznało ten tytuł za godnego przeciwnika najlepszej jak dotychczas „siódemki”, a nawet pojawiły się głosy, że Ramza (główny bohater Tacticsa) rozłożył naszego wspaniałego, Clouda na łopatki, (choć moim zdaniem to już jakieś koszmarne herezje:) ) Nie zmienia to jednak faktu, że po ukończeniu FFT, wszyscy wyczekiwali jego godnego następcy. Czekali, czekali aż nadszedł rok, 2003 w którym w końcu owe marzenie się spełniło - niestety jednak z „malutkim” haczykiem - nasz ukochany PSX tego nie dożył.:( I choć naszego szaraczka godnie zastąpiło czarne PS2, następca FFT nie wyszedł na konsoli Sony a na najsłynniejszym obecnie hand-heldzie – Game Boy Advance. Gra otrzymała oczywiście tytuł po swojej poprzedniczce - tym razem jednak doszedł do niego bardzo modny ostatno człon - „advance”. Tak, więc powitajmy godnie FINAL FANTASY TACTICS ADVANCE!!!

Na samym początku muszę rozwiać pytanie, które na pewno nurtuje wielu z Was - stety czy niestety - ale FFTA nie jest kontynuacją swojej prekursorki. Nie znajdziemy tu żadnych znanych nam postaci, znanych nam miejsc czy też jakichś powiązań fabularnych. Zmienił się także klimat samej gry, który wymłodniał, i to nawet bardzo! Nie bez zmian pozostał także system całej rozgrywki i jej zasady - doszło sporo nowości, a i pare elementów usunięto, ale mimo to gracze, którzy mieli styczność z pierwszym „tacticsem” na pewno się zaraz tu odnajdą. Ale po kolei - najpierw może trochę o fabule.

Cała przygoda rozpoczyna się w malutkim miasteczku St. Ivalice, gdzie od niedawna zamieszkał nasz główny bohater. Marche, jako że jest jeszcze niezłym młodzieniaszkiem, musi chodzić do szkoły, na szczęście jednak, w swych poczynaniach nie jest osamotniony - we wszystkim zawsze towarzyszy mu dwójka jego przyjaciół - „czerwonowłosa” Ritz i trochę zniewieściały Mewt. W tym miejscu powinna pojawić się moralistyczna opowiastka o tym, jak to bardzo nieszczęśliwy jest Mewt, odkąd prawie wszyscy się na nim wyżywają i o tym, że Ritz jest załamana z bycia „białowłosą”, to jednak sobie podaruję i przejdę do sedna tej historii - któregoś wieczora Mewt przynosi tajemniczą, magiczną księgę, opowiadającą o magii, bohaterach, smokach itd.- jej tytuł: ‘’Final Fantasy’’. Oczywiście, jak już się można domyślić, rozbudzone tymi opowieściami dzieci wypowiadają życzenie, jak to fajnie byłoby się w takim świecie znaleźć i TRACH - tego samego wieczora wszyscy przenoszą się do „drugiego” świata!!! Tu zaczyna się cała historia - jako że Marche nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw, musimy pomóc głównemu bohaterowi powrócić do domu i przy okazji odnaleźć naszych zaginionych przyjaciół z „realnego” świata. Czy mu się to uda? Celowo piszę kontrowersyjnego, gdyż niektóre z wprowadzonych tu elementów nie wszystkim starym wyjadaczom przypadną do gustu - chodzi tu chociażby o ten „młody klimat rozgrywki”, podział na misje, wprowadzenie praw czy też elementu budowy mapy - ja akurat jednak do wszystkiego się jakoś przyzwyczaiłem. Nie zmienia to jednak faktu, że każdy z Was musi się SAM w tym sprawdzić - i albo wszystko przypasi, albo i nie. Uprzedzam jednak wielbicieli pierwszego, „tacticsa” - nie oczekujcie od „advanca” zbyt wiele, bo się zawiedziecie - tak, tak - niestety to nie jest ten stary, dobry taktyczny rpg, któremu poświęciliśmy dziesiątki godzin naszych życiorysów - to po prostu nowa, dobra gra, której jeśli musiałbym wystawić ocenę, dałbym po prostu 8/10.

Hehehe, no cóż, fabuła ta jak widać nie należy do zbyt „dorosłych”, i nastawiona jest przede wszystkim na grupy młodszych graczy, co niestety nie przypadnie do gustu wielkim wyjadaczom dawnego „tacticsa”. No a skoro już „tacics advance” skierowany został do młodzieniaszków, to i grafika nie mogła pozostać bez zmian - niestety, ale jak dla mnie to zrobiła się zbyt cukierkowata (fuuuujjjjj). Nie zmienia to jednak faktu, że z powodzeniem przyjęlibyśmy ją na naszych starych, wysłużonych szarakach - czyli jednym słowem - jest pięknie.

Co do samego systemu gry - może najpierw to, co zostało bez zmian? Nie zmienił się przede wszystkim wygląd przeprowadzanych bitew (ten sam rzut na pole walki, podobne postacie i czary) a także ich rozgrywka i zasady (jeden nowy element, ale o tym później). Tak, więc, jak to było w starym FFT walka dzieli się na tury, a ten, kto ma największą szybkość atakuje pierwszy - jednym słowem - normalka. Nie zmienił się także zbytnio element wyboru profesji - jest ich, co prawda więcej i pojawiły się nowe, ale mimo wszystko ten motyw jest nam dobrze znany. Podobnie jest z wyborem ekwipunku - więcej przedmiotów do zdobycia, ale poza tym to też już było. No...I to tyle o „starociach”, (co prawda może się Wam wydawać, że to bardzo mało, ale w rzeczywistości bez zmian pozostały właśnie te najważniejsze rzeczy - czyli szkielet całej gry - dzięki czemu gra ta, choć jest nowa, od razu skojarzy się nam ze swoją poprzedniczką.

Tak czy siak - pora na nowości. Po pierwsze, czego nie było przedtem - magiczne Ivalice zamieszkuje pięć ras - ludzie, znane nam dobrze mooglesy, jaszczurze Bangii, rasa amazonek - Viery oraz posługujące się magią, osiołki U Mou. Każda z tych ras ma swoje unikalne zdolności, a co za tym idzie - także unikatowe profesje do wyboru oraz swoich patronów - „Divine Beast”. Po drugie - podczas prawie wszystkich walk pojawiają się ustalane z góry, aczkolwiek bardzo często zmieniające się zasady, których złamanie powoduje różne następstwa karne (wszystkiemu przygląda się oczywiście sędzia). W praniu wygląda to tak - rozpoczynamy walkę, w której np. zakazane jest używanie czarów, a jednocześnie polecone używanie broni. Gdy więc podczas potyczki jedną z naszych postaci użyjemy magii, może ona (w zależności od mocy prawa) zostać uwięziona (trzeba ja potem wykupić) lub ukarana jakimś niemiłym statusem np. zabraniem doświadczenia. Gdy natomiast drugą postacią użyjemy broni, dostanie ona w nagrodę punkt sędziowski, dzięki któremu później będziemy mogli odpalić zabójcze drużynowe combo albo przyzwać jedną z „Divine Beast”. Po trzecie - pojawiły się klany, czyli po prostu zbiorowiska wszelkiej maści poszukiwaczy przygód. My oczywiście także mamy swój od samego początku i to właśnie do niego rekrutujemy skład na dalsze przygody oraz specjalne bitwy między-klanowe. Jest przy tym oczywiście sporo, radochy, ale niestety - co mnie trochę zniechęciło - brak tu odgórnie narzuconych bohaterów, bo oprócz Marche i mooglesa Mont Blanca, resztę składu klanu tworzymy ze „zwykłych” ochotników, którzy pojawiają się prawie po każdej wykonanej misji. A właśnie - jeśli już mowa o misjach - próżno szukać tu jakiegoś płynnego rozwoju fabuły, gdyż wszystko, nawet właśnie sama fabuła, podzielone jest na różne zadania, które to wykupujemy w knajpach. Oczywiście oprócz misji typowo fabularnych, jest też ogrom sub-questów (razem prawie 300), tak, więc na nudę nie można narzekać. Niestety jednak, ma to też swoje minusy - fabuła bardzo często gmatwa się z tymi wszystkimi, zawsze dostępnymi wątkami pobocznymi, nagminnie, więc można się w tym wszystkim gubić! Ostatnia z nowości, jakie pojawiły się w grze dotyczy mapy. Nowością tą jest, znany nam wszystkim z „Legend Of Mana”, motyw z dokładaniem lokacji na planszy - tu jednak, zamiast przedmiotów, dostajemy po prostu kolejne miejsca, które po prostu umieszczamy w wybranym przez nas punkcie (za odpowiednie kombinacje są nagrody).

To chyba wszystko, pora, więc na małe podsumowanie. FFTA to kawałek fajniutkiego, aczkolwiek bardzo kontrowersyjnego rpg.

Ps. Recenzję i opis oparłem na grze w FFTA na emulatorze - Visual Boy Advance - co oczywiście w znacznym stopniu ułatwiło mi całą rozgrywkę (sejwy w każdym momencie + szybkość gry przede wszystkim).

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Autor: kwiatek
  • Artykuł czytany: 11271
  • Głosy oddane: 53
  • Średnia ocen: 8.8

Komentarze (2)

aysnel ~ 20 październikaa 2007, 21:03
Moim zdaniem fabuła FFTA nie jest wcale tak dziecinna jak to uważają niektórzy. Za fasadą jej tzw. "cukierkowości" kryje się coś głębszego. Zmusza do przemyśleń każdego niezależnie od wieku. Nie jest to bajeczka dla grzecznych dzieci jak wielu sądzi. Porusza wiele spraw z których wiele dotyka nas właściwie każdego dnia. Również do grafiki nie mam zastrzeżeń ponieważ nie wyobrażam sobie jak ta gra mogłaby wyglądać inaczej. Dla mnie 9/10
Gość ~ 19 czerwca 2011, 19:21
Dla mnie ta gra jest świetna, a szczególnie pod względem grywalności.Co do grafiki mi się podoba i tak samo jak aysnel ,,nie wyobrażam sobie jak ta gra mogłaby wyglądać inaczej''. myślę że należy się 9/10

Andrzej

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.