Informacja
Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.
Gdy zapowiadano kolejną część Final Fantasy, jak zwykle oczekiwania graczy były przeogromne. Gra do pewnego czasu powstawała jako exclusive na konsolę PlayStation 3 i nawet zapowiedź wydania jej na konkurencyjną konsolę Microsoftu nie osłabiła przeogromnego podekscytowania jakie budziła ona od momentu jej zapowiedzi.
Gdy "trzynastka" ukazała się na rynku, pojawiły się ogromne jęki zawodu, że gra nie jest tym, czym miała być, albo raczej, czym by chcieli gracze. Twórcom zarzucono stworzenie liniowej i nudnej gry, która jest taka przez lwią część czasu jej poświęconego. Ekipa tworząca odpiera zarzuty, tłumacząc się chęcią lepszego przedstawienia bohaterów i historii ich dotyczącej. Po czyjej stronie leży racja?
Faktem jest, że gra przez pierwsze 20 godzin prowadzi nas całkowicie za rączkę, jeszcze bardziej niż czczone w pewnych kręgach FFX. Jednak taki model rozrywki został wymuszony przez fabułę. FF XIII poznajemy częściowo poprzez narrację jednej z postaci, a częściowo poprzez wydarzenia, które spotykają naszych bohaterów. Skupienie się na jednowątkowej, liniowej fabule pozytywnie wpłynęło na nakreślenie charakterów postaci i zażyłości jakie zachodzą między nimi. A jest co pokazać. Główną bohaterką jest Lightning, były żołnierz, członkini specjalnego oddziału ochronnego. Zrezygnowała ze służby, by uratować swoją siostrę, która została pojmana przez Sanctum, organizację pełniącą rolę służb porządkowych w świecie FF XIII. Nie będę zdradzał więcej fabuły w recenzji, warto jednak zaznaczyć, że przy tworzeniu, Lightning miała być żeńską wersją Clouda z FF VII i zabieg ten się naprawdę udał. Mamy z pozoru twardą babkę, która uparcie prze przed siebie, jednak ma chwile zwątpienia i załamania, zupełnie jak nasz blond-włosy koleżka z ery PSX-a.
Fabuła krąży wokół stworzeń zwanych fal'Cie, mitycznych istnień, które wybierając losowo ludzi przydzielają im Focus, czyli zadanie, które muszą wykonać. Jednak na nieszczęście naznaczonych, nie ujawniają żadnych szczegółów odnośnie przyznanej misji, tworząc jedynie krótki sen z praktycznie zerową podpowiedzią. Jeśli mu nie podołają, stają się monstrami zwanymi Cie'th, jeżeli jednak ktoś odkryje swój Focus i go wykona, zamienia się w kryształ zyskując nieśmiertelność. Po owym "naznaczeniu" przez fal'Cie osoba staje się od tego momentu l'Cie i tak jest określania przez pozostałych mieszkańców świata. Są dwa rodzaje l'Cie, tak jak są dwa światy w grze w grze: Pulse l'Cie, którzy są znienawidzeni przez mieszkańców Coccon i Sanctum l'Cie, którzy są przedstawieni pozytywnie, będąc wybranymi przez siłę wyższą do dobrych celów. Nieustanny konflikt i strach przed Pulse l'Cie jest motorem napędowym tej części gry. Dodatkowymi wątkami są tutaj standardowe już w serii Final Fantasy motywy ? miłość, wojna i chęć uratowania świata. Małym novum jednak jest tutaj brak wyraźnie nakreślonego czarnego charakteru, owszem, walczymy z paroma wrogami, którzy mają ciut większe znaczenie fabularne, jednak żadnego z nich nie poznajemy dokładnie. Dlaczego? To już musicie sami odkryć, ponieważ jest to bardzo dobrze wyjaśnione w samej grze, więc tego nie można uznać za wadę.
Wracając do liniowości, to towarzyszy nam ona przez dłuższy czas, co w moim odczuciu jest ogromną zaletą w dobie tworzonych przez cały świat sand-boxowych gier, których osobiście nie lubię. Jeżeli jednak kochacie otwarty świat lub chociażby jego namiastkę jaką mieliśmy w dwunastej części, to po około 20 godzinach gry otrzymacie coś, co wam się bardzo spodoba - Gran Pulse. Rozlegle połacie terenu, które przypominają Calm Lands z FFX, jednak są od nich na około 2 i pół raza większe. Zaryzykuję twierdzenie, że w późniejszym czasie liniowość fabularna zostaje zrekompensowana.
Największą zaletą tego tytułu jest świetny - system walki. Square Enix chciało stworzyć tradycyjny system oparty na ATB połączony z widowiskowością walk z Advent Children i w pełni się im to udało. Możemy zapomnieć o MP, bo jedynym ograniczeniem w trakcie walki są segmenty paska ATB. Każda z umiejętności wymaga odpowiedniej ilości paska, jednego lub więcej, zależnie od siły danego ataku fizycznego lub magicznego. Możliwości na jakie zezwala ten system są ogromne, możemy tworzyć dzięki niemu różne złożone kombinacje ataków. Drugą ważną kwestią jest wielka swoboda w dobieraniu jakie i ile ataków wykonamy. Dzięki temu zabiegowi, gra nabrała ogromnej dynamiki w trakcie starć z przeciwnikami. Nowością jest również system "Paradygmatów" zastosowanych w trzynastej części "Ostatniej Fantazji". Co to jest? W skrócie można to opisać jako połączenie 3 profesji w jeden skrypt, w pewnym aspekcie można to przyrównać do gambitów z FFXII. Tworzy to przed graczem ogrom możliwości, ponadto umożliwiono wcześniejsze wykonanie ataku poprzez wciśnięcie trójkąta, dzięki czemu nie musimy czekać na pełne naładowanie paska ATB. Dzięki temu możemy tworzyć kombinacje, które szybko nabiją pasek Stagger, który jest teraz ważniejszy niż pasek HP. Czymże jest ten Stagger? Jest to poziom obrony przeciwnika i jeśli go wypełnimy, przełamujemy obronę przeciwnika, zadając mu ogromne obrażenia, co jest kluczem do sukcesu przy większości walk. Dlatego zapomnieć możemy o atakowaniu tylko fizycznie, gdyż walki ze zwykłymi przeciwnikami potrafią wtedy trwać po 30 minut. Wspomnę jeszcze o summonach - każda postać ma jednego do dyspozycji (uwarunkowanie fabularne), by zbytnio nie zdradzać fabuły wspomnę tylko, że Lightning otrzymuje Odina, Snow Shiva'ę a Hope Alexandra. Po przyzwaniu summona, w dalszym ciągu kontrolujemy swoją postacią tak jak było w dwunastej części. Przyzwanym pomagierem kieruje sztuczna inteligencja, jednak w każdej chwili możemy przejść do trybu Gestalt. Wtedy to my wydajemy polecenia naszemu summonowi, kończąc je potem ostatecznym atakiem. Im więcej naładujemy paska drive (atakując przeciwnika naszą postacią), tym więcej ataków w tej fazie wykonamy. Inną rzeczą, o której trzeba wspomnieć to fakt, że każda z postaci ma 3 podstawowe profesje, które z biegiem czasu odblokowujemy. Jest to element systemu nazwanego Crystalium, który przypomina Sphere Grid z Final Fantasy X, jednak jest uboższy i ograniczony, gdyż mamy możliwość wyboru jedynie pomiędzy sześcioma profesjami. Rozwiązanie takie pomogło Square Enix poradzić sobie z problemem poziomu trudności gry, a do tego założono blokadę rozwoju i dopiero wraz z postępami w grze odblokowujemy dalsze części Crystalium. Można żałować, że nie udostępniono nam większej swobody, zwłaszcza, że nie jest to uwarunkowane żadnym względem fabularnym jak inne elementy systemu. Bardzo dobrym i ciekawym elementem w grze jest opcja ulepszania broni i akcesoriów jakie zdobędziemy w trakcie rozgrywki. Niestety, nie ratuje to niepotrzebnego ograniczenia, jakie zostało zawarte w tytule, a o którym wspomniałem wcześniej.
Warto poświęcić parę zdań oprawie audiowizualnej. W tym aspekcie gra nie zawodzi w ogóle, widać, że developer poświęcił dużo czasu tworzeniu grafiki, a modele postaci przeciwników stoją na wysokim poziomie. Owszem, mogłyby być lepsze, jednak proces tworzenia gry wydłużyłby się jeszcze bardziej, na co nie chcieli twórcy pozwolić. Final Fantasy XIII hula w rozdzielczości 720p, co widać, wersja na Xboxa 360 jest niestety w niższej rozdzielczości co odbija się na jakości wyświetlanego obrazu. Dodatkowo w wersji na konsolę Microsoftu FMV są poddane kompresji przez co jakościowo tytuł odstaje od wersji na PS3. Jednak nie wywołując niepotrzebnych wojenek powiem, że filmiki są zrealizowane i zmontowane jak zwykle na najwyższym poziomie, szkoda tylko, że ich tworzenie zżarło lwią część developingu gry, co można było poświęcić na wydłużenie gry.
Warstwa dźwiękowa była przez dłuższy czas wielką niewiadoma, dla większości graczy Final Fantasy to Nobuo Uematsu i nie ukrywam, że dla mnie przez dłuższy czas także, jednak SE ma wielu uzdolnionych kompozytorów. Do trzynastej części ścieżkę dźwiękową skomponował Masashi Hamauzu, który ze swojego zadania wywiązał się wręcz idealnie. Ogromnie różni się ona od poprzednich części, więcej słychać w niej wpływu muzyki elektronicznej niż w innych częściach, jednak występują tutaj utwory z elementami chórku (tak jak było w FFX w utworach "modlitewnych"). Dla wielu graczy zaskoczeniem może być brak sztandarowego utworu serii "Final Fantasy", jakim jest od zawsze "The Prelude" - motywem przewodnim w tej części jest kompozycja ?The Promise? w różnych wariacjach. Lekki, grany na fortepianie utwór towarzyszący nam w menu gry jest dziełem świetnym i z miejsca stał się moim ulubionym. Krótko jeszcze napomknę o utworze wokalizowanym, jaki jest w prawie każdej części - tym razem rola śpiewaczki przypadła pannie Leonie Lewis, gwieździe muzyki pop za oceanem. Posunięcie średnie w moim odczuciu, do cudownego "Eyes On Me" Faye Wong, pani Lewis nie zbliżyła się nawet w połowie. Będąc przy warstwie dźwiękowej trzeba wspomnieć o angielskim dubbingu, który poza częścią XII był zmorą serii (pamięta ktoś fatalnego Tidusa?). Tym razem angielskie głosy trzymają wysoki poziom, VA Lightning i Snowa jest na iście mistrzowskim poziomie dopasowania do postaci, podobnie jest z Sahzem. Inną sprawą są siostry Oerba - Vanille ma głos głupiutkiej nastolatki, jednak, o dziwo, w roli narratora historii sprawuje się wyśmienicie, za to Fang mówi z ewidentnym angielskim akcentem i spokojem w głosie, co lekko nie pasuje do porywczości tej postaci. Nie wspomniałem o Hope'ie, ponieważ zarówno jego głos jak i postać są kompletnie bezpłciowe i tak samo mogłoby go nie być w grze.
Podstawowym pytaniem, na które trzeba sobie odpowiedzieć oceniając tę grę to: "Czego oczekuję do tej części?". Ta gra jest inna niż poprzedniczki, twórcy wyszli naprzeciw zarzutom braku sensownego wątku fabularnego i słabych relacjach między postaciami w FF XII i dostarczyli nam bardzo ciekawą i życiową historię w zamian za swobodę, jaka wcześniej była dostępna. Dlatego więc, jeśli cenimy dobrze zarysowane postacie, gra powinna przypaść do gustu, w innym razie jesteśmy narażeni na ogromne męki jakie niesie ze sobą pierwsze 20 godzin gry. Osobiście mogę polecić ten tytuł, bo może i seria Final Fantasy nie jest synonimem świetności jak w dawniejszych czasach, to jednak to wciąż kawał bardzo dobrej gry, która potrafi wyrwać spory kawał czasu (przejście gry mi zajęło około 40 godzin), nagradzając gracza jednym z najlepszych zakończeń w grach jRPG od dawien dawna.
Oczekiwania wobec gry były ogromne ponieważ jest to pierwszy "Fajnal" na PS3 po długim okresie tworzenia. Zostały one w większości spełnione i otrzymujemy najlepszego jRPG-a tej generacji konsol. Nic tylko kupować i grać bez opamiętania.
- Grafika
- Ścieżka dźwiękowa
- Fabuła
- Gran Pulse
- Możliwość gry po ukończeniu głównego wątku fabularnego
- Zbyt liniowa przez pierwsze 20 godzin gry
- Brak większej ilości minigier
Komentarze (29)
BronX
BronX
Torque
(X)(X)(X)(X)
Gość
Zdzichu
fan
zY
Pegasus
sierge
Wiatr1000
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.