Informacja
Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.
Kiedy Square niespodziewanie ogłosiło, że planuje wydać jeszcze jedną cześć serii Front Mission na PlayStation 2, fani na całym świecie zamarli w oczekiwaniu. Jedna z najbardziej znanych marek Square-Enix?u, przez wielu ceniona bardziej niż Final Fantasy, zadebiutowała na czarnulce pare lat temu, pokazując, że twórcy postanowili pójść w inną stronę. Gra stała się łatwiejsza, fabuła bardziej płytka niż kiedykolwiek wcześniej, muzyka zawiodła na całej linii, a oprawa graficzna mieniła się wieloma niedoróbkami. Nie tego spodziewali się fani, a ich niezadowolenie, odbiło się na kieszeni Square-Enix?u. Czyżby zatem nadchodził koniec tej znakomitej serii? Front Mission 5: Scars of the War pokazał wszystkim fanom, że ich obawy są nieuzasadnione. Wielka szkoda, że pokazał to fanom jedynie w Japonii
Fabularnie, gra jest bardzo ciekawa dla osób, które grały już w poprzednie części serii, jest tu bowiem do niej bardzo wiele nawiązań (w szczególności do Front Mission 3). W grze wcielamy się w Walter?a Fenn?a, żołnierza U.S.N. (United States of the New Continent), stacjonującego na niesławnej wyspie Huffmann?a. Kiedy był dzieckiem, był on świadkiem walki między wanzerami podczas Pierwszego Konfliktu Hoffmann?skiego. Gdyby nie pomoc jego przyjaciela ? Glen?a Duval?a, zginąłby wtedy, przygnieciony spadającą łuską z wielkiego karabinu jednego z robotów. Po tym wydarzeniu została mu jednak tylko jasna blizna na prawym policzku. Mają dwadzieścia kilka lat, Walter wraz z przyjacielem ? Randy?m, awansuje na pilota wanzera i zostaje przeniesiony do Fort Monus, w amerykańskiej części wyspy. W trakcie gry będzie on brał udział w Drugim Konflikcie Hoffmann?skim, a później, dołączając do elitarnego oddziału U.S.N., będzie walczył w różnych konfliktach na całym świecie, mierząc się z terrorystami, a także stając przeciw swojemu przyjacielowi z dzieciństwa ? Glen?owi. W grze zobaczyć będziemy mogli pare znajomych twarzy i usłyszymy o znanych nam rzeczach. Spotkamy chociażby Emir Klamsky z Front Mission 3, której pomożemy w obronie reaktora M.I.D.A.S. na terenie bazy wojskowej na Alasce. Fabuła jest złożona, chociaż część misji jest ze sobą niepowiązanych. Niestety, pomimo tego, że właściwie wszyscy bohaterowi gry są amerykanami, nie przeszkadza im to mówić biegle po japońsku. Bez świetnej znajomości tego języka, fabuła pozostanie dla gracza tajemnicą, a już po samych cutscenkach domyślić się można, że jest czego żałować
Graficznie, gra jest prawdopodobnie szczytem tego, co wydusić można z PS2. Pomimo tego, że w grze jest tylko jeden filmik z prawdziwego zdarzenia, brak wstawek FMV rekompensują nam cutscenki, podane w dużej ilości i w prześlicznej oprawie. Zmieniono całą ideę interfejsu i to zdecydowanie na lepsze. Pomiędzy bitwami, mamy dostęp do różnych części bazy wojskowej, w której aktualnie jesteśmy i możemy wchodzić do różnych jej części, spotykająć ludzi i rozmawiając z nimi z perspektywy pierwszoosobowej. Tak! Widzimy ludzi, z którymi rozmawiamy, a nie jedynie okienko dialogowe, które wyskakuje po wybraniu imienia rozmówcy z archaicznej szarej tabelki, jak to miejsce miało w poprzedniej odsłonie FM. Wanzery są wykonane z wielką dbałością o szczegóły i wydają się mniej kanciaste, niż te z FM4. Nie zauważyłem znacznej poprawy w wykonaniu plansz, ale to nie jest coś, do czego można się przyczepić ? pod tym względem dobrze było już w poprzedniej części. Znacznie usprawnione zostały jednak walki ? są bardziej dynamiczne, wanzery poruszają się agresywniej i szybciej, chociaż odjęto im malowniczą możliwosć poruszania się poprzez zwykłe chodzenie, a zastąpiono dopalaczami w stopach, dającymi efekt łyżworolek. Niedoróbek graficznych dopatrzyłem się tylko kilku i to bardzo drobnych ? a to pocisk przechodzi przez jakąś ścianę na wylot, a to poligony od eksplozji dziwnie się rozkładają podczas zamieci śnieżnej, czy też broń ręczna przechodzi przez wanzera na wylot, kiedy ten unika ciosu. Szczerze przyznam, że można przejść całą grę i na takie drobiazgi nie zwrócić wogóle uwagi. Graficy naprawde zrobili kawał dobrej roboty i człowiek naprawde ulega zdumieniu widząc, jak znaczną poprawe na tym gruncie osiągnięto, od czasu poprzedniej części.
Grający we Front Mission fani przyzwyczaili się chyba już do tego, że muzyka nie jest i nigdy nie była szczególnie mocną stroną serii. W trzeciej części za soundtrack odpowiedzialna była Yoko Shimomura i, pomimo jej geniuszu, który usłyszeć można w Kingdom Hearts, czy Legend of Mana, w tej grze nie pokazała nic naprawde dobrego. Jeszcze gorzej sprawdził się Hidenori Iwasaki, mistrz syntezatora, który wcześniej pomógł przy tworzeniu gier takich jak Threads of Fate, Front Mission 1st, czy Vagrant Story. Poza paroma ambitniejszymi wyjątkami, ścieżka dźwiękowa do Front Mission 4 jest poprostu słaba pod każdym względem. Ten sam twórca zabrał się za tworzenie muzyki do Front Mission 5: Scars of the War, do pomocy biorąc sobie kompozytora i keaboardziste z The Black Mages ? Kenichiro Fukui, który wcześniej pomagał chociażby przy Final Fantasy VII: Advent Children. Efekt naprawde przeszedł moje oczekiwania ? Front Mission 5 to pierwsza część serii z naprawde dobrą ścieżką dźwiękową, której niektórych kawałków miło jest posłuchać poza samą grą. Większośc to oczywiście muzyka elektroniczna, z dużą ilością syntezatora i klawiszy, mamy tu jednak przynajmniej pare track?ów ambitnych, z damskim chórkiem w tle, których nie powstydziłby się nawet Nobuo Uematsu. Wiele pozycji ze ścieżki wpada w ucho po jednym przesłuchaniu i jeszcze bardziej dodaje uroku tej grze. Warto również wspomnieć o tym, że oprawa dźwiękowa gry spisuje się na medal. Nie ma już karabinów, które brzmią jak pistolety na kulki, co często zarzucano broni z poprzednej części. Poruszające się wanzery wydają bardziej realistyczne dźwięki, a seiyu podkładający głos pod głównych bohaterów spisali się na medal.
Zwykła recenzja to zbyt mało, aby opisać system gry, który pod wieloma względami jest bardzo innowacyjny. Czerpie on z tego, co we Front Mission 3 i 4 było najlepsze, oraz wzbogaca to wieloma pomysłami, których nie widzieliśmy nigdy dotąd. Pierwsza i chyba najważniejsza zmiana, dotyczy walki: wprowadzony został Friendly Fire, który kiełkować zaczął w poprzedniej części, ale zdażał się bardzo rzadko. Tutaj naprawde musimy uważaż, żeby podczas ataku na wrogą maszynę, nie postrzelić przy okazji kogoś z naszych. Każdy ruch należy przemyśleć pod tym kątem, często zmuszając wrogów, aby ci ostrzelali swoich kompanów. Choć momentami komplikuje to życie, jest to element, którego seria Front Mission potrzebowała od dawna. Przywrócona została możliwość upgrade?owania części wanzerów, zamiast kupowania nowych. Dokonuje się tego za pomocą specjalnych punktów, które dostajemy za misje. Nie musimy więc, tak jak w FM4, co jakiś czas uzbrajać się w zupełnie nowy zestaw części ? na dobrą sprawę, grę można przejśc ciągle siedząc w tej samej maszynie, poprostu wzmacniając części co jakiś czas. Został wprowadzony podział na profesje, zmieniający nam ideę rozwijania postaci. Teraz, zamiast rozwijania sobie umiejętności posługiwania się daną bronią, szkolimy naszych ludzi w jednej z 6ciu profesji, każdej przeznaczonej do innego rodzaju ekwipunku. Mamy więc uzbrojonych w broń dalekosiężną Gunnerów, leczących nas Mechaników, czy też Strikerów, parających się okładaniem oponentów bronią krótkodystansową. Zamiast stałego składu, ustalonego przez developerów, nasza drużyna w większości składa się z rektutowanych przez nas pilotów, których spotykamy w trakcie gry. Możemy więc sami sobie ustalić jakich pilotów chcemy, czy potrzebni są dodatkowi snajperzy, czy może mechanicy, czy ktoś jeszcze inny. Dysponujemy 6cioma wanzerami (oczywiście, na początku jest mniej), ludzi natomiast możemy zrekrutować nawet 10ciu, którzy zapewnią nam 12to-osobowy skład (6ciu siedzi wtedy na ?ławce rezerwowych?, czekając, kiedy wpuścisz ich do jednej z wolnych maszyn). Powróciła Arena, którą bawić mogliśmy się w pierwszej części Front Mission (a w niej mnóstwo znajomych twarzy) oraz symulacje bitew, podobne do tych, które rozgrywać mogliśmy w FM4. Twórcy dorzucili również tryb Survival, pozwalający nam na zdobycie dodatkowych sprzętów, pokolei przechodząc misje za pomocą jednego wanzera (coś genialnego!). Innowacji jest więcej, mam nadzieję wspomnieć o nich wszystkich w kolejnych artykułach, które co jakiś czas pojawiać się będą w tym dziale. Tutaj zwyczajnie nie ma na to miejsca.
O grze piszę w samych superlatywach, bo naprawde, inaczej się nie da. Wydaje się, że jest to Front Mission 4, poprawiony właściwie pod każdym względem, czerpiący z najlepszych elementów serii, łącząc w sobie świetną grafikę, intrygującą fabułę i klimat, jakiego w tej serii dawno się nie czuło. Chociaż paradoksalnie, bohaterami gry są amerykanie, gra ma już prawie rok, a jeszcze nie wydano jej poza Krajem Kwitnącej Wiśni. Dlaczego? Czemu Square-Enix nie wypuścił na amerykański i europejski rynek gry, która jest tak świetna? Pozostaje nam wierzyć, że jeszcze nie wszystko stracone i piąty Front Mission zostanie przetłumaczony na zrozumiały język i cieszyć się nim będą mogli fani z całego świata. Bo faktycznie, jest się czym cieszyć. Gorąco polecam tą grę, w szczególności fanom serii Front Mission. Obiecuję, że się nie zawiedziecie.
Najlepsza część serii ? przebija nawet Front Mission 3. Z czystym sumieniem postawie tej grze 10, kiedy tylko wyjdzie anglojęzyczna wersja ? póki co, więcej niż 9 dać nie mogę. |
Plusy | Minusy | ||
Genialny system | Po japońsku | ||
Efektowność i grafika | |||
Muzyka i dźwięk | |||
New Game+ i Hard Mode | |||
Dużo smaczków dla znawców serii |
Komentarze (6)
Pete081085
setzerkun
kri
r--x
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.