Informacja
Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.
Prolog
Dziewczyna westchnęła. Naprawdę nie wiedziała jak to zacząć. Miała już dość czekania. Czekania. Czekania na NIEGO. Musiała zrobić pierwszy krok. Mimo iż w robieniu powyższych najlepsza to ona nie była. Właściwie w tym temacie to przypominała delikatnością słonia w składzie porcelany. Składzie? wypchanym po brzegi tą porcelaną. Ponownie wydała z siebie ciężkie westchnienie. Zacisnęła pięści i spojrzała przez okno. Chociaż nie wiem jak bardzo fajtłapowata by była musi się jej dzisiaj udać! Była do tego w końcu idealna pora.
Noc panowała w najlepsze. Księżyc świecił swoim bladym blaskiem. A po ciemnym niebie powoli sunęły maleńkie, białe płatki śniegu. Na dworze było zimno. A więc o potencjalnej ucieczce "ofiary" nie było mowy. No chyba, że chciałby popełnić atak na samego siebie z zejściem śmiertelnym? wtedy, proszę bardzo! Nie, chwila! O czym ona myślała?!
Potrząsnęła głową. Nikt nie będzie tutaj popełniał samobójstwa. No. Przynajmniej na razie. Gdyż nie ręczyła za to, co się stanie, gdy jej się nie uda. Przygryzła nerwowo wargę. Zegar w korytarzu wybił jedenastą. Tak. Już pora. Zerwała płaszcz z fotela i pobiegła korytarzem. Stukot jej kroków roznosił się bardzo rytmicznie echem po korytarzu. Ale nie pasował do bicia jej serca, które teraz przyśpieszone było dwukrotnie. Czy przez bieg. Czy przez stres. Wolała tego nie wiedzieć. Toteż nie wnikała.
W końcu spowolniła. Z każdym krokiem czuła jak krew uderza jej do głowy. Nogi miała jak z waty. Każdy metr, centymetr czy nawet milimetr, który zbliżał ją do celu powodował, że miała jeszcze większą chęć na odwrót. Zatrzymała się przed upragnionym niecałą jeszcze godzinę temu drzwiami. Wzięła głęboki wdech na uspokojenie. Później drugi. A kiedy nabierała już powietrza na trzeci stwierdziła, że zachowuje się jak zidiociała kretynka i natychmiast wypuściła powietrze.
Uśmiechnęła się do siebie blado. Upewniła się, że włosy zbytnio nie sterczą jej we wszystkich możliwych kierunkach świata. Sprawdziła czy sznurówki w wysokich, ciemnych butach są mocno zawiązane. Poprawiła zieloną sukienkę, która, mimo iż wyglądała na wygodną wcale taka nie była. I stwierdziła? że gorzej to już być nie mogło. ZAWSZE wyglądała jak dziwadło (nie ma to jak odpowiednia samoocena, prawda?). A teraz wyglądała jak mega-dziwadło w zielonej sukience. A sukienka była letnia. A śnieg, jak się można domyślić, latem raczej nie pada. Miała ochotę przekląć się od najgorszych ale nie zdążyła. Na końcu korytarza słychać było przybliżające się kroki. Dobra. Raz się żyje!
Bez namysłu nacisnęła na klamkę i pchnęła drzwi. Kiedy oblał ją półmrok pomieszczenia zrozumiała że zrobiła jedną z najgłupszych rzeczy w swoim życiu. Nie, nie i jeszcze raz nie! Nie tak miało wyglądać jej "Wielkie Wejście". Miała wejść powoli, uśmiechając się promiennie? i inne takie. A teraz stała przyciśnięta do drzwi, z sercem kołatającym w klatce piersiowej jak nigdy dotąd. Pewna mogła być też tego że jej skóra równa jest kolorowi śnieżnobiałej ściany. Świetnie. Blado-zielone przerażone dziwadło. Przez chwilę stała tak jeszcze. Do czasu aż nie przypomniała sobie po co, a raczej do kogo, tu przyszła. Westchnęła i trzęsącą się ręką poprawiła ciemnobrązowe włosy. Założyła jeden kosmyk za ucho i stwierdziła z radością że ciemnowłosy mężczyzna nawet nie zauważył jej wejścia. Nie, właściwie to wpadnięcia. Zresztą nieważne. Ważne że nie zauważył.
Tak ale skoro Cię nie zauważył będziesz musiała sama zacząć, idiotko! - pomyślała. Tak. Zwymyślanie samej sobie zawsze jej dobrze wychodziło. O ile nie najlepiej.
Jej obawy na szczęście okazały się mylne. Mężczyzna podniósł wzrok znad papierów i spojrzał na nią z rozbawieniem w oczach.
- A Ciebie ktoś gonił? - spytał unosząc brew. Robił przy tym bardzo głupkowatą minę. Pewnie myślał, że jest śmieszny.
Dziewczyna prychnęła. Odkleiła się od drzwi, po czym wzięła wdech na uspokojenie.I cały plan legł w gruzach.
- Mnie?! - Ułożyła bojowo ręce na biodrach. - Ależ skąd! Tylko jakaś setka zmartwychwstałych szkieletów. Ale to pewnie dla szanownego pana byłby 'pikuś'! - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, zupełnie nieświadomie przyjęła też minę pięcioletniego, rozpieszczonego, obrażonego dziecka.
- Dla mnie? - Spojrzał na nią z udawaną powagą. - Załatwiłbym takich jedną kulą! - Roześmiał się.
Lubiła jak się śmiał. Ale ostatnio robił to rzadko. Ciekawe, dlaczego? Kiedyś mówili sobie wszystko, jak prawdziwi "przyjaciele". Teraz to już w tą przyjaźń przestawała wątpić. Zresztą to uczucie, jakie żywiła do niego, aż wstyd się przyznać, było o wiele głębsze już od wielu lat. Szkoda, że on tego nie czuł.
- Idiota! - prychnęła.
Usiadła na krześle pod ścianą. Akurat tak, że księżyc rzucał na jej twarz blask. Mężczyzna roześmiał się ponownie. Uwielbiał się z nią droczyć. Zawsze zachowywała się tak samo: jak małe dziecko. Mimo iż dokument dojrzałości otrzymała sześć lat temu, cały czas niektóre jej reakcje pozostawały niezmienione. Tak, jak na przykład właśnie ta. Przez chwilę szukał we wspomnieniach podobnych momentów. Jednak po kilku minutach uświadomił sobie, że nie ma czasu na takie głupoty jak wspominanie. Miał o wiele bardziej poważniejsze problemy.
Uśmiech zszedł mu z twarzy a oczy nabrały poważnego wyrazu. Spojrzał na naburmuszoną dziewczynę i na chwilę w jego oczach pojawiło się znowu iskierki rozbawienia.
- Aniele, nie dąsaj się - powiedział - nie do twarzy Ci z tym grymasem? dzieciaku.
"Anioł" posłał mu mordercze spojrzenie.
Rozdział I "7th Heaven?"
Woda spływała dosłownie każdą ulicą, rynną i innymi możliwymi dla nieokiełznanej cieczy drogami. Niebo było ciemne, wręcz czarne, zupełnie jak to nocą. Brakowało tylko księżyca i jego towarzyszek - gwiazd. Na dodatek wiatr hulał w najlepsze. Porywając niewinnym przechodnią kapelusze i czapki. Taka pogoda panowała w Midgar już od rana. Tifa westchnęła i dotknęła dłonią szyby. Zimna. Cofnęła rękę. Dziewczyna była dzisiaj zupełnie sama. Barret zabrał Marlene na długie wakacje i Tifa nie wiedziała, gdzie oni się teraz podziewali. Cid się nie odzywał. Yuffie wyjechała żeby spotkać się z ojcem. Z Vincentem jak to z Vincentem. Nikt nie wiedział gdzie on jest. A Cloud? również chodził swoimi drogami. Mimo iż ostatnio, nie można było temu zaprzeczyć, zmienił się. Jakby to powiedzieć? stał się bardziej otwarty, jego postawa się zmieniła. Dotychczas miało się wrażenie, że obwinia się on za wszystkie nieszczęścia tego świata. A teraz tego nie było. No cóż, może nie na tyle że 'nie było', ale przynajmniej nie było tego po nim widać.
Tifa wyrwała się z zamyślenia i ponownie spojrzała przez okno. Ludzie na ulicach już się pochowali. Deszcz wzmógł swoje działania i teraz równomiernie walił w szklaną taflę okna, a odgłosy, jakie temu towarzyszyły przypominały uderzenia setek ziaren grochu spadających na ziemię ze znacznej wysokości. Niebo zachmurzyło się i ściemniało jeszcze bardziej? o ile to oczywiście było możliwe. Tifa przeniosła teraz wzrok na coś, co już od paru tygodni górowało nad miastem? Nowy budynek ShinRy.
***
- Szefowi znowu się pogorszyło. - Oświadczył Reno.
Właśnie wnosili z Rude'm jakieś kartony do nowego budynku ShinRa Inc.
- Ja się osobiście dziwie Szefowi - zaczął znowu - że mu się chce w takim stanie bawić znowu w te klocki. - Przystanął na chwile żeby wziąć oddech. Kiedy Rude wyprzedził go o parę metrów, otrząsnął się i szybko wyrównał mu kroku. - Według mnie, to Szef powinien znaleźć sobie kogoś na swoje miejsce i ewentualnie się z nim konsultować?
- Najlepiej ciebie? - mruknął Rude, podsumowując kolegę. Szczerze powiedziawszy miał już dość paplaniny partnera.
- Coś mówiłeś? - Reno spojrzał na niego znad stosu pudeł.
Obydwoje przystanęli, znaleźli się naprzeciw wejścia do budynku.
- Nie nic? - mruknął Rude i 'otworzył' nogą, główne wejście do budynku.
- Ale ja wiem co mówiłeś!!! - wrzasnął i pobiegł za nim. Jednak zanim zdążył przebiec przez drzwi, te zatrzasnęły mu się przed nosem. Chłopak upadł z hukiem. Przez chwile leżał na ziemi przygnieciony kartonami. Po paru sekundach podniósł głowę i oparł się na łokciach.
- Wiesz co?! - wrzasnął do przyjaciela który stał w uchylonym wejściu, wyglądało na to, że całkiem nieźle się bawi. - Niech cię szlag trafi ty stary pacanie!
***
- Cholera? - Mężczyzna powolnym ruchem odsunął telefon od ucha i odłożył go kilka centymetrów od siebie, tak żeby w razie czego, mógł go odebrać bez zbędnego wysiłku.
Spojrzał na swoją lewą rękę. Znowu przyczepili mu jakieś rurki i kabelki. Nie cierpiał tego. Opuścił głowę na poduszkę. Nienawidził tego ciągłego leżenia. Mimo iż nie należał do ludzi którzy ubóstwiają ciężką pracę, to akurat, w tym momencie, miał o wiele ważniejsze i pilniejsze rzeczy do roboty. Przeklął siarczyście pod nosem. Czuł się tak, jakby ktoś przywalił mu z całej siły tępym, ciężkim narzędziem w głowę. Położył się na wznak i wbił wzrok w ciemność. Cisza. Ta cholerna cisza! Nic, poza cichym, równomiernym pikaniem i szumem różnych spec-maszyn medycznych. Które stały prawie w całym pomieszczeniu. Mężczyzna czuł się jakby powoli, stopniowo wtapiał się w tę otaczającą go ciszę.
***
- Jestem! - Radosny głos, ciemnowłosej dziewczyny zakłócił ciszę.
Istota stanęła na środku pomieszczenia, przygryzła wargę i mruknęła:
- A więc to tak? - Nikogo nie było.
Rozejrzała się, przeleciała wzrokiem po pustym barze, krzesłach, stolikach itd. aż na końcu zatrzymała wzrok na przeciwległej ścianie. Ich zdjęcia. Zdjęcia ich drużyny. Prawie cała ściana! Dziewczyna podeszła bliżej. Byli tam dosłownie wszyscy. O! Tifa z Cloudem? jaka z nich ładna para? pasowaliby do siebie?
Dalej?
Barret i Marlene, Cid, Red? o! i nawet ona jest! Nieco dalej odnalazła jeszcze wzrokiem Vincenta, który, notabene za zdjęciami nie przepadał? Dalej znalazła znowu siebie, tym razem na zdjęciu z Barretem, później kilka zdjęć Clouda? dalej Tifa, Red, Cait Sith? Kiedy zweryfikowała już zawartość całej ściany, zauważyła że w rogu, na samej górze, wisiał specyficzny portret młodej dziewczyny, o bystrych zielonych oczach i brązowych, lekko loczkowatych włosach. Zdecydowanie nieznajomej dziewczyny.
- Yuffie! Miałaś przyjechać dopiero jutro! - Tifa zbiegła ze schodów i stanęła na wprost młodej przybyszki.
- A tak się jakoś złożyło? - mruknęła i obdarowała koleżankę szczerym, radosnym uśmiechem.
- Ależ ja się bardzo cieszę! Już miałam dość siedzenia tutaj samej! Teraz przynajmniej będę miała do kogo usta otworzyć! - Tifa wyściskała gościa.
Zaś kiedy Yuffie poczuła, że została już wystarczająco wymiętoszona odsunęła się delikatnie od przyjaciółki i zwróciła swój wzrok do fotografii która tak bardzo ją zaintrygowała.
- Kto to jest? - spytała bez zbędnych dochodzeń.
- Nie wiem - usłyszała w odpowiedzi - znalazłam to zdjęcie niedawno, kiedy byłam z wizytą w Nibelheim, leżało zniszczone niedaleko Shinra Mansion, a że, szczerze powiedziawszy, spodobało mi się, więc je ze sobą wzięłam. I tak się jakoś stało że teraz tutaj wisi?
- Ahaaa? - mruknęła przewlekle Yuffie, jakoś mało satysfakcjonowała ją odpowiedz, którą usłyszała. Ponownie zagapiła się na fotografię.
Zapadła chwila ciszy.
- Siadaj - Usłyszała, odwróciła się. Tifa nagle znalazła się za barem. - Dam Ci coś ciepłego do zjedzenia. Bo po takiej podróży, zapewne jesteś głodna!
Yuffie zgodnie przytaknęła i usiadła na barowym krzesełku. Przez chwilę przyglądała się jak powstaje jej dzisiejszy obiad a potem zerknęła za okno. Rzucił się jej w oczy wiadomy budynek.
- Nie wiem, o co w tym chodzi? - mruknęła cicho Tifa, nie podnosząc wzroku znad gotowanej potrawy, nie musiała widzieć żeby wiedzieć na czym skupiła się uwaga jej przyjaciółki. - Niby chcieli się 'odbudować'?
- Ale w jakim sensie? - dokończyła za nią Yuffie.
***
- No dobra, to już chyba wszystko - mruknął Reno, odłożył ostatni karton, który miał wnieść do nowego gabinetu Shinry i otrzepał ręce. - No to co, przyjacielu? - Spojrzał na Rude'a. - Idziemy do baru odwiedzić naszych starych przyjaciół? A przy okazji walnąć sobie kieliszeczek albo dwa? - Uśmiechnął się przekonująco.
Nie widząc reakcji przyjaciela dodał szybko:
- Ja stawiam!
Rude wstrząsnął ramionami.
***
Cloud Strife właśnie kończył kolejny dzień pracy w Korporacji. Nie przyznano mu jeszcze miejsca w głównej siedzibie, gdyż ta dopiero, co powstała i nie została jeszcze do końca rozplanowana. Wszystko robione było na 'szybkiego'.
Coś o nim samym?
Cloud wrócił do SOLDIER i zajął się tam szkoleniem rekrutów. Normalnie, w żadnym wypadku, nie wróciłby do ShinRy, ale zrobił to tylko po to żeby wiedzieć, 'co jest grane'. Wielka korporacja znowu przejmowała władze, a Cloud i reszta drużyny, musiała mieć pewność że Shinra nie popełni kolejnego błędu. Strife działał, jakby na przeszpiegach i przy okazji nieźle zarabiał. Zaś życie w Nowym Midgar do tanich nie należało? niby był jeszcze bar Tify, ale tam wpadali tylko ludzie, którym nie żal było pieniędzy, (czyli przeważnie Turksowie, z jednym, 'specyficznym' na czele).
Cloud szedł przez chwilę zamyślony, wgapiony w czubki swoich butów. Wiatr targał jego włosami. Czy już nie powinni porzucić swoich obaw? Przecież Rufus jest jeszcze chyba na tyle mądry, żeby nie powtarzać błędu swojego i ojca. Chociaż ostatnimi czasy do uszu Clouda doszło, że Shinra poszukuje jakiegoś źródła energii. Ale jakiego? nie wiadomo. Chłopak żałował, że jako SOLDIER nie miał bezpośredniego wglądu do źródeł informacji. Był po prostu za daleko do spraw urzędowych.
- Hej! Strife, zaczekaj! - Usłyszał za sobą głos, który wyrwał go z zamyślenia.
Odwrócił się. Reno biegł za nim, omal co nie gubiąc po drodze, zsuwającej mu się z ramion, marynarki. Oczywiście za chwilę, parę metrów dalej, wyłonił się Rude. Który szedł spokojnie, w bezpiecznej odległości, udając że nie zna czerwono-włosego. Jednak Reno dobiegł do niego, zgiął się w pół i zaczął brać głębsze wdechy. Kiedy pozbył się zadyszki wyprostował się i poprawił marynarkę.
- I jak tam Cloud? - zagadał.
Strife wzruszył ramionami i ruszył dalej, zostawiając dwóch Turksów w tyle. Mylił się, jeśli myślał, że oni za nim nie pójdą. Bo poszli.
- Nie lubisz nas już? - spytał Reno doganiając go.
Blondyn wyminął go taktownie i ruszył dalej. Turks zaś dogonił go w trybie błyskawicznym.
- Ej, stary co jest? - spytał.
Strife westchnął.
- Jakiś idiota za mną idzie - odpowiedział.
- Gdzie? - Reno rozejrzał się. Po chwili jakby zrozumiał aluzje. - No wiesz, co! To nie było miłe! - oburzył się.
Rozdział II
- WOW! Ile tu ludzi - krzyknęła młoda dziewczyna, jej szare oczy wędrowały z człowieka na człowieka. Założyła kosmyk ciemnych włosów za ucho, zarzuciła różową grzywką i obejrzała się do tyłu.
Za nią spokojnym, wolnym krokiem szedł chłopak. Z lekka od niej starszy. Jego srebrno-białe włosy poddawały się bez zahamowań powiewom wiatru, co powodowało, że to, co miał na głowie stawało się jeszcze bardziej rozczochrane niż dotychczas. Był zdecydowanie spokojniejszy od swojej towarzyszki. Może to, dlatego że za rękę prowadził małą, blond dziewczynkę o jasnoszarych, przejrzystych oczach.
- Nico, uspokój się - powiedział.
Dziewczyna idąca przed nim zatrzymała się.
- Oj braciszkuuu... - jęknęła - Nie bądź taki poważny!
Chłopak wzruszył ramionami i wyminął siostrę. Mała dziewczynka idąca z nim za rękę uśmiechnęła się do Nico. Srebrnowłosy przystanął i odwrócił się spokojnie.
- Idziesz? - spytał.
Nico wzruszyła ramionami i ruszyła z miejsca. Teraz już nie taka energiczna, ale naburmuszona i obrażona. Szła kilka kroków za nim, już nie rozglądając się na żadne strony. Victor wyczuł złą atmosferę i szczerze powiedziawszy poczuł się trochę winny. Może nie powinien tak studzić jej zapału - nienawidził w sobie tych wyrzutów sumienia. Czasami, mimo że wypomniał komuś coś z całkowitą słusznością czuł się winny. Przygryzł wargę i przystanął. Odwrócił się w stronę siostry.
- Pamiętaj, przyszliśmy tu tylko po jedno... - powiedział to tak, jakby ta wiadomość miała poprawić jej nastrój.
***
- Witamy Szefa na starych... eee... NOWYCH śmieciach! - oznajmił oficjalnie Reno 'wprowadzając' prezesa korporacji do nowego gabinetu.
Rufus przeszedł obok niego bez słowa. Elena potrząsnęła głową. Czerwono-włosy wzruszył tylko ramionami. O co im chodzi?
Z Turksów w całej korporacji pozostali teraz tylko on i Elena. Jednostki SOLDIER odbywały specjalne treningi, a pozostali Turksowie przebywali porozrzucani po różnych miastach planety, gdzie spisywali raporty o ludności, jej stanie majątkowym, liczebności, stopniu zapotrzebowania na energie etc. Rude na przykład przebywał w Kalm, a Tseng w Nibelheim. Elena i Reno zostali.
Rufus podszedł do swojego biurka, oparł się o nie i spojrzał na parę Turksów stojącą pod drzwiami. Reno i Elena wymieniali między sobą oskarżycielskie spojrzenia, z taką siłą jakby prowadzili zawziętą kłótni nie używając słów.
- Działo się coś pod moją nieobecność? - spytał.
Czerwono-włosy i blondynka spojrzeli ponownie po sobie. Elena zacisnęła mocniej palce na teczce, którą przyciskała do piersi i podeszła do prezydenta.
- Jest coś... ale... - Zaczęła dość niezdarnie przeglądać materiały z teczki. - Nie wiem czy to istotne... - Jedna kartka omal co nie osunęła się jej na ziemie, ale na szczęście została złapana w ostatniej chwili. Reno zaś podszedł bliżej i stanął za blondynką. Zaczął zerkać jej przez ramie, co spowodowało że ruchy Eleny stały się jeszcze bardziej niezdarne.
Reno przyglądał się temu z błyskami satysfakcji w oczach. Shinra przewrócił oczami. Kogo on zatrudnia?
- Mam! - krzyknęła tryumfalnie dziewczyna, wyjmując i unosząc plik zdjęć (Reno przy okazji omal co nie oberwał z łokcia w nos). Podała je szefowi. Ten wziął je dość obojętnie i zaczął przeglądać, Elena zaś poczęła z zapałem wyjaśniać ich treść i pochodzenie.
- Tseng je przysłał - powiedziała (Reno w tym momencie charakterystycznie chrząknął) - Zostały zrobione w Shinra Mansion, jak sam szef widzi, ktoś włamał się do budynku i... poprzerzucał wszystkie papiery i akta... niektóre nawet wyfrunęły przez wybite szyby na zewnątrz...
- Coś zginęło? - spytał, nie podnosząc wzroku znad zdjęć.
- Z tego co wiemy na razie to nic. Ale ten ktoś dotarł do tajnego przejścia...
- Do piwnicy? - uniósł wzrok.
- Uhm.
- Cholera.
- Nie mamy szczegółowego spisu co tam było, dlatego nie możemy być do końca pewni czy coś stamtąd nie zniknęło.
Rufus rzucił zdjęcia na biurko.
- No to ładnie... - mruknął - Ktoś sobie po prostu zerwał pieczęć z kłódki i wszedł? - spytał głośniej.
Reno wzruszył ramionami.
- Na to wygląda - odpowiedziała Elena.
***
- Musisz już wyjeżdżać? - spytała Tifa.
Yuffie wzruszyła ramionami. Nie musiała. Ale chciała. Czuła, że ciągłe siedzenie na miejscu ją po prostu ogranicza. A bądź, co bądź, ale ograniczeń Yuffie nie lubiła. Ostatniej nocy wymyśliła sobie, że ruszy do Gór Nibel, aby tam poszukać materii. Jak sobie wykombinowała, tak chciała uczynić. Ktoś, kto byłby absolutnie ograniczony i przedstawiałby swoją osobą wszelkie możliwe rodzaje głupoty, spytałby zapewne, dlaczego panna Kisaragi cały czas szuka tych materii. Ano właśnie. W końcu świat już niby pozostał bez wojen i wszelkiego zła. NIBY! A co się stanie, jeśli nie daj matulo ziemio, znowu zjawi się ktoś, kto będzie chciał puścić wszystko z dymem?! No właśnie, Yuffie w głębi ducha była bardzo zapobiegliwa. W szczególności, jeśli ta zapobiegliwość tyczyła się jej ulubionego hobby. Bo materię, naprawdę, zbierać lubiła.
Wyjaśnianie tego wszystkiego, tutaj Tifie, wydawało się Yuffie po prostu mało atrakcyjne i żmudne. Pożegnała się więc i obiecała, że na pewno niedługo znowu do niej wpadnie a teraz musi już lecieć.
***
- Wyślemy tam ludzi - powiedział oschle mężczyzna, po czym wsunął ręce w kieszenie białego garnituru - Już dawno powinien tam ktoś być... jeżeli jakiekolwiek papiery wydostały się na zewnątrz... to istnieje duża szansa że ludzie nas ponownie zlinczują...
Zapanowała cisza. Reno stał naprzeciw szefa i bujał się na piętach, albo się zawiesił, albo przebywał w zupełnie innym świecie. Elena już dawno wyszła skontaktować się z Tsengiem - co Reno oczywiście odpowiednio skomentował.
- Kogo niby tam wysłać? - wyrwał się 'zamyślenia', lecz nie przestał się kołysać.
- Kilku mało doświadczonych Turksów - odpowiedział Shinra.
- Dużo mamy takich - powiedział Reno, jego głos wzbogacił się teraz o nutkę powagi. Bo jeśli chodziło o poważne kwestie zawodowe potrafił naprawdę zachować powagę.
Zapadła cisza. W momencie upadku ShinRa straciła wielu bardzo dobrych ludzi. A teraz nikt się nie kwapił do roboty w korporacji... wszystko to przez złe wspomnienia i reputację. Sama zaś korporacja przyjmowała na wysokie stanowiska ludzi którzy w starych warunkach mogliby co najwyżej ścierać kurze w archiwum.
- Niestety...
Reno przytaknął sam sobie i spytał:
- To kogo mam tam wysłać? - Przy okazji podrapał się po karku.
- Nie wiem, wybierz sobie kogo chcesz.
Słońce na horyzoncie zaczęło zachodzić. Pomieszczenie było teraz oświetlone wręcz pomarańczowym światłem. Prezydent spoglądał na Turksa wyczekująco. Dla niego sprawa była już zakończona. Dopiero po kilku minutach Reno zrozumiał że powinien wyjść.
- No to idę załatwiać tych ludzi! - powiedział z zadziewającym zapałem i opuścił gabinet.
***
Noc, nad Nibelheim nadchodziła nieuchronnie. Pomarańczowe słońce chowało się za horyzontem, pozostawiając na różowiącym się niebie, czerwone smugi. Całe miasto było skąpane w pomarańczowym świetle. Jednak nikt z ulicznych przechodniów nie zwracał uwagi na te cudo natury. Każdy zajęty swoimi sprawami, zatroskany własnymi problemami, ani myślał, aby zapatrzyć się w niebo.
Młoda dziewczyna o właśnie się o tym przekonała. Stała w oknie, z oczami utkwionymi w pomarańczowym kole, wtedy naszedł ją pomysł. Wieczór zapowiadał się bardzo ładny, dlaczego więc nie miałaby pójść w góry i poszukać materii? A jeśli zdarzy się, że akurat dzisiaj, ktoś tam przed nią pójdzie? I zabierze jej najlepszy kąsek sprzed nosa?! O nie! Do tego nie można było dopuścić!
Yuffie zerwała się z miejsca. Wybiegła szybko z wynajętego pokoiku. Trzasnęła drzwiami z taką siłą że omal, nie zrzuciła obrazka wiszącego po drugiej stronie ściany. Zbiegła schodami na dół, powiedziała gospodyni że wychodzi i już pędziła w kierunku gór.
***
Księżycowa poświata oświetlała twarz blondyna. Leżał sobie spokojnie, na wznak, z zaciśniętymi powiekami, przykryty kołdrą po samą brodę. Spał w najlepsze. W końcu coś mu się należało po tak męczącej pracy. Ulicą przejechał samochód. Chłopak przewrócił się gwałtownie i zakrył głowę kołdrą. Jednak ruch uliczny nie był jego jedynym wrogiem tego wieczora. Z sąsiedniego stolika dobiegł go dźwięk dzwoniącego telefonu. Blondyn przeklął pod nosem i nakrył się mocniej kołdrą, pewny, że ów natrętna osoba zaraz przestanie dzwonić. Mylił się. Dźwięk telefonu nasilał się jeszcze bardziej.
Wyrwany ze snu chłopak nie mógł się złamać żeby wstać i podnieść słuchawkę. Trwało to kilka dobrych minut zanim zwlókł się z łóżka, przetarł oczy i w końcu, po omacku, odnalazł telefon. Podniósł słuchawkę.
- Halo - mruknął sennie.
- Cloud, przyjeżdżaj tu do mnie w tej chwili! - wrzasnął mu do ucha rozhisteryzowany, piszczący, dziewczęcy głos.
Blondyn przetarł skroń i zaczął się zastanawiać, kto dzwoni... po paru sekundach rozpoznał głos Yuffie.
- Yuffie, czego chcesz? - spytał, zupełnie tak jakby tamtych wykrzyczanych słów nie było.
- Musisz przyjechać do Nibelheim!
- Znasz się na zegarku? - Znowu zignorował jej odpowiedź.
- Cloud! Ja chce ci powiedzieć coś ważnego! - wrzasnęła Yuffie.
Strife przeczesał ręką włosy.
- Mam nadzieję, że to coś jest na tyle ważne, aby budzić mnie o wpół do trzeciej w nocy... - mruknął prawie nie słyszalnie.
- No właśnie... ja... - Yuffie zaczeka się jąkać - znalazłam... znaczy się, szukałam materii i znalazłam...
- No, co znalazłaś? - spytał podenerwowany. Jeśli zaraz mu nie powie, o co jej chodzi to pojedzie do tego Nibelheim tylko po to, aby ukręcić jej głowę.
- DZIEWCZYNĘ! - wydusiła wreszcie.
- A to nowość... - mruknął Cloud - Powiedz mi... piłaś dzisiaj coś?
- Nie żartuj sobie! - krzyknęła - Ja mówię poważnie!
- A czy ja mówię, że nie mówisz?
- Cloud!
- Co?
- Przestań!
- A więc mówisz że znalazłaś sobie dziewczynę... i dzwonisz do mnie o tej porze żeby to powiedzieć... ciekawe...
- Zamknij się! - wrzasnęła - NIE ZNALAZŁAM SOBIE ŻADNEJ DZIEWCZYNY! Chodzi mi o to że szukałam materii, zrobiło się ciemno, potknęłam się o jakiś kamienie... na chwile mnie zamroczyło i wpadłam do jaskini... wtedy spostrzegłam że coś okrągłego i przezroczystego w kącie ... myślę "Materia!"... no i faktycznie, to była materia... ale jakaś taka dziwna patrzę dalej a tam ciało!
- Tej dziewczyny? - domyślił się Cloud.
- Uhm. Ona nie jest martwa. Cały czas ma wyczuwalny puls etc. myślałam że śpi, ale nie. To wygląda jak śpiączka. Wydaje mi się że tą materią można ją zbudzić, ale sama się boje to zrobić... Bo jeśli to znowu jakiś... - wymamrotała. Ton jej głosu wyraźnie ucichł.
- Dobra przyjadę! - krzyknął blondyn nie pozwalając jej dokończyć.
- Będziesz jutro? - spytała Yuffie z nadzieją.
W tym momencie w pokoju Strife'a rozległo się pukanie. Mężczyzna odsunął na chwilę telefon od twarzy i zaprosił gościa do środka. To była Tifa, zapewne przyszła zwabiona krzykami.
- To Yuffie - powiedział do niej wskazując na telefon.
Tifa kiwnęła głową i usiadła obok niego, przysłuchując się reszcie rozmowy.
- Nie, jutro na pewno nie - odpowiedział spokojnie do słuchawki - Droga w najlepszym razie zajmie mi dwa-trzy dni - Spojrzał na siedzącą obok dziewczynę, jej obecność go jakoś uspokoiła.
- No dobra - mruknęła Yuffie - CZEKAM! - dodała z ożywieniem, po czym odłożyła słuchawkę.
Resztę nocy Cloud poświecił na wytłumaczenie Tifie tego co powiedziała mu Yuffie a później na planowaniu podróży.
Rozdział III
Wszystko zdawało się takie piękne. Takie dalekie. Jakby cały świat odpłynął. Jakby wszystkie problemy zniknęły, przepadły, pogubiły się gdzieś po drodze. Miało się wrażenie, że to, co było, to, co minęło, wcale nie miało miejsca. Zwykły koszmar, z którego człowiek może się obudzić w każdej chwili. Ale ten świat zmienił się strasznie, był koszmarem. Teraz jest bezgłośnym krzykiem błagającym o pomoc.
Ponura rzeczywistość spłynęła na Clouda, gdy tylko dostrzegł na horyzoncie zarysy Nibelheim. Teraz tak spokojnego miasta, skąpanego w ciepłym blasku słońca. Jednak to nie było to samo miasto, jakie znał. I nigdy już nie będzie. Budynki mogą pozostać takie same, drzewa mogą stać na swoich starych miejscach, a ludzie mogą udawać, że nic się nie stało. Jednak wspomnienia tego miasta, jego historia i jego dusza spłonęły. Teraz to już nie było miasto Clouda. To był jego marny cień, wybudowany przez ShinRę dla zatarcia śladów wydarzeń związanych z Sephirothem. Strife przyhamował. Kiedy jego myśli przechodziły na tor związany z tym "Maniakiem Zagłady Planety" od razu starał się je wyrzucić. Zszedł z motoru. Stanął na środku piaszczystej drogi, prowadzącej po linii prostej do miasta. Słońce prawie całkowicie go oślepiło. Wiatr kilka razy owiał twarz. Chłopak przymknął powieki.
Na chwilę naprawdę odpłynął z uczuciem, że nic nigdy się tutaj nie stało. Chciał otworzyć oczy i trwać w tym optymistycznym przekonaniu - dojechać w nim do Nibelheim. Jednak nie dało rady. Poczuł swąd paliwa, potem podmuchy wiatru zmogły się na wartości, słychać było warkot silnika... Za chwilę to wszystko ustało, tak szybko jak się pojawiło. Oddaliło się w kierunku miasta. No jasne. To śmigłowiec. Śmigłowiec ShinRy.
***
- A ja i tak lubię te robotę, nawet, jeżeli każą mi oglądać bandę idiotów starających dostać się do tak elitarnej jednostki jak nasza!
- Idiotów? Lepiej spójrz w lustro.
- Coś mówiłaś Elenko? - spytał Reno nachylając się w jej stronę.
- Ja tylko stwierdziłam fakt - podsumowała dziewczyna.
- Że jestem idiotą?
- Oczywiście.
Para Tursków zmierzała właśnie półciemnym korytarzem do sali treningowej gdzie mieli rekrutować 'świeże mięso'. Czerwonowłosy wymamrotał coś pod nosem, schował ręce w kieszenie i luźnym krokiem szedł na przód.
Zbyt wyluzowany nawet jak na siebie, a szczególnie, że przed chwilą został nazwany idiotą - pomyślała Elena. Wzruszyła ramionami i dumnie ściskając akta nowych pracowników Korporacji wyrównała mu kroku.
- Ale wiesz co ci powiem? - spytał nagle. Głos miał całkiem poważny, zupełnie jakby nie żartował.
- Co? - spytała zdziwiona dziewczyna.
- Jak nie ma Tsenga, to pokazujesz pazurki.
- ZAMKNIJ SIĘ!
Mężczyzna zaśmiał się tylko. Nie rozumiał dlaczego, ale według niego, strzelił właśnie niezły komplement. Elena jak zwykle tego nie dostrzegała. Phi! Szedł dalej, zapominając o niej, tkwiącej nadal w pozie "zabiję-idiotę", kilka metrów za nim.
- Czy ja cię w ogóle pytałam o zdanie?! - krzyknęła i pobiegła za nim.
- Ja tylko stwierdziłem fakt. Ot co!
Szach i mat.
***
Mężczyzna o czarnych, długich włosach stał naprzeciw Shinra Mansion. Trochę smętnym, a trochę obojętnym, wzrokiem śledził ruchy żołnierzy, pakujących pudła do ciężarówek. Nietrudno mu było domyśleć się, co w tych kartonach jest. Wywożą wszystkie papiery, sprawozdania z misji, raporty z projektu Jenova...
Co oni znowu knują?
Mężczyzna zmrużył czerwone oczy. Odwrócił się i odszedł w przeciwną stronę.
***
Tseng stał przy bramie Rezydencji. Jego myśli zaprzątnięte były teraz raportem, jaki będzie musiał złożyć po powrocie do Midgar. Bo cóż miał powiedzieć? Że ktoś się włamał do budynku wybrał sobie te papiery które chciał zabrać, potem wyszedł nie pozostawiając po sobie żadnych śladów (dogłębna ekspertyza ma dopiero wykazać czy włamanie było aż tak idealne), plus nie wiadomo co dokładnie zniknęło. Z ludźmi mieszkającym w sąsiedztwie nie dało się na ten temat porozmawiać - nikt nie chciał ufać Shinrze.
Westchnął ciężko. A więc nie pozostawiono mu wyboru złoży najbardziej 'obszerny' raport w swojej karierze. I może to dobrze.
- Szefie, wszystko gotowe! - krzyk młodego chłopaka w Turksowym garniturze sprowadził go na ziemie.
- Helikopter już jest? - spytał.
- Tak. Wylądował 10 minut temu, kilkadziesiąt metrów przed wejściem do miasta - usłyszał klarowną i wręcz, co go zdziwiło (przywykł do pracy z mało odpowiedzialnymi ludźmi), profesjonalną odpowiedź. Bez żadnych zbędnych komentarzy czy też docinek, jakich udzielał Reno.
- Dobrze, tylko pamiętaj... ciężarówki muszą być w Costa Del Sol przed dziesiątą rano, jutro. O dziesiątej wypływa prom do Junon.
- A o której mają być w mieście? - spytał chłopak, stracił teraz trochę pewności.
- Nieważne. Ważne aby w ogóle tam dotarły.
***
Strife właśnie zajechał pod budynek w którym Yuffie wynajęła pokój. Przeczesał ręką włosy, westchnął, po czym rozejrzał się niechętnie na wszystkie strony. Musiał się przygotować na to że ta 'mała' ninja mogła wyskoczyć z każdej strony... a wtedy już zawał serca murowany.
Minęło parę chwil i na szczęście, znikąd nie wyskoczyła. Zadowolony że nie czekało go takie powitanie zszedł z motoru. Ponownie rozejrzał się po mieście. Nigdzie śladu Yuffie. Wszędzie tylko ludzie, pochłonięci swoimi szarymi sprawami. Żyjący jakby nigdy nic. Jakby nigdy się nic nie stało. Niczym wyprani ze wspomnień.
Naglę ktoś nadbiegł z tłumu. Przepychając się i krzycząc, rzucił się Strife'owi na szyję.
- CLOOOUD! - wydarła się mu do ucha Yuffie - JAK JA SIĘ CIESZĘ, ŻE CIE WIDZĘ!
Paru ludzi przystanęło i zaczęło przyglądać się tej scenie. Chłopak odsunął od siebie dziewczynę i westchnął z ulitowaniem.
-Yuffie... co się stało? - spytał. Co prawda pytanie to było bezsensowne, gdyż dobrze wiedział o znalezisku jakiego dokonała, ale ta próba nawiązania kontaktu z dziewczyną wydała mu się bardziej rozsądniejsza niżeli zwrócenie jej 'delikatnej' uwagi na temat tego jaki cyrk odstawia na ulicy.
Cloud stwierdził z zadowoleniem że paru ludzi straciło zainteresowanie, odwróciło od nich wzrok i poszło w swoją stronę. Kisaragi zrobiła oburzoną minę. Już zbierało jej się na udzielenie wylewnej odpowiedzi, lecz Cloud pośpieszył z odsieczą.
- Dobra, dobra! Zaprowadź mnie w te góry! - krzyknął.
Dziewczyna rozpromieniła się.
***
- To tu - Wskazała Yuffie.
Strife spojrzał we wskazane miejsce z lekkim niedowierzaniem. Czy Yuffie chciała aby on przecisnął się właśnie przez taką małą szczelinkę, która mieściła się u samego dołu ściany skalnej, w miejscu spotkania się powyższej ze ścieżką? aha
- Wolne żarty... - mruknął.
Dziewczyna westchnęła.
- Cloud no! - spojrzała na niego z wyrzutem - Bądź facetem!
Tak, ale czy normalny facet przeciska się codziennie przez malutkie szczelinki skalne? Chyba nie. Strife westchnął. Rzucono mu rękawiczkę i nie mógł odmówić wyzwania. Usiadł na ścieżce, i wsunął nogi w otwór. Był prawie pewny że zaraz dostanie ataku klaustrofobii - której oczywiście nigdy nie miał, ale zostanie wyzwolona przez te traumatyczne przeżycia. Zamknął oczy i odepchnął się rękami od podłoża. To co działo się przez kolejne kilkadziesiąt sekund (to był moment, ale dla Clouda wieczność) można opisać jak szaloną jazdę na kolejce w wesołym miasteczku, kolejce w której nie ma ani wagoników, ani tym bardziej pasów i siedzeń, za to wyposażonej w rozliczne kamienie i kamyczki o niezwykle ostrych brzegach. Cloud mógł być właściwie pewien że to była najbardziej bolesna przejażdżka w jego życiu.
Skończyło się. Otworzył powoli oczy. To co zobaczył wcale go nie zdziwiło. Znajdował się w jakimś ciemnym, podziemnym tunelu. Tunelu, na szczęście, na tyle wysokim aby mógł się podnieść. Ledwo co złapał równowagę... został powalony na ziemie przez Yuffie. Dziewczyna właśnie dopiero zjechała przejściem i nie miała jak zapanować nad szybkością jazdy, a jako punkt zahamowania obrała sobie Clouda.
- Ej! - krzyknął kiedy jego twarz zderzyła się bezpośrednio z kamieniami na ziemi.
- Przepraszam - mruknęła.
Obydwoje podnieśli się z ziemi otrzepując się z piasku i popiołu.
- To gdzie teraz? - spytał Cloud z lekkim niepokojem. Szczerze powiedziawszy bał się kolejnych niespodzianek które były dla niego przygotowane.
- Tędy! - krzyknęła Yuffie i pociągnęła go za rękę.
Blondyn nawet nie zdążył się rozejrzeć, już brał udział w szaleńczym biegu. Nie minęło dużo czasu kiedy obydwoje dostrzegli jak tunel zaczął się rozszerzać i rozjaśniać. Biegli do przodu. Kiedy Cloudowi wydawało się że już dobiegli do miejsca z którego rozchodził się blask... zdziwił się okropnie.
Co jest? - pomyślał.
Wszędzie było jasno, ale przed nimi zamiast ładnego przejścia piętrzyła się kamienna ściana. Yuffie na pewno pomyliła drogę... Ale jednak nie, ninja zwolniła.
- Teraz pokażę ci to, o czym mówiłam - powiedziała prawie że szeptem.
Wypuściła rękę Clouda z uścisku, po czym ruszyła, sama, na przód. Po chwili zniknęła w ciemnej ścianie. Zupełnie tak jakby była duchem, albo ściana była iluzją. Strife stwierdził że należałoby wyrównać jej kroku. Wystawił przed siebie prawą rękę. Dotknął muru. Faktycznie, był jakiś dziwny, ciepły... Zrobił krok na przód, jego dłoń zniknęła zupełnie w odmętach ciemnej tafli. Wziął głęboki oddech, i ze złymi przeczuciami wszedł w ścianę.
Kiedy otworzył oczy uderzyła go od razu jasność. Musiał znowu przymknąć powieki. Światło było wręcz oślepiające. Przez chwilę przystosowywał się do zaistniałej jaskrawości. Podniósł powieki. Rozejrzał się dookoła. Właściwie, to nie był go końca pewien czy to co widzi jest normalne.
Znajdował się w środku jaskini. Ale dlaczego było tutaj tak jasno jak w dzień? Skoro słońce tu nie dochodziło, a żadnych lampek ani świec też nie było. Była to po prostu zwykła kamienna grota oświetlona jakimś dziwnym, ostrym światłem które nie miało konkretnego źródła. Nie, to nie jest normalne. Rozejrzał się za Yuffie.
Stała w prawym końcu okrągłego pomieszczenia, przy sporych rozmiarów kamieniu. Pomachała mu ręką, żeby podszedł.
- Wiesz - zaczęła dziewczyna - przyszłam tutaj bo myślałam że tak super-bajerancko może być ukryta jedynie jakaś odlotowa materia. - Odsunęła kamień. - A tu proszę! - Wskazała ręką na to, co znajdywało się za głazem.
W kolejnej grocie leżała...
- Dziewczyna! - krzyknął Cloud.
- No przecież mówiłam... - mruknęła z politowaniem.
Cloud podszedł o dwa kroki bliżej.
Dziewczyna leżała na wznak, z twarzą przykrytą brązowymi włosami, rękami i nogami związanymi prawdopodobnie białym bandażem... który o czasach swojej bieli mógł już dawno zapomnieć. Biała sukienka, w jaką była ubrana, również zapewnie zapomniała lata swojej nowości. Chociaż kolor skóry dziewczyny był jeszcze bielszy od podstarzałego ubrania.
Chłopak zaczął nabierać obaw. Bo skoro ktoś ja związał i zamknął tutaj na prawdopodobnie kilka lat to miał jakieś powody, prawda? No i co było z ciałem? Na pewno leżało tu kawał czasu, co widać było chociażby po ubraniu, ale samo ciało wyglądało tak jakby ktoś zostawił je tu dopiero kilka godzin temu.
Przez chwilę obydwoje trwali w ciszy, w końcu Strife przypomniał sobie, że Yuffie mówiła mu przez telefon o jakiejś materii ale tutaj jej nie widział.
- Yuffie, gdzie jest ta materia o której mówiłaś?
Dziewczyna pogrzebała chwile w kieszeni i wyjęła przezroczystą, lekko różową kulkę i podała ją Strife'owi. Cloud obejrzał dokładnie materię, następnie pochylił się na dziewczyną i bez chwili namysłu (bo wolał nie myśleć) wprowadził materię do jej ciała. Zrobił to na wysokości serca. Odsunął się potem parę kroków w tył.
***
- No to kogo weźmiemy? - spytała Elena.
Razem z Reno, wracali właśnie z sali treningowej, po zakończonej rekrutacji.
- Nikogo - odpowiedział stanowczo.
Blondynka spojrzała na niego wielkimi oczami.
- CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! - krzyknęła. - Szef nas zabije!
- Po pierwsze... - zaczął wyliczać Reno - to nie nas Szef zabije, ale co najwyżej te fajtłapy które musieliśmy oceniać. Po drugie... nie denerwuj się tak Elenko, bo ci jakaś żyłka pęknie... -Uśmiechnął się szelmowsko i poklepał ją po ramieniu.
- Pajac! - wrzasnęła.
Czerwonowłosy zaśmiał się. Naprawdę, ona potrafiła go rozbawić.
- Ale nie możemy powiedzieć Prezydentowi że oblałeś każdego! - zaczęła znowu.
Reno przystanął.
- Nie "Oblałeś" ale jeżeli już to "Oblaliśmy"- powiedział.
Dziewczyna przewróciła oczami. Ona nie miała nawet słowa do powiedzenia, to on cały czas decydował.
- A tamta dwójka... - zaczęła nieśmiało - pamiętasz, chłopak i dziewczyna, ta z różową grzywką....
Reno przewrócił oczami.
- Taaa, oni byli dobrzy - zgodził się. - ale za młodzi. Kiedyś to może przyjmowaliśmy takich młodych, ale teraz ...czasy się zmieniły... wolałbym nie... - mruknął.
Obawiamy się konkurencji?- pomyślała złośliwie Elena.
- Chodźmy do Szefa... - powiedział Reno naciskając klamkę. - Na pewno się ucieszy jak nas zobaczy! - te końcówkę zdania Rufus na pewno usłyszał, bo podniósł na nich wzrok jak wchodzili.
- Na twój widok to na pewno... i to niezmiernie... - mruknęła.
***
Prezydent podniósł wzrok znad starych dokumentów. Widok całkowicie wyluzowanego Reno i naburmuszonej Eleny wskazywał na to, że właśnie się pokłócili.
- Jak się szef dzisiaj czue?! - zaczął Reno, podchodząc bliżej i rzucając akta i ogólny raport z przebiegu rekrutacji na biurko prezesa.
Rufus nie odczuwał potrzeby udzielenia odpowiedzi na to pytanie.
- Nie pozwalaj sobie - mruknął.
- Ja tylko żartowałem! - uśmiechnął się, ale jego dwustuwatowy uśmiech najwyraźniej nie działał na mężczyzn. Shinra westchnął i pokręcił głową.
- I co, mamy kogoś? - spytał prezes, sięgając po protokół.
Elena kaszlnęła.
- Nie - odpowiedział Reno.
Prezydent uniósł brwi i spojrzał na niego znad przeglądanego raportu.
- Jak to? - spytał.
- Po prostu nikt się nie nadawał - odpowiedział chłodno Reno.
Elena już była gotowa, chciała się wyrwać i powiedzieć szefowi o dwójce tamtych dzieciaków których Reno przed chwilą zdyskwalifikował ze względu na wiek.
-A ci? - spytał, wyrzucając z teczki akta dwóch osób - Przecież wyniki mają rewelacyjne!
Dziewczyna westchnęła z ulgą. Prezydent już sam ich zauważył. Reno spojrzał na swoje buty, zaraz później na szefa.
- Nie uważa Szef... - mówił dość niepewnie - że oni są za młodzi?
Rufus spojrzał najpierw na wyrzucone przed chwilą kartki a potem na Turksa.
- Siedemnaście i piętnaście... nie widzę problemu... - mruknął. - Mam ci przypomnieć że kiedyś przyjmowaliśmy nawet młodszych? Co prawda... wtedy mieliśmy akademię wojskową ale...
Reno westchnął.
- Mnie przyleliście dopiero po ukończeniu szkoły! - krzyknął z wyrzutem - A wtedy miałem dziewiętnaście lat!
- Chwalisz się że jesteś taki stary?
Elena parsknęła śmiechem.
- Ty się tak nie śmiej! - krzyknął w jej stronę Reno - Ciebie przyjęli tak wcześnie dzięki mnie!
- Chyba dzięki twojej niekompetencji - mruknął Rufus.
Dziewczyna znowu się zaśmiała.
- Ach! Czemu Szef mi to robi? - jęknął Reno.
Prezydent zignorował jego pytanie. Spojrzał na Turksów poważnie.
- Co do tej dwójki 'dzieciaków' - wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo spoglądając na Reno - poczekamy aż Tseng i Rude wrócą, wtedy ich przetestujemy...
***
Blade światło księżyca oświetlało równie bladą twarz dziewczyny leżącej na łóżku. Wyglądała jak pogrążona w głębokim śnie. Leżała w półmroku, nie dosięgało jej światło lampki stojącej na stole przy którym siedziała Yuffie. Podpierała głowę na łokciu i trochę zmęczonym spojrzeniem przyglądała się tajemniczej istocie na łóżku.
Strife stał w kącie i szczerze powiedziawszy już lekko przysypiał. Po tej męczącej podróży nie miał nawet chwili na to by się zdrzemnąć. Mimo że powieki mu opadały, stał i czekał aż ich denatka się obudzi - na to chyba obydwoje mieli nadzieję, ale w sumie przecież nie wiedzieli do czego miała posłużyć tamta materia. Czekali już tak chyba z parę godzin. Ale nadal bez efektu. Cloud zastanawiał się czy dobrze zrobili. I czy w ogóle jest na co czekać. Naglę przez idealną ciszę pomieszczenia przepłynął szmer.
Yuffie aż podskoczyła. Cloud również się ożywił. Obydwoje podbiegli do łóżka.
Dziewczyna poruszyła ręką. Usiłowała ponieść głowę w końcu otworzyła oczy. Yuffie nawet w tych ciemnościach dostrzegła ich kolor... zielone. Nie jakieś jasno czy ciemno zielone... po prostu... zielone. Ninja zamrugała przez chwilę i pomogła dziewczynie usiąść. Była pewna że już gdzieś widziała jej twarz. Tak... na pewno... tylko gdzie?
- Pamiętasz jak się nazywasz? - spytał chłodno Cloud.
Zielonooka przytaknęła.
- Hana... Hana Valentine...
Komentarze (1)
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.