Informacja
Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.
Wstęp - rzecz, której pisania uczy się już nawet dzieci w gimnazjum. Ja osobiście zarówno wstęp, jak i całą recenzję pisałem trzy razy. Dlaczego? Tą grę naprawdę ciężko ocenić! Oczywiście recenzja to coś, co zawsze będzie tylko subiektywnym wywodem pojedynczej osoby, ale czasem nawet sam autor nie jest zadowolony ze swojego dzieła, dochodząc do wniosków typu: kurczaki,...ale zawyżyłem ocenę!!! Właśnie, dlatego ta recenzja powinna nosić numerek 3 i jest pisana z punktu widzenia osoby, która zdecydowała się ocenić grę pod kątem swoich wymagań... Dosyć pobłażania grom i zawyżania ich ocen, dlatego,że są dziesiątki takich gier... a o epicki, porywający tytuł ciężko!
Jeżeli ktoś dał radę jakimś cudem przebrnąć przez ten fatalnie napisany wstęp, nie będzie się zapewne spodziewał peanów na temat SO:TLH... i ma rację. To, co dla mnie jest najważniejsze w interaktywnej rozrywce, to fabuła. Pod tym względem, SO: TLH prezentuje się naprawdę marnie. O czym opowiada fabuła czwartej części Oceanu Gwiazd? Jest to prequel wydanej już w zamierzchłych czasach SNES'a pierwszej części serii - dowiadujemy się jak wyglądały początki podboju kosmosu przez ludzi. Osoba, wokół której toczy się nasza opowieś,ć to Edge Maverick. Nasz Edzio jest moim zdaniem najgorszym, najnudniejszym i najbardziej żałosnym protagonistą jakiego przyszło w grach z gatunku jRPG prowadzić! Grałeś, drogi czytelniku, kiedyś w grę, w której bohater dostał depresji? Ale pan Maverick posiadł nie tylko pasywną umiejętność zwaną depresją - jego anielskie serduszko gotowe uratować każdego, wytarga nawet złego paskudnika z walącej się wieży (a nuż zmieni on swoje zachowanie?) . Edge to typ człowieka, który przeprowadza staruszki przez jezdnie i pracuje na misjach... ale już dosyć o nim. Główny bohater podczas swojej kosmicznej podróży spotka wiele osób, które chętnie mu pomogą uratować świat. Nasza banda "hirołsów" jest najbardziej nieciekawą i bezosobową, jaką kiedykolwiek w grze widziałem. Znajdzie się wśród nich idiotka Sara , molestowana przez dziadka Lymle czy ciepły Faize... Ech czyż to nie cudowna drużyna?
Pastwiłem się nad fabuła i postaciami, teraz przejdę do oprawy graficznej. Tu nie spotka nikogo żadna niespodzianka - ładnymi obrazkami ludzie z tri-Ace starali się zatuszować braki fabularne i prawie się im udało. Planety, które zwiedzimy są duże i zróżnicowane - raz trafimy na ruiny statku kosmicznego, gdzieindziej na piaszczystą pustynię. Na korzyść dzieła działają również świetnie zaprojektowane monstra czy uzbrojenie, którymi przyjdzie nam krzywdzić wrogów - tego jest naprawdę cała masa - zaczynając od laserowej kosy (sic!) Kończąc, na działku miotającym energie. NPC, z którymi przyjdzie nam rozmawiać, jak i nasze postaci, są również wykonani starannie. Chętnie powiedziałbym coś złego o efektach graficznych - niestety nie mogę. Ferie barw, które widzimy używając magii czy umiejętności (czy gdy wróg używa ich na nas) potrafią naprawdę wgnieść w fotel. Developer postarał się w tej kwestii albo po prostu tylko to potrafił zrobić na tak wysokim poziomie.
Muzyka w grze jest dobra, chociaż nie jest to najlepsza ścieżka dzwiękowa w historii serii. Znacznie gorzej prezentują się głosy poczwar, z którymi przyjdzie nam walczyć - bardziej przypominają piszczenie myszek niż ryk ogromnych stworów. Jeżeli chodzi o dubbing, to chyba pierwszy raz w życiu żałowałem, że nie mogę zmienić angielskiego na japoński ... Aktorzy wypadli po prostu fatalnie - większość nie zasłużyła na sowitą zapłatę, jaką dostali od amerykańskiego wydziału Square Enix'u.
Co możemy robić w tej grze oprócz oglądania widoczków? Jest sporo możliwości, bo mamy masę sidequestów (które ograniczają się to epickiego przynieś-podaj-podetrzyj), świetny system "craft'u", pozwalający stworzyć nam naprawdę potężne przedmioty, czy dodatkowe dungeony, które możemy spenetrować w poszukiwaniu skarbów i potężnych potworów do ubicia. Jak w każdej części, możemy również lepiej poznać towarzyszące nam postacie poprzez Private Actions - tylko jaki to ma sens, skoro nasza drużyna jest tak irytująca i nieciekawa? Oczywiście na tym możliwości się nie kończą: możemy zbierać Battle Trophies, informaje o potworach i wiele, wiele więcej. Twórcy zapewnili graczowi wiele godzin, które poświęcić może na tego typu zajęcia.
Ciężko jest mi postawić ocenę tej grze. Na korzyść tytułu z pewnością przemawia ładna grafika, wciągający system walki czy nienajgorsza muzyka. Z drugiej strony jednak, fabuła jest co najwyżej przeciętna, a nasz protagonista i jego przyjaciele głównie irytują swoją infantylnością. Elementy gry, które uważam za naistotniejsze w jRPG, w SO:TLH zostały zrobione źle lub co najwyżej przeciętnie. Cóż... może następnym razem będzie lepiej?
SO:TLH wypada zbyt słabo jako gra fabularna, by mógł przykuć do telewizora kogoś, kto właśnie tego szukał. Jeżeli przymkniemy oko na braki fabularne, będziemy mogli spędzić przy grze kilkadziesiąt godzin świetnie się bawiąc zabijając potworki - ale to już zależy od tego czego od gry się wymaga !
- Świetny system walki
- Ogromny, pięknie wykonany świat
- Przeciętna fabuła
- Nudni , mdli bohaterowie
- Fatalnie podłożone głosy
- Prymitywne, nic nie dające questy poboczne
Komentarze (3)
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.