In search of glory (Final Fantasy VIII) - rozdziały XIV - XVIII

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.


Rozdział XIV


- No tak - twarz Nicole przerwała rozmowę z koleżankami, wpatrując się w nadchodzącą dwójkę z grymasem na twarzy - Mogłam się domyślić, że mój emocjonalnie opóźniony brat wymyśli jakiś sposób żeby znowu być w centrum zainteresowania.
- Nie dosłyszałem - odrzekł Ren, nie mogąc się nie uśmiechać - Chyba nie oskarżasz mnie o jakiś podstęp, kochana siostrzyczko?
- Więc niby w jaki sposób udało ci się dostać na bal, co? - dziewczyna założyła ręce na biodra i zmarszczyła brwi.
- Zaproszenia ofiarował nam Zell Dincht w imieniu zarządu Ogrodu - odpowiedział przymilnym głosem, rozkoszując się widokiem rozeźlonej siostry - Jak nie wierzysz, to się go spytaj.
Nicole posłała nienawistne spojrzenie w kierunku uśmiechniętego oblicza Rena. Dunkan i stojące obok dwie dziewczyny oglądali wymianę zdań z boku, przesuwając głowy raz w lewo raz w prawo, w zależności od mówiącej osoby. Blondyn stanowczym chrząknięciem przerwał trwającą kilka chwil ciszę.
- No tak.. gdzie moje maniery - Ren przybrał nietypowy dla niego ton patetyczny, zupełnie jak jego siostra, kiedy chwaliła się swoim zaproszeniem. Oderwał wzrok od Nicole, która rozglądającej się po sali z sobie tylko znanych powodów i skoncentrował go na dwóch dziewczynach stojących przy niej, zakładając prawą rękę za plecy. Pierwszą z nich, stojącą po prawej stronie, była Claire Ashton - ich rówieśnica z klasy Jellis. Niska i małomówna dziewczyna o ciemnobrązowych oczach. Coś w jej wyglądnie mówiło, że śpi z pluszowym misiem i ma kolekcje lalek Barbie. Ubrana była w liliową sukienkę na ramiączkach, szyję zdobił jej złoty wisiorek z turkusami. Ren znał tą dziewczynę z widzenia, ale nigdy nie poznał jej osobiście. Zresztą nie palił się do tego specjalnie. Drugiej dziewczyny nie znał. Jasnowłosa blondynka w ciemnobrązowej sukience bez pleców i biżuterią ograniczoną do srebrnego naszyjnika, bez żadnych kamieni szlachetnych i innych udziwnień. Patrzyła na Rena z mieszanką niepewności i zaciekawienia, swoimi niebieskimi oczami. To o niej mówili Kilroy i Haji... był tego pewien. Ren szybko wziął się w garść.
- Panie wybaczą - Ren ukłonił się z przesadną oficjalnością - Jestem Ren i mam wątpliwe szczęcie być bliźniakiem waszej koleżanki Nicole. Miło mi was poznać.
- Przepraszam za niego - powiedziała Nicole, uśmiechając się do przyjaciółek - No ale rodziny się nie wybiera. Znasz już chyba Claire? Koleżanka z naszego roku, z klasy instruktor Jellis.
Dziewczyna skinęła mu głową i lekko się uśmiechnęła. Ren odpowiedział tym samym i nie z miejsca zwrócił twarz w kierunku.
- To jest Alice, która przedwczoraj została przeniesiona do Balamb z Ogrodu Trabia - wytłumaczyła Nicole - Przydzielono ją do klasy instruktor Trepe.
- Bardzo mi miło - uśmiechnął się Ren i wskazał przyjaciela, który dotąd jakby stał na uboczu - To mój przyjaciel Dunkan. Tak samo jak Nicole, jesteśmy z klasy instruktor Tilmett.
Dunkan wymienił ukłony z pozostałymi dziewczynami.
- A więc to wy jesteście tymi słynnymi kadetami, którzy popłynęli do Deling - zapytała Alice, patrząc się na Rena z enigmatycznym uśmiechem na twarzy.
- Tak tak, to my - powiedział Ren, starając się utrzymać nadwerężoną tym wzrokiem pewność siebie - Popłynęliśmy do Deling i faktycznie uczestniczyliśmy w egzaminie na SeeD. Wszyscy mówili, że było strasznie, ale my jakoś daliśmy radę, co nie Dunkan?
- Dziwne - powiedziała dziewczyna miłym dla ucha głosem - Słyszałam, że przywieźli was nieprzytomnych i ciężko rannych, a jedna z drużyn musiała was niańczyć.
Nicole uśmiechnęła się szeroko, w przeciwieństwie do blondynki, której twarz wyrażała wyłącznie zainteresowanie. Ren nie mógł się doszukać w głosie Alice jakiegokolwiek śladu ironii, co jeszcze bardziej zbiło go z tropu.
- Gdybyśmy się na nic nie przydali, już by nas wyrzucili z Ogrodu - powiedział Ren uśmiechając się przyjacielsko, starając się nie zwracać uwagi na śmiejącą się z boku Nicole - Udało nam się pomóc, chociaż nie możemy się pochwalić żadnymi osiągnięciami. Komisja nam wyraźnie zabroniła.
- Cieszę się Ren, że z takim oddaniem przestrzegasz nakazów Komisji Dyscyplinarnej - odezwał się kobiecy głos za plecami obu chłopców.
Obaj odwrócili się, aby spojrzeć w oczy instruktor Tilmett uśmiechniętej jak zawsze. Srebrna sukienka na wąskich ramiączkach wyglądała na niej faktycznie niesamowicie, biorąc pod uwagę to, że zawsze widzieli ją w mundurze SeeD lub ubraniu roboczym. Nie była zmartwiona, ani przygnębiona, lecz uśmiechnięta i pogodna jak przed misją w Deling.
- Dobry wieczór pani instruktor - powiedzieli chłopcy w podobnym momencie.
- Czy nietaktem będzie stwierdzenie, że wygląda pani czarująco w tej sukni? - zapytał się Ren z uśmiechem na twarzy.
- Gdybyśmy nie byli na balu, to faktycznie mogłabym to uznać, jako coś nietaktownego - powiedziała uśmiechając się szerzej - Nigdy bym się po tobie nie spodziewała komplementów Ren. Czy to przez to, że jesteś w garniturze?
- Myślę, że to przez te wszystkie wrażenia, jakich mi dostarczyło przesłuchanie i sam bal - powiedział Ren ciągle się uśmiechając.
- Spodziewam się takiego samego entuzjazmu podczas tygodnia prac społecznych, na które was skazuję, za naruszenie regulaminu - odrzekła Selphie, a jej uśmiech zaczęła dziwnie przypominać ten, które goszczą zazwyczaj na twarzy Nicole - Oficer Dincht zostawił mi kwestię kary dyscyplinarnej do przemyślenia.
- Co? - Ren otworzył usta w zdziwieniu. Dunkan zmarszczył czoło
- Nie "co", tylko "słucham". - odrzekła Selphie - I nie martwcie się karą póki co. Dzisiaj jest Bal Inaugracyjny, więc bawmy się. O karze porozmawiamy później.
Parkiet taneczny, przy którym stali dotąd rozmawiający, opróżnił się prawie całkowicie, w czasie gdy instruktor Tilmett rozmawiała z Ren'em.
Mężczyzna w czarnym smokingu i długich, związanych w kitę kasztanowych włosach, zbliżył się do rozmawiających. Dyrektor Kinneas spojrzał na grupkę uczniów, po czym powiedział coś do instruktor Selphie na ucho. Ta uśmiechnęła się.
- Widzę, że rozmawiacie z koleżankami z klas innych instruktorów - powiedziała patrząc na Dunkana i Rena na zmianę - Proponowałabym, abyście poznawali się w tańcu. Pozostawienie dziewczyny bez partnera do tańca jest wielkim nietaktem.
Irvine ujął pod rękę instruktor Tilmett i oboje wolnym krokiem oddalili się w kierunku wolnego skrawka przestrzeni na lśniącym parkiecie, po którym już kilka par obracało się rytmicznie w płynącym od strony orkiestry walcu. Ren spojrzał na Dunkana, a ten odwzajemnił spojrzenie. Trójka dziewczyn była akurat zajęta rozmową z chłopakiem ubranym w mundur SeeD, który podszedł do Nicole. Obaj spojrzeli się w stronę Alice, po czym odwrócili pełen niepewności wzrok do siebie nawzajem. Ren był tym razem szybszy.
- Czy nie zechciałabyś ze mną zatańczyć - zapytał się Alice kłaniając się lekko, gdy Dunkan miał już podejść. Dziewczyna przerwała rozmowę z Claire i zlustrowała Rena spojrzeniem swych niebieskich oczu, wyrażających ciekawość. Nim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, twarz Rena przeszła nagle grymasem bólu, gdy chłopak jęknął prze zaciśnięte zęby, lewą ręką łapiąc się za krzyż.
- O rany, Ren, nic ci nie jest - Nicole pochyliła się nad bratem, który opadł na jedno kolano. Stojące najbliżej osoby stanęły przy nim, gdy kilka metrów dalej eleganckie pary wirowały w tańcu. Ren zacisnął zęby mocniej, nie odpowiadając.
- Pobiegnę po kogoś - Dunkan wyskoczył nagle i zniknął po lewej stronie, dziewczyny klęknęły obok niego. Jakaś kobieta krzyknęła z miejsca, w kierunku którego udał się blondyn.
- Nic... mi... - zaczął chłopak przez zaciśnięte w reakcji na ból pleców zęby. 'Muzyka jest jakaś dziwna' pomyślał.
- Mów do mnie Ren - krzyknęła jego siostra, unosząc mu głowę.
Chciał odpowiedzieć, ale ból zacisnął mu gardło. Zakręciło mu się w głowie i padł na ziemię, uderzając twarzą w marmurowy parkiet. Po chwili poczuł też ciężar na plecach. Ktoś szarpał go za ramię, ktoś inny krzyknął. Słyszał rozmowę, prawie rozpoznawał głosy, dochodzące z otaczającej go ciemności. Wszystkie dźwięki dochodziły jakby z pod wody, z daleka. Wszystkie oprócz tego jednego - wysokiego i jednostajnego.
Chmury spokojnie i powoli przesuwały się po jasnobłękitnym niebie, pokrywając zielone polany plamami cienia. Wiatr poruszał trawami i liśćmi drzew, roznosząc zapach polnych kwiatów, głaszcząc pagórki i wzgórza otaczające miasteczko. 'Tak tu pięknie' pomyślał, zakładając za ucho kosmyk czarnych włosów. Mężczyzna uśmiechnął się patrząc na tarczę księżyca, częściowo widoczną pomimo wczesnej pory.
- Wiedziałem, że tu będziesz - usłyszał głos przyjaciela za plecami i odwrócił się do niego.
- No wiesz... niewiele jest w okolicy miejsc, gdzie mógłbym się udać - odpowiedział z uśmiechem Laguna
- Znowu przyszedłeś do Raine? - Kiros spojrzał na widniejący kilkadziesiąt metrów dalej nagrobek z białego kamienia, otoczony polnymi kwiatami i trawą. - Pewnie byście byli teraz na pikniku.
- Chyba tak - odrzekł czarnowłosy, głosem trochę nieobecnym, ale dalej się uśmiechając - Pamiętam jak jej się tutaj oświadczyłem... rany... ale to była piękna chwila.
- Ja pamiętam jak cię goniła i rzucała jabłkami, jak uczyłeś Ellone bekać - zaśmiał się cicho czarnoskóry.
- A no... to wtedy jak przyjechałeś do Winhill pierwszy raz i urządziliśmy sobie piknik w okolicy. - pokiwał głową Laguna - Nie chciała, żebym uczył małą niepoprawnych rzeczy... zawsze było dużo śmiechu...
Wiatr powiał silniej, niosąc z południa zapach oceanu. Chmura przesunęła się nad nimi z wolna, przysłaniając na moment słońce. Kiros usiadł na trawie, brunet dołączył po chwili. Uśmiech zaczął powoli zstępować z jego twarzy.
- Pamiętasz co napisała w liście - rzekł do ciemnoskórego - Żebym wspominał ją z uśmiechem i za nią nie płakał... Nigdy nie myślała o sobie i chciała, żeby wszyscy w koło byli szczęśliwi...
- Była niezwykłą kobietą - odrzekł Kiros - I jestem pewien, że umarła szczęśliwa... nie obwiniaj się, że cię wtedy nie było. Ona by tego nie chciała.
- Trzeba brać odpowiedzialność za to co się zrobiło - powiedział po chwili ciszy Laguna - tak samo za to, czego się nie zrobiło. Chciałem być przy niej, ale los chciał inaczej... mimo to, zawsze będę się obwiniał, że nie towarzyszyłem jej w ostatnich godzinach... mimo wszystko.
- Wujku!!
Laguna uniósł się i spojrzał na stojącą u podnóża wzniesienia parę. Ward zdjął Ellone z ramienia, a dziewczynka ruszyła na wzgórze biegiem. Wielkolud spokojnie szedł za nią.
- Dla jej dobra, musisz pogodzić się z przeszłością, Laguna - powiedział Kiros stając obok przyjaciela i obserwując wspinającą się dziewczynkę - Masz jeszcze ją i musisz zadbać o to, żeby była szczęśliwa. Nie chcę myśleć o tym, co by ci zrobiła Raine gdybyś się ciągle użalał nad sobą...
- Wujku!! - dziewczynka wbiegła w końcu na wzniesienie i przetarła spocone czoło - Zróbmy piknik, tak jak kiedyś... weźmiemy pyyyyyyszne jedzonko, a wujek Ward przyniósł kwiatki dla cioci Raine. Zróóóbmy piknik wujku!
- Chyba nie mamy wyjścia, co Kiros? - Laguna ukląkł przy małej i wziął ją na barana - Chodźmy do domu po żarcie...


Rozdział XV


- Ren, do cholery, ocknij się!! - opóźniony krzyk Nicole pokonał droga między uszami i mózgiem Rena. Chłopak otworzył nagle oczy zrzucając leżący na głowie opatrunek i spojrzał się tępo na stojącą przy nim siostrę. Wielki złoty żyrandol wisiał u góry, a jego światło odbijało się od marmurowej podłogi sali balowej. Muzykę zastąpił szum rozmów zgromadzonych wokół osób. Ren rozejrzał się szybko, sam zdziwiony trzeźwością swego umysłu. Kilroy, Haji, Nicole wraz z Claire i instruktor Selphie, stali przy nim. Zobaczył, że leży na jednym z okrągłych stołów w prawym skrzydle sali balowej, że pod jego głową znajdowała się zwinięta kurtka, a okład robił mu patrzący z mieszanką zdziwienia i ciekawości doktor Kadowaki. Wszyscy wokół patrzyli na niego, jednak on skupiał swój wzrok na dwóch podnoszących się z wolna osobach, leżących po jego prawej stronie. Dunkan zaczął się podnosić, lewą rękę przykładając do spuchniętego łuku brwiowego, do którego jakiś oficer przykładał mokry ręcznik. Kawałek obok leżała Alice, z rękami splecionymi na piersi. Ren niejasno uświadomił sobie, że to ona przewróciła się na niego, kiedy.... odpływał.
- No to mamy trzeciego śpiocha - Ren odwrócił się, by spojrzeć w twarz dyrektorowi Kinneas'owi, który patrzył na niego z uśmiechem - Szybko się uwinąłeś dzisiaj...
- Jak długo spałem? - spytał się podniesionym głosem, starając się przypomnieć ostatnie obrazy, jakie napłynęły do jego głowy.
- Ledwo was położyliśmy - odrzekła Selphie, kładąc mu rękę na ramieniu - Kilka minut.
- Dzieje się coś złego! - krzyknął Ren, sam do końca nie wiedząc dlaczego to mówi - Czuję, że coś jest nie tak.
- Uspokój się mały i lepiej się połóż - powiedział oficer Dincht, stojący po drugiej stronie stołu - Solidnie walnąłeś w parkiet i możesz mieć wstrząs mózgu. Twój kolega sobie rozbił łuk brwiowy na marmurze, więc nie wiadomo co się mogło stać tobie. Przynajmniej dziewczyna miała szczęście, że zamortyzowałeś jej upadek.
- Coś jest nie tak, mówię wam! - Ren złapał się za głowę.
- On ma rację - powiedział Dunkan, który podniósł się do pozycji siedzącej ciężko dysząc i trzymając ręcznik przy rozbitej głowie.
- Dobrze, w takim razie powiedzcie nam co widzieliście - powiedział Irvine.
- Laguna rozmawiał z Kirosem na jakiejś polanie - Ren wypalił bez zastanowienia, wiedząc, że te imiona nie są obce dyrektorowi Ogrodu Galbadia - Wspominali Raine, kiedy przybiegł Ward i Ellone i wszyscy razem wrócili do miasteczka... i wtedy.
- I wtedy? - zapytał się Irvine, kiedy cisza się przedłużała. Dunkan też nic nie dodał, a zdezorientowana Alice, zajęta była rozmową z Quistis, która ją uspokajała i ocierała jej spocone czoło.
Ren zamknął oczy, próbując sobie przypomnieć co było dalej. Nie patrząc wiedział, że Dunkan robił to samo. 'Ciemność' pomyślał 'Napewno było ciemno i....'. Strużka potu ściekła po policzku Rena. Chłopiec mocniej zacisnął powieki, starając się nie słyszeć cichych szeptów otaczających go ludzi, ani nie widzieć przebijającego się z przez powieki światła żyrandolu. 'Głos... ktoś coś do mnie mówił.... kobieta... ostrzegała przed czymś.... krzyczała?' retorycznie spytał swoją podświadomość 'tak... krzyczała...' odpowiedział sam sobie.
- Pamiętam jakąś kobietę - powiedział powoli Ren - stała w mroku i krzyczała coś do mnie.... coś ważnego...
- To była Raine? - spróbowała zgadnąć Selphie.
- Nie - zaprzeczył Ren - To chyba nie był nikt z.... tamtego świata.
Sam nie miał pojęcia skąd to wie. Nie miał też zresztą pojęcia skąd biorą się te sny, ale był przekonany, że nie było to bezpośrednio związane z Laguną i jego przyjaciółmi.
- Krzyczała coś o niebezpieczeństwie - powiedział po chwili Dunkan - O jakiejś..... mocy.
Po słowach Dunkana obraz w głowie Rena wyostrzył się odrobinę... ciągle jednak nie pamiętał jak brzmiały krzyczane słowa. Wiedział tylko, że to coś ważnego, i że miał coś zrobić.
- Nie wiecie co konkretnie mówiła? - Irvine spojrzał po całej trójce - Dziwne.... my zawsze pamiętaliśmy te sny.
Alice, która przez chwilę patrzyła się w nicość, odwróciła się do dwójki leżących obok chłopców i do dyrektora Kinneas'a.
- Chyba coś złego ma się tu stać - powiedziała dziewczyna, blada i przerażona - Jakieś niebezpieczeństwo się zbliża.
Mięśnie na blednących twarzach Rena i Dunkana rozkurczyły się jednocześnie. Słowa czarnowłosej kobiety wróciły jak bumerang, konfrontując ich z wiedzą, której nie chcieli znać.
- O mój boże... - powiedział słabym głosem blondyn, przełykając ślinę i starając się powstrzymać drgające wargi
- Czarownica - powiedział przerażająco spokojnie Ren, zrywając się ze stołu i stając twarzą do Irvine'a - Ona tu jest!
- CO?! - krzyknął Dincht, kiedy różne pomruki zaczęły przechodzić po sali.
Jak na odpowiedź, szyby w wiszących na wysokości kilku metrów zdobionych oknach zaczęły drgać w całej sali. Odległy grzmot usłyszeli wszyscy. Kilka kobiet krzyknęło i po kilku chwilach wszyscy goście zaczęli biec w stronę głównego wyjścia. Po chwili doszły ich dźwięki syreny alarmowej.
- To chyba jakiś żart! - krzyknął Dincht biegnąc do wyjścia i przeciskając się przez tłum.
- Wiedzieli, że wszyscy oficerowie będą na balu! - krzyknęła Quistis biegnąc za nim. Wielka masa ludzi zaczęła się przeciskać przez korytarz i biec w stronę jedynej windy na pierwszym piętrze. Ren, Dunkan, Kilroy i Haji, wraz z trzema dziewczynami zbici w ciasną grupkę, zaczęli przemykać przez morze ludzi w kierunku miejsca, do którego ruszyli oficerowi.
- Czerwony Alarm! Czerwony Alarm! - zniekształcony głos oficera Nidy zabrzmiał w głośnikach, powiększając jeszcze panikę. Ren zobaczył jak Dincht wybiega z tłoczącego się przed windą tłumu i biegnie w kierunku wyjścia ewakuacyjnego koło sali lekcyjnej - To nie są ćwiczenia! Ogród jest atakowany przez niezidentyfikowany oddział! Wszyscy oficerowie SeeD i kadeci klas 4, 5, 6, 7 i 8 mają odebrać broń z dormitoriów i stawić się przed oficerami dowodzącymi. Instruktorzy klas mają odprowadzić wszystkich uczniów do kawiarni i biblioteki. Oficerowie o stopniu SeeD większym niż 25 mają stawić się na 2 piętrze, aby otrzymać instrukcje od dyrektora. Powtarzam! To nie są ćwiczenia...
Dincht odblokował zabezpieczenie przed drzwiami, a te wyleciały nagle z dużą prędkością, część ludzi ruszyła w ich stronę, zaś grupa przyjaciół zdążyła się jakoś przebić przed resztą. Wielka, żółta, nadmuchiwana zjeżdżalnia okazała się jedyną drogą wyjścia, prowadząc do ogrodu między skrzydłem szpitalnym i wyjściem głównym ogrodu. Dincht krzyczał coś nad ich głowami, gdy ludzie tłoczący się przy windzie, zaczęli biec ku wyjściu awaryjnemu. Głos Nidy ciągle rozbrzmiewał w powietrzu, jeszcze gdy Ren i Dunkan skoczyli jednocześnie na dwie części zjeżdżalni i szum wiatru wypełnił im uszy. Obaj poczuli, jak nadmuchiwana guma wygina się pod nimi niebezpiecznie, ale po kilku sekundach byli już na trawie, przy rosnącej z sekundy na sekundę grupce ubranych na galowo ludzi. Spojrzeli razem ku głównemu wyjściu, w którego stronę biegło właśnie kilku uzbrojonych starszych kadetów, krzyczących coś na siebie. Biegnąca za nimi oficer rzucała na nich zaklęcia ochronne. Chłopcy po chwili rozpoznali w niej Xu. Z drugiego końca korytarza prowadzącego ku wyjściu usłyszeli kolejny głośny grzmot i pomarańczowe światło rozjaśniło fragment korytarza... krzyki ludzi, migotliwe światło utrwalających się zaklęć i grupa kadetów stojąca w gotowości z wyciągniętą bronią i rękoma... wszyscy oni rozświetleni przez światło zbliżających się płomieni.
- Ruszać się chłopcy - krzyknął nad nimi oficer McNash, popychając ich w drugą stronę - Zasuwać do dormitoriów po broń!!
Oboje ruszyli, wraz z biegnącą grupą oficerów i kadetów. Adrenalina dawała się we znaki, pulsując w żyłach, rozgrzewając i przybliżając narastające dźwięki. Wszystko działo się tak szybko.... przecież jeszcze przed kilkudziesięcioma minutami popijali szampana na balu, a teraz...
- Co za idiota zaatakowałby Ogród Balamb? - krzyknął Kilroy, biegnący wraz z Hajim przez kolisty korytarz na parterze, w kierunku dormitoriów - Przecież to samobójstwo!
Pokonali korytarz biegiem, ślizgając się swoimi eleganckimi butami po lśniącej podłodze i wykręcając do dormitoriów. Wraz z grupą kilkudziesięciu kadetów bez chwili wahania ruszyli w kierunku rozwidlenia i jego prawej odnogi, prowadzącej do kwater męskich. Gdy Nicole i przyjaciółki skręciły w lewą odnogę, czterej chłopcy, tak samo jak cała grupa biegnących przed nimi, upadli na drżącą niebezpiecznie ziemie, jak jeden mąż.
- Co to jest do cholery! - wrzasnął Ren, starając się przekrzyczeć narastające hałasy - Trzęsienie ziemi?
Chłopak podniósł się na kolana wraz z przyjaciółmi. Kilkanaście metrów przed nimi stała jakaś osoba, a wokół niej leżeli przewróceni kadeci, szybko starający się ile sił w nogach wycofać na czworakach, krzycząc z przerażenia. Dziewczyna stała, z wyciągniętymi do przodu rękoma, a jej płomienno rude włosy unosiły się i opadały na poruszanym powietrzu wzbudzanym przez wirującą wśród niej magię. Ren poczuł w powietrzu zapach ozonu, wyzwalającego się przy dużym natężeniu zaklęcia. Dziewczyna nie była SeeD'em, ani nawet kadetem... miała około 20 lat, ale ciężko mu było to ocenić przez drżącą ziemię, narastające hałasy i kumulującą się wokół niej moc, manifestującą się w barwnych niciach.
- O rzesz ty! - krzyknął Haji widząc co się dzieje - PADNIJ!
Kilku mężczyzn, którzy nie przykleili się płasko do ziemi, jak grupa przyjaciół przeleciało teraz nad nimi, przewracając się na podłodze i jęcząc z cicha. Ich krzyki jednak zginęły w huku rozdzieranej posadzki i upadającego muru, gdy coś wielkiego wyrosło z ziemi tuż przed dziewczyną... Podmuch wyzwolonej energii rozwiał fryzurę Rena i wypełnił jego szeroko otwarte oczy kurzem i chmurą wykruszonego tynku. Przetarł łzawiące oczy, by tak jak przyjaciele, w milczeniu patrzeć na opadającą chmurę dymu i widniejące w niej dwie sylwetki.
- GRRRRRRR - zacharczało coś przed nimi głosem jeżącym włosy na plecach. Muskularne cielsko wielkiego, granatowego demona wyłoniło się z chmury, balansując muskularnymi nogami na połamanej ziemi i fragmentach posadzki. Wielkie zakręcone rogi sterczały mu z uzbrojonej w ostre zęby głowy, a kolosalna maczuga spoczywała w jego muskularnych dłoniach. Napiął swoje mięśnie i z tępym wyrazem twarzy rozejrzał się wokół. Ren szeroko otworzył oczy, ze zdumienia i wstał z kolan, stając obok przyjaciół. Kilku mężczyzn przy nich zaczęło uciekać. Haji zaśmiał się nagle w paranoiczny, bardzo niepokojący sposób.
- Guardian Force.... - wyszeptał Dunkan, potwierdzając ich przeczucia - Skąd?....
- Przecież to Ogród Balamb! - krzyknął nagle skrzekliwy głos, nieporównywalny do żadnego jakie słyszeli. Szybko okazało się, że należy on do znacznie mniejsze, ale prawie identycznej bestii, która wskoczyła na wystający z ziemi kawał połamanej podłogi i rozejrzała się dokoła, stawiając swoją maczugę głownią na ziemi i drapiąc się po karykaturalnej głowie.
- Z KIM MY MAMY WALCZYĆ BRACIE? - wielka bestia wycharczała słowa, patrząc raz to na mniejszego przyjaciela, raz na stojącą dalej nieruchomo kobietę. Nic nie powiedziała, ale jej prawa ręka wyskoczyła do przodu, wskazując grupkę kadetów.
- Nie traćmy czasu mały - mniejsza bestia krzyknęła do "małego" i pochwyciła maczugę w obie dłonie i zeskoczyła ze swojego miejsca, spadając zaledwie kilka metrów od Rena - Czas na zabawę...


Rozdział XVI


- REN! - krzyknął Dunkan widząc, jak jego przyjaciel cudem uskakuje przed spadającą na jego głowę maczugą. Wieka bestia z czerwonymi rogami zacharczała cicho wyjmując żelazną kulę z rozbitej posadzki, powoli obracając głowę w kierunku grupki uczniów, lustrując ich spojrzeniem paciorkowatych oczu. Ren wstał z ziemi szybko, stając na ugiętych kolanach i patrząc na dwie karykaturalne postaci, które widział wiele razy w podręczniku i na lekcjach.
- Skąd ona ma Brothers? - wrzasnął do swoich przyjaciół, nie odrywając wzroku od obu bestii.
- Może się ich spytasz, co? - Kilroy zaśmiał się w niepokojący sposób.
- Dosyć tego! - zaświergotał mniejszy demon, skacząc wyżej niż powinna istota jego wzrostu, wyciągając maczugę za plecy i uderzając nią z szerokiego rozmachu. Chłopcy padlli na trzesącą się i rozpadającą podłogę, tak jak kilku stojących obok nich uczniów. Czerwona bestia zaczęła z wolna zbliżać się do starszego brata, który poprawiał umieszczony na lewej ręcę puklerz.
- Ja ich zajmę! - krzyknął Haji stając na ziemi, lewą ręką podpierając się o ścianę - Wy biegnijcie po broń!
- Ja zostanę z nim - powiedział Ren stając na ugiętych kolanach, starając się znaleźć stabilny grunt pod nogami - Ty Dunkan biegnij po nasz sprzęt!
- SŁYSZAŁEŚ ICH? - zacharczał czerwony demon stając koło mniejszego, zakładając maczugę na ramię, sprawiając wrażenie rozbawionego - DZIECI MAJĄ PLAN.
- Tak tak - zaświergotał starszy brat, chwytając broń oburącz - Ale koniec tego gadania...
Mały demon skoczył do przodu, wyprowadzając z lewej ręki szeroki zamach, zmieniajac metalową kulę w rozmazaną smugę. Ren i Haji w jednej chwili padli na ziemie, zaś kula która przeleciała nad nimi uderzyła Dunkana w plecy, posyłąjąc go kilka metrów w stronę dormitoriów. Blondyn jęknął i przeturlał się po podłodze. Kilroy ruszył za nim bez namysłu, zostawiając Hajiego i Rena samych. Obaj chłopcy przeturlali się na plecach i wykierowali otwarte lewe dłonie w kierunku małego demona, w których zaczynały już tańczyć pierwsze iskry. Dwie ogniste kule wyleciały z ich rąk i z cichym puknięciem rozbiły się na niebieskim puklerzu starszego z braci.

Kilroy tymczasem pomógł wstać Dunkanowi i oboje zaczeli biec w stronę męskiej części dormitoriów, gdy wielki demon odwrócił się w ich stronę, wydając cichy wark. Obaj zaczęli biec ile sił w nogach, zostawiając walczących przyjaciół i starając się jak najbardziej oddalić od czerwonorogiego, który już ruszył w ich stronę, zmieniając uchwyt broni i unosząc ją nad głowę, celując w Kilroya. Nim zdąrzył ją opuścić, włosy uciekajacych co sił chłopców rozwiał silny podmuch wiatru, przybijając oboje do porozbijanego podłoża. Dunkan, leżący teraz tuż przy zakręcie do męskiej części dormitoriów spojrzał za siebie, przysłaniając lewą ręką twarz przed wymiatanym w jego kierunku kurzem. Claire i Alice, ciągle ubrane w stroje galowe, trzymały wyprostowane ręcę w kierunku wielkiego demona. Zdwojone zaklęcie Aero, zachwiało nim i zmusiło do zatrzymania się w miejscu. Jego twarz, o ile można z niej było wyczytać jakąkolwiek mimikę, wyrażała najczystsze zdzwienie. Nicole wykorzystała ten moment, by zatoczyć niewielkie koło na środku w szerokim korytarzy i wymijając powietrzne zaklęcie ruszyła na demona, w obu dłoniach ściskając swoją naginatę.

Mały rogacz nie czekał na kolejne zaklęcie. Odrzucając na bok maczugę, z rykiem nienawiści rzucił się na stojących chłopców, uderzając Hajiego lewą ręką i przewracając Rena, uderzając go całą masą ciała. Chłopak poczuł jak żebra mu pękają pod kilkusetkilogramowym cielskiem, którego właściciel złapał chłopaka za gardło, zaciskając na nim muskularną prawą dłoń. Ren zaczął kaszleć, półprzytomnymi oczyma wpatrując się w paciorkowate oczy mniejszego demona, gdy Haji nagle skoczył na jego fioletowe plecy i założył ręcę wokół gardła potwora.
- Puszczaj go, słyszysz! - Haji wrzeszczał, gdy zdezorientowany demon zaczął wierzgać głową, zwalniając uścisk. Gdy Haji puścił w końcu szyję demona, padając na ziemię, Ren kończył już koncentrowanie magii w wycelowanej w chwiejącą się bestię dłoni.
- FIRA! - wrzasnął chłopak, a tuż po jego wielka masa ognia wyleciała z dużą prędkością w kierunku przeciwnika, wirując wokół niego w migotliwym strumieniu. Bestia wydała z siebie ryk wściekłości, dwoma ruchami ręki rozwiewając utworzone wokół niego zaklęcie i już miała skoczyć ku chłopcu, gdy jego twarz owionął obłok czarnego jak węgiel dymu, wystrzalony z rąk leżącego jeszcze Hajiego.

Brzdęk uderzanego metalu był pierwszym odgłosem, jaki dwaj chłopcy usłyszeli, gdy zaklęcia powietrze przestały na nich działać. Pchnięcie Nicole zostało odbite wielkim czerwonym puklerzem, a dziewczyna straciła równowagę, nie mogąc już uniknąc ciosu umięśnionej pięści. Uderzona w lewe ramie padła na ziemie, przeturlawszy się kilka metrów pod zniszczonej doszczętnie podłodze.
- CURE! - krzyknęła Claire, posyłając skumulowaną w dłoni energię w kierunku trzymającej się za bolącą rękę koleżanki. Serpentyna niebieskich i zielonych iskier zatoczyła kręgi wokół jej nadgarstków, po czym pomknęła w kierunku dziewczyny.
- PROTECT! - zawturowała zaklęciem Alice, biegnąc i trzymając swój rapier w gotowości, w czasie rozpościerania magicznej ochrony wokół własnego ciała. Bladobłękitna tarcza zamigotała przez chwilę w powietrzu.
- Biegniejcie! - krzyknęła Nicole w momencie, w którym Alice ruszyła na demona, rapier trzymajac z boku, po prawej stronie. Dziewczyna przeturłała się na plecach i podniosła naginatę.
Dunkan i Kilroy wstali szybko i już zamierzali biec w kierunku dormitoriów, gdy dwie ogniste kule przeleciały tuż nad ich głowami, pozostawiając w powietrzu zapach siarki i charakterystyczny odgłos. Dziewczyna w czarnym uniformie, o długich, płomiennorudych włosach, wpatrywała się w nich z mieszanką politowania i wrogości, swoimi zielonymi oczami. Twarz, która w innych okolicznościach mogłaby uchodzić za piękną, pokryta była kurzem i pyłem, lepiącym się do spoconego czoła, zaś jej zmrużone oczy zdawały się przebijać chłoców wzrokiem. Ze ściśniętymi wargami stała tak, z prawą ręką ciągle wyprostowaną i wykierowaną w stronę chłopców.

-GRAAAAAAAAAARRRRR!!!! - wrzasnął mały demon, chwiejąc się na nogach i oboma rękoma rozwięwając magiczną chmurę wokół jego oczu. Ren wciąż trzymał się za gardło, przed kilkomach chwilami ściskane przez małego demona, Haji wstał szybko i odbiegł kawałek w stronę Rena. Złożył ręcę przed sobą w dziwny znak, po czym zamknął oczy oddychając głęboko... Ren poczuł gęsią skórkę od gromadzonej magiczne energii. Demon upadł na ziemię, wciąż wrzeszcząc, lecz zdawał się wygrywać walkę z otaczającą jego głowę klątwą. Ren szybko wycelował rękę w stronę potwora, mrucząc krótką inwokacje i koncentrując się na bladobłękitnej chmurze otaczającej rękę. Znane uczucie zimna przeszyło koniuszki jego palców, gdy wypowiadał ostatnie sylaby, kierując dłoń w stronę wroga.
- BLIZZARA!! - krzyknął, a w tym samym momencie wielki sopel przebił popękaną posadzkę. Mały demon wyskoczył w tej samej chwili z niewiarygodną siłą, uskakując przed lodowym ostrzem i długim lotem przy suficie spadając metr za Renem i Hajim, amortyzując upadek swymi umięśnionymi nogami. Szybki cios puklerzem w brzuch powalił Rena na ziemię, zanim chłopak zdążył zareagować. Haji odbiegł kawałek, dalej wypowiadając skomplikowanę zaklęcie... czerwony czworobok zaczął obracać się wolno przed jego splecionymi rękoma. Demon chwycił nogę Rena, który powalony ciosem nie próbował nawet się wyrywać. Obrócił się krótko wokół własej osi, po czym wyrzucił chłopca, który z całą mocą siły odśrodkowej uderzył bokiem o ścianę korytarza. Jeknął krótko i padł na twarz, nie ruszając się. Twarz demona obruciła się w kierunku Haji'ego, który wyrzucił już dłonie przed siebie, przykładając je do krwistoczerwonego kwadratu, obracającego się coraz szybciej przed jego obliczem.
- QUATRA FIRAGA! - wrzasnął Haji, gdy narożniki figury zajaśniały jasną czerwienią, a uwięzione w nich zaklęcia zaczęły się uaktywniać. Pierwszy, wirujący dziko strumień czerwonych płomieni wystrzelił po prostym ruchu ręki, uderzając w ściąnę w miejscu, gdzie przed momentem stał demon. Cel uskoczył w prawo, upadając 5 metrów dalej i chwytając swoją leżącą na ziemi maczugę. Nie odrywając wzroku od Haji'ego wybił się ponownie w górę, unikając drugiego zaklęcia, które wyrwało metrowej średnicy dziórę w ścianie i zniszczyło kawałek ławki. Dwa kolejne czary wyleciały jednocześnie po dwóch łukach, spotykając się z obu stron w miejscu, w któym wylądował mały demon. Haji przysłonił oczy ręką, czując jak eksplozja połączonych zaklęć odsuwa go do tyłu... Ren przeturlał się na podłodze dobre kilka metrów, odrzucony strumieniem energii i utworzonej w ognisku magii sferze płomieni, nieprzeniknionej dla ludzkich oczu. Kilka sekund minęło, zanim ogień rozwiał się, po odebraniu blondynowi reszty tlenu i zmuszeniu go do nerwowych oddechów i kaszlu. Plamy powidoku, pozostałe w oczach, nie przysłoniły widoku fioletowego cielska z założonymi wokół pochylonej głowy dłońmi. Całe ciało zdawało się parować, zaś puklerz poczerniał lekko. Nie zmieniło to jednak faktu, że po kilku sekundach mały demon wstał do pełnej wysokości i ujmując maczugę w obie dłonie spojrzał na Haji'ego, z wyrazem wyrachowanej nienawiści.

Odgłosy wybuchów doszły Dunkana, gdy uskakiwał przed pędącym w jego kierunku zaklęciem. Wszędzie toczyła się walka. Nie widział co dzieje się z Renem i Hajim, ale z dormitoriów doszły ich odgłosy zderzających się broni, wystrzałów i uziemiających się zaklęć. Kilkametrów dalej Nicole wykonała skomplikowany wymach nad głową za pomocą swojej naginaty, a gdy demon spróbował zasłonić twarz puklerzem, dziewczyna obróciła się wokół osi i płynnym ruche zmieniła kąt nachylenia naginaty, wyprowadzając ją z ruchu obrotowego na poziomie nóg demona. Demon zachwiał się, lecz pewnie nie upadłby, gdyby nie lodowy blok, który wyczarowała Claire, i który poszybował wysoko, trafiając w podbródek zdezorientowanej bestii i posyłając ją na ziemie. Bestia upadła ciężko, lecz nagle, z zaskakującą dla swych rozmiarów zwinością wykonała przewrót w tył i wyskoczyła do przodu, uderzając lewym barkiem szarżującą Alice. Dziewczyna jęknęła krótko, po czym przeturlała się kilka metrów i upadła na popękanej podłodze, z rękoma wyrzuconymi po obu stronach. Dunkan wiedział, że koleżanki nie wytrzymają długo.
- Przebijamy się! - krzyknął do Kilroya - Trzeba pomóc Nicole i jej przyjaciółkom.
Wyższy chłopak ledwo zdążył kiwnąć głową, gdy kolejna kula ognia poszybowała w jego kierunku. Kilroy przywarł do ściany, patrząc jak świszczący obłok płonących gazów przemyka koło niego, uziemiając się metr od miejsca, w którym Alice, leżałą bez ruchu. Dunkan ruszył biegiem, lecz czerwonowłosa nie pozwoliła mu przebiec nawet dwóch metrów, podcinając mu nogi kolejną ognistą kulą. Kilroy przeskoczył koło niego, lecz dziewczyna była już gotowa.
- Wal w nią magią - Dunkan krzyknął do kolegi, który właśnie odskoczył do tyłu, gdy hybrydyzowane zaklęcie ogniowe przemknęło koło niego jak strzała z łuku.
- Mam tylko Thundera, a to nie działa w zamkniętych pomieszczeniach - odpowiedział Kilroy, biegnąć równolegle do drugiej ściany, utrudniając dziewczynie celowanie. Dunkan przeklnął cicho wiedząc jak kłopotliwe jest namierzenie osoby takim zaklęciem we ciasnym pomieszczeniu, bez odpowiedniej różnicy potencjałów i w silnie naładowanym magicznie powietrzu.
- FIRE! - krzyknął po kilku sekundach recytacji, posyłając ognistą kulę w kierunku dziewczyny. Metr przed jej twarzą nastąpił fioletowy błysk i ognista kula wywaliła dziórę w ścianie za ich plecami, zrefektorana magiczną tarczą. Blondyn uchylił się, przed kolejną kulą ognia, przewracając się na plecy. Wzrok skupił się na tym, co zobaczył przed chwilą.
- FIRE! - krzyknął ponownie, celując metr na lewo od dziewczyny, zaklęcie ledwo otarło o tarczę i zogniskowało się tuż za nią, zmusząjąc ją do uskoczenia w prawą stronę.
- WAL THUNDERA W PRAWO!! - krzyknął Dunkan, gdy zaklęcie jeszcze leciało w jej stronę.
- Przecież nie uziemi się w... - odpowiedział zmieszany Kilroy
- SZYBKO!! - Dunkan ponowił wrzask, po którym Kilory posłusznie wycelował rękę na lewo od dziewczyny, skupiając iskry wokół dłoni.
- REFLECT!! - dziewczyna rozpuściła zaklęcie wokół siebie, powiększając tarczę i widząc gromadzoną wokół ręki Kilorya magię.
- THUNDER - Kilory zakończył zaklęcie, skupiając się na miejscu po prawej stronie dziewczyny. Fioletowa tarcza zadrgała lekko, gdy jedna, czy dwie iskry zatańczyły na jej powierzchni. Dziewczyna nie zdążyła zdać sobie sprawę z sytuacji. Wielki błysk, nieporównywalny z tym, który powinien pojawić się po tym zaklęciu, oślepił chłopców, a grzmot i trzask iskier rozszedł się po całym korytarzu. Dziewczyna krzyknąła i padła na ziemię, drgając jeszcze od nagromadzonego w ciele ładunku. Fioletowe zaklęcie uziemiło się, a zapach ozonu wypełnił powietrze. Elektryczne gniazdko w ścianie, które stało się celem zaklęcia, rozpadło się na kawałki, pozostawiając jedynie resztki spalonego plastiku. Dunkan uśmiechnął się mimowolnie.

Haji padł na ziemię, po potężnym uderzeniu w twarz i nie zdążył uchylić się przed sięgającymi w jego kierunku ramionami. Przeleciał dwa metry, lądując na plecach, głową uderzając w ścianę korytarza, kilka metrów od przyjaciela, który właśnie próbował wstać. Ren podniósł się do klęczek, lewą rękę odruchowo przyciskając do bolącego kręgosłupa, patrząc jednocześnie na ciemnoskórego, leżącego przy płonącej ławce. Mały demon właśnie zbliżał się w jego kierunku, z uniesioną nad głową maczugą. Ren chciał krzyknąć, lecz drżące ręce ugieły się pod nim, zmuszając go do padnięcia twarzą w brudną od kurzu i popękaną podłogę. Wiedział, że rzucił zbyt dużo zaklęć w zbyt małym czasie i jeszcze oberwał solidnie.... mrużąc oczy, mógł tylko patrzeć, jak bestia stawia kolejne kroki.
- GRAAAAAAAAAAAARRRRRRR!! - kakofonia dwóch demonich krzyków dotarła do niego jak z pod wody. Bestia wyrzuciła ręce na bok, z rozdziawionym pyskiem wrzeszcząc w stronę sufitu. Nim ogłuszający krzyk zniknął w długim korytarzu, bestia rozwiała się w chmurze brunatnego dymu, pozostawiając obu chłopców leżących na ziemi i nieprzytomnych. Pamiętał aż nazbyt dobrze to uczucie... po raz drugi w tak krótkim czasie leżał na ziemi bez woli walki, bez sił, nawet na to by się podnieść. Uświadomił sobie jaki jest słaby i bezradny, że gdyby Guardian Force nie został odesłany, pewnie by już nie żył. Nienawidził siebie za tą słabość, jednak mętlik w głowie nie pozwolił mu na kontemlowanie tej myśli zbyt długo. Odległe krzyki i odgłosy walki dobiegały do niego jak z pod wody. Ren uświadomił sobie, że w całych dormitoriach trwa walka. Słyszał z oddali głos oficera Nidy, wykrzykującego przez głośniki kolejne rozkazy. Odgłos jakiegoś wybuchu doszedł Rena ze strony głównego holu. Nie miał jednak siły, by analizować jakiekolwiek z tych sygnałów. Zamknął oczy, nie ruszając się ani o milimetr, pozwalając by wszystkie dźwięki i zapamiętane obrazy przeszły spokojnie do podświadomości, opuściły go, odpłynęły. Ren też odpłynął... w sen bezsilności i wycięczenia...


Rozdział XVII


- CURAGA! - odezwał się głos, jakby z oddali, odbijający się we wszechogarniającej pustce, porządkujący utworzony w głowie mętlik. Chłopiec dojrzał światło przebijające się przez zamknięte oczy, rozgrzewające krew w żyłach, przepełniajace ciało energię. Powchwili otworzył oczy i nerwowo zerwał się na równe nogi, rozglądając się wokół. Dunkan, Nicole, Alice i Claire stali obok niego, nosząc na swoich ciałach i ubraniach ślady niedawnej walki.
- Nic ci nie jest Ren? - spytała Nicole, patrząc na posiniaczonego brata.
- Nic mi nie jest - odpowiedział pośpiesznie - Co z Hajim i Kilroyem?
- Kilroy pilnuje ten czerwonowłosej - odpowiedział blondyn - Udało mi się ją położyć, ale nie wiem na jak długo. Haji pobiegł po broń dla niego i dla siebie. Twoją mam tutaj.
Ren chwycił gunblade, który Dunkan zdjął z pleców. Dalej nie czuł się bardzo dobrze, ale mając broń czuł się o wiele pewniej. Zaklęcia nie były nigdy jego mocną stroną.
- Dobra, koniec gadania chłopaki - powiedziała Nicole - Naszym walczącym w dormitoriach przyda się pomoc.
Nicole i koleżanki zaczęły biec w kierunku zdewastowanego rozwidlenia między dwoma częściami mieszkalnej części Ogrodu Balamb. Ren i Dunkan bez słowa ruszyli za nimi, rozdzielając się w końcu i wbiegając do męskiej części. Gdy tylko wyszli z zakrętu, zobaczyli Kilroya, klęczącego obok nieprzytomnej dziewczyny. Gdy leżała tak spokojnie, z zamkniętymi oczami i przechyloną na bok głową, ciężko było uwierzyć, że mogła być niebezpieczna. Była młodsza niż im się wcześniej zdawało.. nie była starsza od nich.
- Zdjąłem jej GF'a i magię, żeby nie rozrabiała i dodatkowo uśpiłem ją zaklęciem - powiedział Kilroy wstając - Nie powinna być już groźna.
W tej chwili Haji wyłonił pojawił się na schodach w głębi korytarza. Biegł szybko, wyglądając jakby przed czymś uciekał, w rękach ściskając swój kij i młotek kolegi. Zwolnił, przeskakując popękaną podłogę.
- U..... ucie... o... - próbował mówić ciemnoskóry, pochylając się przed kolegami i próbując złapać oddech. Nagła eksplozja zatrzęsła fundamentami. Wisząca wysoko neonowa lampa spadła i rozbiła się po drugiej stronie korytarza, a czerwone światło zabarwiło na moment schody.
- Coś wybuchło na pierwszym piętrze! - krzyknął Dunkan. Kilroy chwycił swój młot i bez zastanowienie ruszył przed siebie, w kierunku schodów na pierwsze piętro budynku.
- Nie idź tam! - wrzasnął za nim Haji, odzyskując w końcu mowę. Kilroy wbiegał już jednak, przeskakując po dwa schodki naraz - Niech go szlag! - przeklnął pod nosem chłopak i ruszył nim, w towarzystwie Dunkana i Rena.
- Co się tam stało? - zapytał się w biegu Ren, gdy chłopcy skręcali na półpiętrze - Co tak wybuchło?
Przeskoczyli ostatnie schodki i stanęli przed długim korytarzem. Wszystkie okna, ciągnące się po lewej stronie zostały wybite, a znaczna część ściany w połowie korytarza została poprostu wyrwana siłą eksplozji. Podłoga i ściany były jeszcze bardziej zniszczone niż na niższych piętrach. Dwóch starszych kadetów SeeD stało kilka metrów przed nimi. Obaj nosili ślady niedawnych walk i oddychali ciężko. Kilkadziesiąt metrów dalej, wśród gruzu, tynku i fragmentów szyb, stało trzech, ubranych tak jak rudowłosa mężczyzn. Czwarty właśnie zwisał na linie w miejscu, w którym eksplozja wyrwała ścianę, powoli wspinając się do góry. Dokładnie w połowie drogi pomiędzy nimi, a przyjaciółmi, czerwona sfera o średnicy metra unosiła się w powietrzu, roztaczając wokół siebie jarzące się jasno płomienie, wśród których bystre oko mogło dostrzec oczy i karykaturalną paszczę. Obróciła się w powietrzu, unosząc się i opadając swobodnie, patrząc na zebraną grupkę i rozszerzając szczękę w czymś, co pesymista mógłby określić jako uśmiech. Stojący obok kadeci zaczęli uciekać na parter. W tym czasie kolejny z oponentów chwycił linę i zaczął się wspinać.
- To tak wybuchło - powiedział Haji, stając koło Rena, patrząc na ognistego potwora.
- Nie dajmy im uciec! - krzyknął Kilroy i uśmiechając się lekko, chwycił młot szerok i zaczął biec przed siebie, w kierunku Bomby. Dunkan i Ren bez słowa ruszyli za nimi, w rękach ściskając broń, ustawiając się za Kilroyem. Dwie ogniste kule wyleciały z jednocześnie z rąk dwóch mężczyzn w czarnych kombinezonach. Kilroy padł na ziemię, gdy te zderzyły się w miejscu, gdzie była jego głowa. Nim zdążył wstać, mężczyźni wystrzelili kolejne dwa pociski, tym razem kierując je w Rena i Dunkana. Ren uskoczył się sprawnie na prawo, nie zwalniając tempa biegu, zaś lecący na przyjaciela pocisk wydał dziwny dźwięk i odbił się od magicznej osłony, wyczarowanej przez Haji'ego. Kilroy przeturlał się do tyłu, gdy Bomba kłapnęła na niego swoją paszczą. Stanął na nogi i uderzył potwora z lekkiego wymachu z lewej strony. Istota obruciła się wokół własnej osi, przelatując kawałek w powietrzu i zawisł nad sufitem. Kolejny mężczyzna wspiął się po linie, a długowłosy brunet, który został, zaczął wypowiadać kolejne zaklęcie, trzymając dłonie przed sobą. Ognista bestia przeleciała po łuku nad sufitem i kręcąc się z dużą prędkością uderzyła Dunkana z boku, spychając go na ścianę i przewracając do tyłu. Blondyn przeturlał się do tyłu, łapiąc się za popatrzoną lewą rękę. Kilroy zdążył już przełożyć młot z lewej strony i gdy Bomba znowu zawisła w powietrzy, napiął mięśnie i uderzył potwory z szerokiego wymachu. Bestia wrzasnęła dziwnie, odbiła się od ściany i upadła pełną gruzu ziemię, w momencie, wktórym Ren ciął nisko, uderzając w sam środek jej kadłubu z całej siły. Kula zostałą podbita w górę i obracając się dziko zatrzymała się przy suficie, wyglądając na solidnie zdenerwowaną atakami chłopców. Płomienie na jej ciele zrobiły się jeszcze jaśniejsze, pozostawiaja jedynie ciemniejsze plamy w miejscach ran, wyglądające jak żarzące się drewno. Nie można było niezauważyć, że jej średnica przekroczyła w tym czasie 2 metry.
- AERO! - wrzasnął mężczyzna stojący za nimi, obejmując zaklęciem zały korytarz. Kilroy przewrócił się i przypadł do ziemi, Ren i Dunkan pochylili się do przodu, zasłaniając oczy rękoma, chroniąc się prze wywiewanym w ich strone kurzem i tynkiem. Ognista bestia starała sie wznieść, lecz zaczęła jedynie wachać się w lewo i w prawo, miotana turbulencjami. Wrzasnęła, zdenerwowana jeszcze bardziej, powoli zbliżając się do grupki przyjaciół, nie mogąc oprzeć się napierającemu wiatrowi. Mężczyzna wolnym krokiem zbliżył się do wiszącej liny, lewą ręką ciągle kontrolując zaklęcie.
- Nie jest dobrze!! - wrzasnął Ren i bez namysłu zaczął uciekać w stronę schodów. Kilroy i Dunkan zaczęli robić to samo, starając się uciec, ob zbliżającej się coraz bardziej i rosnącej w oczach bomby. Haji stał na końcu korytarza, szepcząc mantre zaklęcia, skupiając moc, na kręcącym się przed nim, jasnoniebieskim kwadracie. Cała trójka minęła go, szybko zbiegajac ze schodów i nie oglądając się na rozjuszonego potwora, który przestał walczyć z wiatrem i postanowił ruszyć za kadetami. Mając już ponad 3m średnicy i kolor płomieni bliski białości, zacząła się z wolna obracać, kierując się wprost na Haji'ego. Ten było gotowy.
- QUATRA AERO!! - krzyknął Haji uwalniając pierwsze z zaklęć, które z całą siłą uderzyło w bombę, nie zatrzymując jej jednak, a jedynie spowalniając. Wyglądając na coraz bardziej zdenerwowaną, ognista kula nie przestała się zbliżać. Haji poczuł bijące od niej ciepło. Wyprostował drugą rękę, uwalniając drugie zaklęcie. Bomba zaczęła powoli się odsuwać. Rysy jej karykaturalnej twarzy zaczęły się rozmazywać, a całe ciało zaczęły pokrywać ciemne pęknięcia. Uzębiony pysk rozwarł się w kolejny okrzyku. Kolejne dwa zaklęcia zaczęły przesuwać zebrany na korytarzy gruz, chłopcy stojący na Hajim zaczęli kaszleć. Wielka siła powielonego zaklęcia pochłonęła cały korytarz w wirującym wściekle kurzu. Wielkie monestrum walczyło przez chwilę z napierającym wiatrem, po chwili jednak padło z sił, a jego coraz bardziej popękane cielsko zaczęło nagle ciemnieć. Bomba została wypchnięta przez zrobioną w ścianie dziórę. Wielka eksplozja zbiła z nóg chłopców, zatrzęsła budynkiem i powiększyła jeszcze bardziej dziurę w ścianie dormitoriów, posyłając kolejną falę cegieł, resztek zaprawy na ściany zewnętrzne pokojów. Czerwone płomienie eksplozji wdarły się do środka, osmalając popękany sufit. Na szczęście, potwór ekslodował w bezpiecznej odległości.
- Wszyscy żyją? - zapytał Kilroy, podnosząc się ze schodów i patrząc na kaszlącego Haji'ego i wstających powoli Rena i Dunkana.
- Mi nic nie jest - powiedział Ren wstając i podchodząc do czarnoskórego i pomagając mu wstać - Dałeś czadu Haji. Szkoda, że ten gość dał rade uciec.
- Po jaką cholere nas atakowali, jeżeli teraz uciekają? - zapytał się Kilroy.
- Właśnie - Dunkan otrzepał się z kurzu. Jego lewe ramie było mocno poparzone - Przecież ze zdewastowania dormitoriów nic im z tego nie przyszło.
- I kim oni są do cholery? - zapytał Ren - Tamta dziewczyna miała GF'a, ten typ przyprowadził ze sobą Bomby i są świetnie wyszkoleni.
- Wracajmy lepiej na dół - powiedział Kilroy, schodząc po schodach - Pewnie oficerowie chcieliby przesłuchać tą czerwonowłosą, co ją Dunkan położył. Cała czwórka z miejsca ruszyła na dół, wracając na parter. Ubrana w czarny kombinezon dziewczyna dalej leżała nieruchomo, ogłuszona zaklęciami. Wokół niej zebrała się już niewielka grupka kadetów. Coraz więcej ludzi zaczęło się wlewać do dormitoriów. Większość z nich to kadeci z młodszych klas, prowadzeni przez instruktorów. Wszyscy wyglądali na pobudzonych i mocno zaniepokojonych. Dunkan i Kilroy podbiegli do dziewczyny, upewniając się, że żyje i że zaklęcia dalej działają. Ren zbliżył się do rozmawiającej podniesionym głosem grupki starszych studentów, wychowanków instruktor Tilmett.
- Co się dzieje? - zapytał, przerywając rozmowę.
- Nikt nic nie wie - powiedział krótkowłosy brunet, stojący najbliżej Rena - Jakieś pół godziny temu Nida wrzasnął coś przez mikrofon i już się nie odzywa. Do tego ktoś zablokował windę. Kilku instruktorów próbuje ją odblokować, a McNash, Ragget, Colnick i Dincht poszli na górę przez poziom MD, sprawdzić co się stało.
- A co z wejściem głównym? - zapytał Haji, dochodząc do kolegi - Dalej tam walczą?
- Xu mówiła, że wszyscy się wycofali i już po wszystkim - powiedział wysoki kadet z bródką - Kilka minut po tym, jak Nida przestał nadawać wszyscy terroryści wycofali się i odlecieli poduszkowcami. Dlatego kazała się wycofać do dormitoriów i czekać na dalsze rozkazy
- Poduszkowcami? - powtórzył ze zdziwieniem Ren - Tylko ludzie z Ogrodu Galbadia wykorzystują poduszkowce. Ale oni nie posługują się tak magią, jak ci czarni.
- Dlatego nic nie wiadomo - powiedział brunet - Byliśmy w kafeterii, razem z dzieciakami z klas 1-3. Nida nadawał rozkazy dla ludzi przy bramie, gadał coś o tym, że wróg przejął dormitoria, i że potwierdzono wykorzystanie Guardian Force. Ale to przecież wszystkie GF są w posiadaniu SeeD.
- Ta dziewczyna miała Brothers - odrzekł Ren - Nie wiemy skąd, ale miała.
- Co tu się dzieje, do cholery - złapał się za głowę trzeci z kadetów - Po co ktokolwiek miałby atakować Ogród? I jak to możliwe, że tak nas załatwili?
- Byli świetnie przygotowani i wiedzieli czego mogą się po nas spodziewać - powiedział kadet z bródką - Byłem pewien, że czarownice działają samotnie.
- A gdzie była czarownica, gdy ci czarni walczyli? - zapytał się Haji - Ktoś ją widział?
Kadeci pokiwali głowami przecząco. Ren odszedł od nich i zobaczył Dunkana siedzącego na parapecie po drugiej stronie korytarza, jednym z niewielu, który całkowicie ocalał. Podszedł do niego. Ręka blondyna nie wyglądała dobrze, ale on nie wyglądał na przejętego z tego powodu. Spojrzał na Rena z niepokojem. Kolega postawił swój gunblade na kupce gruzu, koło jego toporu i oparł się o ścianę przy oknie. Stali tak bez słowa przez kilka chwil, wśród rosnącego wokół szumu rozmów i tłoczących się ludzi, w coraz większej liczbie napływających do dormitoriów.
- O czym myślisz? - zapytał się w końcu Ren.
- O tym, czy te nasze sny mają jakiś wpływ na to, co się dzieje dzisiaj - odpowiedział Dunkan, patrząc przez okno, podpierając twarz prawą ręką.
- Musimy się spytać instrutkor Tilmett - powiedział Ren, odwracając się do przyjaciela - I tego całego dyrektora Ogrodu Galbadia. Oni coś wiedzą.
Znowu zapadła cisza. Cisza, wśród gadających i przekrzykujących się osób. Oboje byli zmęczeni walką, zbyt dużą dawką adrenaliny. Obaj mieli mętlik w głowie, ciągle pamiętając obrazy ze snów i słysząc głos nieznajomej, ostrzegającej o niebezpieczeństwie.
- Coraz więcej pytań i żadnych odpowiedzi, co nie? - zapytał retorycznie Ren.
Dunkan przytaknął.


Rozdział XV


'Cholera' przeklnął Ren, nie odrywając wzroku od sufitu. Leżał na łóżku w swoim ciemnym pokoju, wpatrując wzrok w zielone cyferki wyświetlające się na elektroniczny zegarku, przymocowanym do półki na książki nad łóżkiem. Była czwarta nad ranem. Ren odwrócił głowę w lewo, patrząc na walające się po pokoju śmieci, książki i ubrania, oświetlane przez pierwsze promienie słońca i poświate świetlnego pierścienia otaczającego Ogród. Wodził oczyma po wiszących na ścianach plakatach, po szafie i biórku, obok którego stał czarny futerał z jego Revolverem w środku. Przez chwilę kontemplował wiszącą u góry lampę i powieszony na klamce od drzwi mundur kadeta. Nie myślał jednak o tym co widzi. Z założonymi za głowę rękoma leżał i zastanawiał się nad tym wszystkim. W ciągu tak krótkiego czasu, w jego życiu stało się więcej niż kiedykolwiek dotąd. Dziwne "sny", misja w Deling, bal inauguracyjny, atak czarownicy... wydawało mu się, że to wszystko powinno mieć jakiś sens, że odpowiedź gdzieś jest, ale ciągle pozosaje nieuchwytna, jak księżyc w rzece. 'Dlaczego to właśnie ja, Dunkan i ta nowa - Claire, mamy te dziwne sny? Czemu nikt nam nie mówi o czym one są? Czy to jakaś cholerna tajemnica, czy zabije nas to? Coś się nam kurde należy za to, że ze 3 razy prawie nas zabili za to, że walczyliśmy w imie Ogrodu'. Ren obrócił się na bok i poprawił poduszkę. 'I co z tym cholernym Kemuri'm? Ludzie z grupy Jellis mówili dzisiaj, że był przy bramie wejściowej i miał przy sobie Ifrit'a... to pewnie on spowodował ten wybuch na początku... ale skąd oni wszyscy mieli Guardian Force, skoro wszystkie zidentyfikowane dotąd są w arsenale Balamb? I kim oni do cholery byli?'. Ren spowrotem obrócił się na plecy i spojrzał w wyświetlacz zegarka nad sobą. '4:04... muszę iść spać i wstać rano na ten apel. Może dowiem się czegoś...'. Ren obrócił się na drugi bok, twarzą do ściany i zamknął oczy. Leżał tak kilka minut, analizując białą farbę koło poduszki. Odwrócił się nagle na plecy i podniósł się do siedzenia, mocno zirytowany.
- Głupia bezsenność... - wyszeptał składając ręcę i koncentrując się chwilę - Sleep! - dodał po chwili najciszej jak mógł. Różowa mgiełka owiąnęła jego głowę, zlepiając powieki i wypełniając nozdrza słodkim zapachem. Nie poczuł nawet jak pada na poduszkę.

- Pobudką!! - wrzasnął Dunkan tuż przy ochu Rena. Chłopak zerwał się do pozycji półsiedzącej i rozejrzał się dookoła przymkniętymi oczyma. Pościel już dawno leżała na podłodze, zakrywając wysupujące się z pod łóżka komiksy. Dunkan stał nad nim cierpliwie, dopinając ostatnie guziki białej koszuli i patrząc jak kolega powoli siada na łóżku i przeciera oczy.
- Za niecałe pół godziny mamy być w audytorium koło Yard'u - powiedział wychodząc z pokoju i wracając do siebie - Dobrze, że go nie zniszczyli, bo byśmy się musieli na piętrze gnieździć. Słyszałem, że Yard też zaatakowali i mieli przy sobie Siren, ale szybko się wycofali. nasi w końcu też mieli Guardian Force.
- Jak myślisz, skąd oni mieli GF? - zapytał się po chwili Ren, wychodząc w bokserkach do przedpokoju, kierując się do łazienki.
- Mógł je mieć Kemuri - powiedział Dunkan - On by na specjalnej misji razem z instruktor Tilmett i kimśtam jeszcze. Pewnie drużyny były wyekwipowane w kilka Guardian Force, a Kemuri wpierw je wyciągnął, a potem załatwił posiadaczy. Przynajmniej na to wszystko wskazuje.
Ren nie odpowiedział, głównie dlatego, że mył zęby. 'Brzmi logicznie' pomyślał.
- To musiała być poważna misja, skoro wzięli GF i wysłali najlepszych ludzi - kontynuował Dunkan, dalej się ubierając - McNash to weteran tak jak ten Zebedin, Sayki to doświadczona instruktorka, a Selphie Tilmett to już wogóle pierwsza liga. W kilka lat temu razem z innymi pokonała czarownicę.
- Może byli tak wyekwipowani, bo znowu chcieli ją dorwać? - zapytał retorycznie Ren, wychodząc z łazienki.
- Bardzo możliwe - odrzekł, siadając przy stole w przedpokoju i czekając aż kolega się przebierze - Możemy tylko zgadywać, bo pewnie nikt nie będzie uprzejmy powiedzieć nam całej prawdy. Kończ się ubierać, bo zaraz będziemy spóźnieni.

Wielki tłum kadetów i oficerów zgromadził się w Audytorium Południowym, normalnie zajmowanym przez znacznie mniejszą liczbę ludzi. Usunięto wszystkie krzesła i ławki, aby zaoszczędzić na przestrzeni, lecz mimo to ludzie ledwo mieścili się w sali. Ren i Dunkan przecisnęli się przez powstający już przy wejściu zator i szybko skręcili w prawo, gdzie tłum był ewidentnie rzadszy. Przesunęli się pod stojące dalej okno i stanęli na szerokim, wewnętrznym parapecie, obok kilku studentów w swoim wieku. Na sali zgromadziło się ok. 1000 studentów. Oprócz osób stojących na drugim końcu sali, nie było w audytorium ani jednego oficera SeeD. Przy mikrofonie stała instruktor Trepe, rozglądając się bacznie po sali. Kilka metrów za nią na ustawiowionych tam krzesłach siedzieło kilku oficerów. Ren zauważył wśród nich McNash'a, Dincht'a i intruktor Tilmett, a także doktora Kadowaki.
- Myślałem, że przemawiać będzie Leonhart - powiedział do Dunkana.
- Też tak myślałem - odrzekł blondyn - ale pewnie wszystko nam zaraz powiedzą.
Po kilku minutach szumu rozmów i niepewności, instruktor Trepe uderzyła w mikrofon kilka razy palcem, aby sprawdzić, czy działa, po czym jej głos rozległ się po całym audytorium.
- Czy mogę prosić was o uwagę? - poczekała chwilę, aż zebrana publika uspokoiła się i przestała rozmawiać. Ludzie ucichli szybciej niż podczas normalnych apeli, każdy bowiem ciekaw był tego, co władze Ogrodu mają do powiedzenia, na temat wczorajszego ataku.
- Zwołałam dzisiejszy apel, aby poinformować was o kilku rzeczach, które macie prawo wiedzieć i które napewno was interesują - Quistis mówiła powoli i wyraźnie - Jak dobrze wiecie, wczoraj, podczas Balu Inauguracyjnego Ogród Balamb został zaatakowany przez niezidentyfikowaną grupę terrorystów. Pewnie słyszeliście już wiele plotek na temat tego kim mogli być agresorzy, skąd przybyli i jaki był cel tego ataku. Podczas ataku potwierdzono użycie Guardian Force Ifrit'a, Siren i Brothers przeciwko nam. Ofensorzy wykorzystali do ataku poduszkowce, jednak wykluczyliśmy jakikolwiek udział w tym ataku wojsk Ogrodu Galbadia, czy regularnego galbadiańskiego wojska.
Pomróki przeszły po audytorium. Jacyś dwaj starsi kadeci, stojący obok chłopców wymienili między sobą poglądy. Ren dosłyszał, że niezbyt przychylnie wypowiadają się o ludziach z zachodniego kontynentu, nie dając do końca wiary temu, co mówi Quistis.
- Agresorzy zaatakowali w czterech niewielkich grupach, próbując zająć Yard, dormitoria i bramę główną. Dzięki szybkiem i sprawenej interwencji naszych ludzi, udało się szybko odeprzeć atak, a w trakcie walk żaden z oficerów, ani kadetów nie stracił życia. Do tego udało nam się pojmać 4 terrorystów, którzy w tej chwili są przesłuchiwani przez naszych najlepszych oficerów. Z żalem jednak muszę stwierdzić, że agresor osiągnął swój cel.
Pomróki na sali zaczęły być głośniejsze. Ren zmarszczył czoło, Dunkan spróbował podnieść się wyżej, aby lepiej widzieć co się dzieje z przodu.
- Trzy grupy, które zaatakowały Yard, dormitoria i główną bramę, miały służyć odwróceniu naszej uwagi i spełniły swoją rolę. W tym czasie ostatnia grupa przedarła się na 3 piętro, do pokoju dyrektora Leonharta. Wśród przeciwników potwierdzono obecność czarownicy - tej samej, która porwała prezydenta Caraway'a kilka dni temu w Deling. Tym razem jej ofiarą padł sam dyrektor, który pomimo obecności naszych najlepszych ludzi w jego otoczeniu, został porwany.
Pomróki przerodziły się w burzliwą dyskusję, jakiś fotoreporter stojący z przodu strzelił zdjęcie, wszyscy zaczęli rozmawiać ze sobą nawzajem i krzyczeć coś do Quistis i zebranej obok niej grupki SeeD'ów. Ren ze zdziwieniem spojrzał na Dunkana.
- Po co porwała Leonharta? - zapytał retorycznie - To się nie trzyma kupy
- I co? Myślisz, że ci coś wyjaśnię? - odrzekł blondyn - Dla mnie to też dziwne
- Proszę o spokój! - podniosła głos Quistis, uciszając zebraną publikę. Tym razem musiała poczekać dłużej, zanim ludzie się w końcu uciszyli.
- Rozumiem wasze zachowanie, dla wszystkich jest to wielki cios - powiedziała w końcu, gdy poziom szeptów zmalał do rozsądnego poziomu - Podjęliśmy stosowne kroki i nasi najlepsi ludzie zostani wydelegowani w pościg za czarownicą...
- PO CO?! - przerwał jakiś student z przodu - PRZECIEŻ ONA JEST ZBYT POTĘŻNA! NIC NIE ZROB...
Jasnofioletowa chmura zakręciła się wdłoni oficera McNasha, który wstał i wycelował ją w kierunku studenta. Po chwili jego zaklęcie uciszające zogniskowało się wokół jego twarzy. SeeD usiadł na swoje miejsce, poważny i groźnie wyglądający.
- Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak potężna jest czarownica, panie Moore - kontynuowała po chwili Quistis, zwracając się do uciszonego kadeta - Mimo wszystko, panika nie przystoi komuś, kto w przyszłości ma się stać członkiem SeeD.
Jeszcze kilka pomruków przeszło po sali. Ren wiedział, że nawet McNash nie miał w zwyczaju od tak miotać zaklęciami w kadetów. Oficer był zdenerwowany, widział to nawet z tej odległości.
- Nasi najlepsi ludzie zostali już posłani w pościg za czarownicą. Znamy jej potęgę, jednak nie zapominajcie, że organizacja SeeD została powołana właśnie do tego, aby walczyć z czarownicami. Na czas nieobecności dyrektora Leonharta, ja przejmuję jego obowiązki, a oficerowie Lahrson i McNash przejmują role zastępców dyrektora. Z powodu absencji pewnej ilości instruktorów, wszystkie grupy będą miały zajęcia według nowego planu, które zostanie wam dzisiaj przysłany, do waszych pokojów w dormitoriach. Wszystkie uszkodzenia zaatakowanych części Ogrodu zostaną naprawione najszybciej jak to możliwe, a studenci, którzy odnieśli uszczerbek na zdrowiu lub stracili mienie osobiste podczas wczorajszego incydentu, otrzymają specjalne odszkodowanie. Osoby, których pokoje zostały znacząco uszkodzone, zostaną przeniesione do tymczasowych kwater zastępczych, na czas trwania napraw. Jesteśmy pewni, że wczorajszy incydent nie powtórzy się już nigdy, lecz na wszelki wypadek ochrona kompleksu będzie zwiększona.
Quistis odczekała kolejne minuty, w których studencie nerwowo wymieniali się poglądami, coraz bardziej zwiększając poziom hałasu.
- To wszystko, co chciałam powiedzieć - Quistis wyprostowała się i poprawiła okulary - Instruktorzy waszych klas odpowiedzą wam na wszelkie ewentualne pytania w czasie pierwszych zajęć dnia dzisiejszego, które zaczną się o 10:00. Możecie się rozejść.
Studencie, dalej norwowi, zaczęli wycofywać się do wyjścia. Ren i Dunkan również nie wiedzieli co myśleć. Zanim zdążyli jednak cokolwiek powiedzieć, zobaczyli, że Zell Dincht podchodzi do mikrofonu.
- Kadeci o numerach rejestracyjnych #217462, #218411 i #254778 mają się stawić w pokoju 113 za 30 minut - powiedział blondyn - Powtarzam, kadeci o numerach #217462, #218411 i #254778 za pół godziny mają być w pokoju 113 na drugim piętrze.
Obaj chłopcy stanęli w miejscu i spojrzeli na siebie. Dunkan uśmiechnął się paranoicznie. Dwa pierwsze numery należały do nich.

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Artykuł czytany: 2563
  • Głosy oddane: 7
  • Średnia ocen: 9.6

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.