Recenzja

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.

WSTĘP, czyli coś co trzeba napisać na początku żeby jakoś sensownie zacząć.

Jest rok 2065. Ziemia jest opanowana i spustoszona przez najeźdźców z kosmosu. Nazywani są oni Fantomami jako że są niewidoczni dla ludzkiego oka. Garstka ludzi walczy z nimi o przetrwanie swojego gatunku, kryjąc się w otoczonych specjalnymi barierami miastach. Ciągle trwają próby unicestwienia przeciwnika...lecz z każdą kolejną sytuacja staje się coraz to bardziej beznadziejna, a ludzie powoli tracą wiarę w sens jakiegokolwiek oporu. Nie wszyscy jednak. Jest przynajmniej jedna osoba, która widzi wyjście z tej dramatycznej sytuacji i choćby szansa była bardzo niewielka to będzie walczyć do końca. Tą osobą jest Dr. Aki Ross. Młoda kobieta szukająca ratunku w swoich tajemniczych, powtarzających się snach. Wraz ze swoim przyjacielem i mentorem Dr. Sidem wierzą, że da się powstrzymać Fantomy.... kolekcjonując osiem dusz znajdujących się gdzieś na terenie opanowanym przez wroga.

Tak mniej więcej w skrócie przedstawia się zarys fabuły Filmu Final Fantasy : The Spirits Within. Polskie tłumaczenie - Wojna Dusz, co nawet ma pewien sens w przełożeniu na akcję filmu. Dokładnie należałoby to jednak przetłumaczyć - Wewnętrzne Duchy/Dusze albo Dusze Wewnątrz (bardzo dosłownie) czyli nawiązanie do powszechnego przekonania (zaczerpniętego z niezliczonych religii), że każda żywa istota posiada wewnętrzną energię (duszę), która nie ginie wraz ze śmiercią ciała lecz kontynuuje swój żywot w innej postaci. To tak ogólnikowo, jako że nie jestem ekspertem w dziedzinie religii , a poza tym Wielce Szanowna Redakcja nie płaci mi za filozoficzne dywagacje lecz za recenzję filmu :-).

Filmu, który jest pierwszą próbą zaistnienia firmy Square na szerokim ekranie. Próby, jak już wiemy, średnio udanej, co jednak moim zdaniem nie przekłada się na to czy film jest słaby czy też nie. Wprost przeciwnie, uważam ten film za naprawdę dobry (4+ w skali od 1 do 6) i za spory krok w dziedzinie filmu animowanego komputerowo. I to nie takiego w stylu Shreka czy też Toy story, ale takiego który stara się przedstawić akcję i postaci w najbardziej realistyczny z dostępnych sposobów. W czym więc problem? Przypuszczam, że kiepskie przyjęcie filmu na świecie wiąże się z dwoma aspektami. Po pierwsze z faktem iż film ten to przede wszystkim przełom w animacji i jego twórcy skupili się na jego technicznej stronie. A jak wiemy widz to bardzo wymagające stworzenie, które wymaga aby film był spójny w każdym jego elemencie, a zwłaszcza fabularnym. Mniej interesuje go to ile klatek animacji ma dana scena, czy z ilu oddzielnie wygenerowanych włosów składa się fryzura Doktor Ross. A twórcy filmu skupili się właśnie na lansowaniu tego aspektu.

FILM A GRA, czyli ile jedno z drugim ma wspólnego .... a tak w ogóle to o co tyle hałasu?!?!

Drugi o wiele ważniejszy aspekt to nieco mylący tytuł - FINAL FANTASY. Wszyscy, którzy właśnie czytają tą recenzję kojarzą go z niesamowitym cyklem gier (których, tak na marginesie, autor tej recenzji, także jest wielkim fanem). Gry ze świata Final Fantasy zawsze cechowały się tym, że mieliśmy w nich olbrzymią, wielowątkową i pasjonującą fabułę. Ciekawych, ?wielowarstwowych? bohaterów oraz niesamowitą oprawę dźwiękową i graficzną. Większość fanów, a także fanatyków (przykre zjawisko w każdej dziedzinie kulturalnej życia) miało więc już w  momencie ogłoszenia planów powstania takiego filmu jakieś swoje wyobrażenia.

Niestety dla nich, tytuł FINAL FANTASY był czymś w rodzaju chwytu marketingowego - nie znaczy to, że złego, oszukańczego. Miał na celu pokazanie kto przy danym dziele będzie pracował oraz to, że możemy oczekiwać najwyższej jakości animacji. Wszyscy przecież pamiętamy cudowne Intro z Finala VIII, w którym Squall i Seifer okładają się mieczami. Niemal perfekcja. Nie wspomnę już o innych filmikach, od których roiło się w grach FF. Ja właśnie tak to odebrałem. Inni zaczęli snuć różne przypuszczenia, na wielu stronach internetowych pojawiały się tematy - Czego oczekujesz od FF: TZW , lub Co Chcesz w nim zobaczyć?. Sami się nakręcali na 8 cud świata. Gdy doszło do premiery filmu, cudu nie było. Film nie odzwierciedlał żadnej z gier ani sam w  sobie nie stanowił materiału na kolejną część FF na ekranie monitora. Czy to źle? NIE! Film i gra to zupełnie oddzielne narzędzia rozrywki. Każdy z was kto myślał, że będzie miał do czynienia z kalką jakiejś gry - sam się oszukał. Nie ma nic gorszego niż rozbudzone oczekiwania wobec czegoś czego się tak naprawdę nie zna.

PODOBIEŃSTWA,czyli nieco więcej o filmie dla tych, którzy się upierają że nie ma podobieństw do gry

Ludzie pisali, że brakuje im w filmie Chocobosów, akcji, że w ogóle nie  ma odniesień do cyklu FF. Otóż moim zdaniem są takie odniesienia, nawet sporo. Zresztą nawet gdyby ich nie było wcale bym nie narzekał :-) Po  pierwsze jest wiecznie powracająca postać o imieniu Cid (Sid z  angielska). Jak w każdej części gry jest to postać która zna się na technice i jest jakimś instruktorem. W tej części Cid jest naukowcem, ekspertem od teorii Dusz.

Jak w każdej części mamy tu coś na kształt drużyny. Poza Dr Aki i  wspierającym ją radami Cidem mamy tu oddział specjalny o kryptonimie DEEP EYES (Polskie tłumaczenie - Wielkie Oczy :-) ). Reprezentuje go dosyć różnorodna mieszanka ciekawych charakterów. Mamy więc silną kobietę-żołnierza, pilota-wesołka czy sympatycznego Afroamerykanina (tak tak , poprawność polityczna dotarła także do SquareZone :-) ) . Przewodzi nimi bohaterski Kapitam Grey, zakochany z wzajemnością w  pięknej Aki. Ich związek nie rozwija się jednak jak w przysłowiowej bajce i stanowi on jeden z głównych wątków filmu.

Czarny charakter filmu, nieco szalony Generał Hein, też odpowiada standardom wypromowanym przez grę. Nie jest on jakimś złem wcielonym, scenarzyści w kilku momentach starają się pokazać jego bardziej ludzkie oblicze oraz pokazują czemu dokonuje takich wyborów a nie innych. Nie  jest jakimś świrusem chcącym za wszelką cenę dojść do władzy lecz człowiekiem, który głęboko wierzy, iż to co robi jest w stanie ocalić ludzkość. To co czyni go "złym" w tym filmie to nienawiść do wroga spowodowana stratą rodziny oraz fakt, że utracił wiarę i nadzieję na  lepsze jutro. Stoi więc w przeciwieństwie do takich ludzi jak Aki czy Cid, którzy to właśnie dzięki wierze dostają szansę na to aby uratować ludzkość.

Największym odniesieniem do gier jest jednak wątek główny, który w  bardzo dużym stopniu przypomina to co widzieliśmy w VII części gry. Tu przejawia się to jako "teoria Gai" oznaczająca, że każda żywa istota ma duszę, która po jej śmierci wraca do Gai - duszy planety (w tym wypadku ziemi), przekazując jej swoje nabyte doświadczenia i tym samym wzmacniając ją. Tak samo jak w grze dusza Ziemi jest zagrożona i to na  jej ratunku skupiają się bohaterowie. Co istotne, zagrożenie nie płynie tylko od sił zewnętrznych (Fantomy - Jenova/Sephiroth) ale przede wszystkim od ludzi pełnych ignorancji i zapatrzonych w siłę technologii i przemysł (Hein-Shinra Inc.)

Nie mogę się zgodzić z zarzutami, że nie ma akcji. Jest jej całkiem sporo jak na taki film. Wiem, że w porównaniu do gry to jakby w ogóle jej nie było, ale.... kto chciałby oglądać non-stop pojedynki z tymi samymi wrogami na ekranie?!?! co innego gra co innego film. Tu powinniśmy wymagać przede wszystkim dynamizmu. Niestety jak dla mnie ciutkę go brakuje. Pojedynki z wrogiem skupiają się głównie na  strzelaninach, a gdy już jakiś Fantom podejdzie blisko to... GAME OVER. Brakuje mi jakiegoś kolesia co by mieczem wywijał i kasował wrogów..... ojej... zaczynam brzmieć jak jeden z tych "rozczarowanych", z których się wcześniej śmiałem... lepiej zakończę ten wątek :-)

FABUŁA - czyli o czym to w ogóle jest jeśli nie jest tylko popisem grafików komputerowych

Jeśli miałbym odpowiedzieć na to jednym zdaniem to powiedziałbym, że ( poza nic nie mówiącym frazesem o walce ludzi z najeźdźcami) jest to  film o tym, że w życiu najważniejsze są wiara, nadzieja i miłość. Tak wiem... słyszeliśmy to już tyle razy, że niektórym wydaje się to jak śmieszny banał. Niestety niektórym trzeba nawet najprostsze banały powtarzać. Mnie ten "banał" w tym filmie nie przeszkadza. Powiem więcej, jest przedstawiony w dosyć realny i nie nachalny sposób.

Z jednej strony mamy kogoś takiego jak Generał Hein, który przy pomocy potężnej stacji orbitalnej ZEUS pragnie zniszczyć kosmitów, nie  zważając na to iż może tym samym spowodować zagładę samej Ziemi. Z  drugiej strony ludzi, którzy podejmują szaleńczą próbę, bardzo ryzykowną dla nich samych, ratowania Ziemi. Ich misja skompletowania dusz wydaje się niemożliwa a dla dużej części społeczeństwa brzmi to  jak paplanina chorego umysłu. A nawet jeśli im się powiedzie to nie mają żadnych gwarancji, że ich sposób podziała i najeźdźcy zostaną unicestwieni. Mimo to walczą do końca, bo w coś wierzą a nadzieja na  lepszy spokojny świat staje się motorem ich postępowania.

Mamy też postać Kapitana Greya, który zdaje się być pośrodku. Jest żołnierzem wykonującym rozkazy, jednym z lepszych w swoim fachu. Nie  myśli o teorii Gai czy jakiś tam duszach, bo dla niego to nie jest istotne. To co go zmienia i nadaje jego życiu sens inny niż tylko wykonywanie rozkazów to miłość do Aki. Przez to, że jej ufa, pojawiają się u niego wątpliwości aż z czasem zaczyna jej coraz bardziej wierzyć. Moment, w którym będzie musiał ostatecznie odpowiedzieć sobie na  pytanie czy rzeczywiście jej wierzy i ufa to decydujący moment w  filmie, bardzo istotny z punktu widzenia zakończenia.

Ktoś może powiedzieć ... o rany i znowu "potęga miłości ratuje świat" bleeee..... A ja na to: A czy lepsze byłoby gdyby w ostatniej scenie główny bohater sam rozprawił się z setką przeciwników i po efektownej walce pełnej zgonów, ostatecznie zażegnał niebezpieczeństwo? - nie  sądzę. Widzieliśmy tego już setki.

AKTORSTWO, czyli dlaczego nie mogę się umówić z Aki Ross

Jak już wspomniałem cały film został wygenerowany na komputerze. Oznacza to, iż nie uświadczymy w nim aktorów a jedynie doskonale imitujące ich modele. Trzeba przyznać, że jak na pierwsze podejście, to  panowie z Square spisali się na medal. To prawda, że czasami postaci poruszają się ciutkę sztywno jakby im plecy albo karki przewiało, to  prawda że kilka scen odstaje od pozostałych i można by było popracować jeszcze nad generowaniem łez. Ale to i tak nie zmyje pierwszego wrażenia, że mamy do czynienia z produkcją wyjątkową, w którą jacyś ludzie włożyli swoje serca. W niektórych scenach mimika twarzy robi naprawdę piorunujące wrażenie, skupcie się czasami na najzwyklejszych gestach jakie wykonuje Aki słuchając innych bohaterów. Niektórzy aktorzy lepiej by tego nie zagrali. Albo Twarz Sida - "cudownie" postarzona najróżniejszymi plamkami czy zmarszczkami.

Pod postacie podłożono oczywiście głosy, jak w każdej innej "animowanej" produkcji. Tym razem możemy usłyszeć tak znanych aktorów jak Alec Baldwin (Grey), Donald Sutherland (DR. Sid), James Woods (Gen. Hein) czy Steve Buscemi (Neil).

Niektóre głosy dobrano tak, aby ich odtwórcy kojarzyli się z daną postacią. Najlepszym przykładem na to jest Steve Buscemi - wszyscy znamy go z ról, które nawet jeśli w poważnych filmach to i tak nacechowane były dużą dozą ironii i sarkazmu. Tak samo jest tutaj. Jego Neil to postać, która potrafi zachować stoicki spokój na polu walki a  także pomaga rozładować napięcie mniej lub bardziej celnymi uwagami.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić to tylko do wyglądu Kapitana Greya. Wygląda dla mnie jak typowy Amerykanski-patriota-żołnierz-bohater .... no i z twarzy strasznie kojarzy mi się z dojrzalszą wersją Bena Aflecka :-) Przekonajcie się sami.

GRAFIKA, czyli czy to pójdzie na moim G-Force ? :-)

Reszta filmu prezentuje się równie okazale jak postaci. Czasami nawet dużo lepiej. Wszystkie tła i obiekty są dosyć starannie wystylizowane. Nie ma się wrażenia sztuczności czy nadmiernej "czystości" otoczenia. Kolory są dobrane bardzo umiejętnie i pomagają się wczuć w atmosferę wyniszczonej Ziemi. Na największą uwagę zasługują sekwencje snów Dr. Aki. Jako że są to "tylko" sny, graficy mogli popuścić sobie wodze fantazji. To samo tyczy się postaci fantomów oraz końcowych scen gdzie wielkie "cuś" otacza bohaterów. Mi to trochę kojarzy się z Resident Evil.... ale to pewnie tylko moje skrzywienie "zawodowe".

Drobna uwaga. Spotkałem się z zarzutami, że Dr. Aki nie jest specjalnie piękna. A ja na to... bo taka miała być... Jak najbardziej prawdziwa..... jedna z nas..... Na gwinta nam jeszcze jedna ?super modelka z wystrzałowymi balonami?. Poza tym mnie osobiście Aki wydaje się dosyć uroczą osóbką, a jej ?fizyczne niedoskonałości? dodają jej tego uroku jeszcze bardziej.

MUZYKA, czyli to czego nie może zabraknąć w każdym porządnym filmie

Z muzyką w tym filmie jest i dobrze i źle. Źle gdyż brakuje w niej jakiegokolwiek dźwięku pana Nobuo Uematsu, którego szerzej przedstawiać chyba nie muszę. Wielka szkoda, że nie skomponował do tego filmu własnej muzyki. Rozumiem, że twórcy nie umieścili wielu motywów z gier w tym filmie, ale tego że nie mogli umieścić w niej muzyki, którą wszyscy kochamy.... nie bardzo mogę zrozumieć.

Odsuwając jednak na bok te żale, muszę przyznać, że to co słyszymy podczas projekcji nie jest złe (jakkolwiek inne od tego do czego przyzwyczaił nas pan Uematsu) i dobrze ilustruje fabułę. W pamięci zapadają zwłaszcza potężne basy z końcowych scen. Muzyka tam gdzie powinna jest dynamiczna , groźna lub przejmująca. W bardziej romantycznych momentach usłyszymy fragmenty wykonane na pianinie, podczas gdy w scenach akcji dominuje sekcja perkusyjna.

DVD, czyli co dostają Ci którzy NIE zasysają tandetnych Divixów :-).... i których na to stać :-)

Wersja Dvd filmu zasługuje na dodatkową wzmiankę. Jest bardzo przyzwoicie wydana i pełna dodatków. Na pierwszej płycie poza takim standardem jak wybór napisów, skok do  wybranej sceny mamy także ścieżki z komentarzami reżysera, montażystów a także wyodrębnioną ścieżkę dźwiękową z komentarzem kompozytora. Jest także kompletna robocza wersja filmu - czyli coś co zobaczylibyśmy na  ekranie kina gdyby film wyszedł gdzieś na początku lat 90 :-)

Na drugiej płytce znajdują się najciekawsze atrakcje. Spodobają się nawet tym, którym film w ogóle nie przypadł do gustu. Mamy więc szczegóły dotyczące poszczególnych postaci i pojazdów z filmu. Od groma różnego rodzaju reportaży z powstawania filmu, tu realizatorzy zdradzają sporo tajemnic związanych z powstawaniem filmu. Dalej mamy alternatywną sekwencję początkową oraz zmontowane sny Aki Ross w jednym długim filmiku. Na zakończenie pozostają różne żarciki jakie programiści umieścili w filmie w fazie jego produkcji ( w wersji finalnej oczywiście ich nie ma) Widzimy na przykład jak bohaterowie po  przejechaniu samochodem przez stację kolejową, wygrzebują się z wraku z  różnymi częściami powbijanymi w ciało (tak wiem, to chory żart:-) ).

Pieszczotek7Nie spotkacie tu Clouda, Rinoy czy Zidana. To zupełnie inna historia, w innym świecie, a na dodatek rządząca się prawami filmu a nie gry. Jeśli to zrozumiecie będziecie dobrze się bawić oglądając Final Fantasy: the Spirits Within.

Plusy
  • Wszystko oprócz...
Minusy
  • Tytuł może być mylący dla fanów gry
  • Przydałoby się więcej dynamizmu w scenach akcji
  • Panie Uematsu - tęsknimy za panem!
  • Bardziej popis grafiki komputerowej niż sztuki filmowej

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Autor: Pieszczotek
  • Artykuł czytany: 5516
  • Głosy oddane: 20
  • Średnia ocen: 7.9

Komentarze (4)

Kazumaru ~ 19 majaa 2006, 19:29
W sumie jak go za pierwszym razem ogladalem to nie byl zly, swietna animacja. Calkiem fajna muzyka... tylko fabula jakas taka malo finalowa w sumie. Ogolnie to mi sie film podobal, choc raczej malo bylo w nim darmaturgii czy tez uczuc ktore uswiadczyc moglismy tak wiele razy w grach z tej serii... Produkcja miala jakis taki bardziej amerykanski klimat, malo bilo z niej japonskoscia... Mimo wszystko film calkiem fajny do jednego obejzenia. No i piosenka przewodnia do filmu przegenialna ;] L'Arc~en~Ciel - Spirits Dreams Inside -cudo :) Ocena filmu: 7
Vincent ~ 26 lutego 2007, 16:30
Film oglądałem raz i porazie stwierdziłem że film jest apsolutnie zrombany. Brak mu takiego Final'owego klimatu
ghettie ~ 18 stycznia 2008, 12:05
ja miałem tą przyjemność oglądać film w kinie - jestem usatysfakcjonowany ;]
9999r ~ 26 września 2010, 17:31
Film dobry. Byłby bardzo dobry... ...gdyby nie tytuł.

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.