Opowieść Wigilijna

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.

Nasza opowieść, jak i wiele jej podobnych, zaczyna się w tą jedyną w roku, szczególną noc, w którą wszystko jest możliwe - Wigilię Bożego Narodzenia. Święty Mikołaj w ciągu jednej doby całemu światu zapewnia prezenty dzięki swoim zaprzężonym w latające renifery saniom, a zwierzęta, wbrew wszelkim prawom biologii, zaczynają mówić artykułowaną mową. Nie wspominając już o poruszających się na niebie gwiazdach, powtarzanych co roku tych samych filmach w telewizji, przepalających się w krytycznym momencie lampkach choinkowych i innych dziwnych, martwiących lub niesłychanych zdarzeniach, których nie uświadczy się w żadną inną noc w roku.

Jak wiedzą wszyscy, Wigilia jest świętem rodzinnym, w którym to cała familia zbiera się w jednym miejscu, aby wspólnie zasiąść przy zastawionym smakołykami stole, przesłuchać płytkę z kolędami śpiewanymi przez jakąś słabo zarabiającą gwiazdę muzyki i poznęcać się nad dalekimi krewnymi, dając im jako świąteczny prezent parę kaloszy lub dyskografię Ich Troje. Wierzący czczą w ten czas urodziny swojego boga, niewierzący korzystają ze świątecznych promocji w hipermarketach, a wszyscy razem cieszą się z nadchodzących kilku dni wolnego czasu.

Cieszył się również bohater naszej historii, wiedząc, że nareszcie nie musi marnować cennego czasu na szkołę i zabrać się w końcu może za poważne sprawy. Ktoś inny mógłby nazwać to wypoczynkiem, jednakże ten ktoś nie miał do czynienia z Ebenezerem Scrooge'm. Jego rodzina nie martwiła się specjalnie tym, że chłopak ma hobby i woli poświęcać czas swojej pasji, niż rodzinie. Zresztą w jego oczach to nie było ważne, bo w końcu prawdziwy otaku nie ma rodziny.

- Patrz!! Widziałeś? - powiedział Scrooge do siedzącego obok Tima, którego, z braku innych pasujących określeń, nazywał swoim kumplem - Dark Aeon? Phii... cienki bolek nie Aeon.
- Łaaaa - powiedział Tim patrząc na przeskakujące po ekranie poligony z błyskiem w oku - Jesteś w to najlepszy Eb... musiałeś pewnie dużo ćwiczyć, żeby być taki dobry, co?
- A co ci do tego? - uśmiechnął się pogardliwie Ebenezer - Ty nigdy nie będziesz taki dobry jak ja, choćby dlatego, że cię na PS2 nie stać.
- Noo.. - Tim nie przejął się słowami kolegi. Zbyt wiele już ich usłyszał wcześniej, żeby teraz miały go ruszyć. Sam nie potrafił sobie odpowiedzieć, dlaczego wciąż przychodził do Scrooge'a. Jedyne, co robił, to patrzył na to, jak on przechodzi kolejnego jRPG, siedząc na swojej kanapie w pokoju z zasłoniętymi żaluzjami na oknach. Na pewno zazdrościł mu tego, że rodzice kupują mu wszystko, co chce, i że może spędzać całe dnie przed konsolą. Poza tym niewielu miał innych przyjaciół, a Ebenezer, choć nigdy nie był dla niego miły, zawsze miał dla niego czas... a przynajmniej go tolerował, a Tim'owi podobały się gry na PS2, które u Scrooge'a widział.
- Dobra Tim - powiedział Scrooge, patrząc na elektroniczny zegarek stojący na telewizorze - Spadaj, bo już późno jest, a ja się teraz będę musiał skupić. Wpadnij jutro to zobaczysz jak kolejnego boss'a rozwalam hehehe.
- Dobra Eb - Tim wstał powoli, minął kanapę od tyłu, żeby nie przerywać linii między Scrooge'em, a ekranem telewizora i ubrał kurtkę wiszącą na wieszaku w rogu pokoju. Zatrzymał się na chwilę przy drzwiach wyjściowych i spojrzał zmieszany w stronę kolegi.
- Ej Eb.
- Czego? - zapytał się Scrooge nie odrywając wzroku od ekranu.
- Nie pożyczyłbyś mi jakiegoś jRPG'a na mojego SNES'a? - zapytał się Tim - Bo ty nie grasz w żadnego i tylko ci się cartridge'e kurzą.
- Zapomnij o tym - powiedział Eb - Kalałbyś tylko swoimi brudnymi łapskami świętość. Poza tym ty nie wiesz ile te cartridge'e są warte. Jeszcze byś mi zepsuł.
- Nie zepsuje ci nic - odrzekł szybko Tim - Będę bardzo uważał. Proszę cię Eb, nie mam w co grać w te święta.
- Mówię ci Tim, wal się - oburzył się Scrooge - Nic ci nie dam. Poza tym nie znasz angielskiego i byś tylko lamował, a nie grał. Nie nadajesz się do grania w jRPG, więc spadaj już. Jak ci się nudzi, to możesz jutro przyjść popatrzeć jak gram.
Zapadła chwila ciszy, w której Tim spoglądał jeszcze na przewijające się po telewizorze kształty, a po chwili drzwi zostały zamknięte, a Tim wyszedł na zaśnieżoną ulice, owijając szalik wokół szyi i kierując się w stronę domu. Ebenezer został sam, ale nie miało to dla niego żadnej różnicy. Nawet, jeśli nie było nikogo przy nim, zawsze miał swoją wierną konsolę.
Niczego więcej od życia nie potrzebował.

***

Wielki zegar stojący w przedpokoju zaczął wybijać dwunastą, zaczynając wigilię Bożego Narodzenia. Ludzie spali już ciepło w swoich domach, czekając z utęsknieniem celebrowanych co roku świąt, ciesząc się na samą myśl o zbliżającej się za kilka godzin wieczerzy i o prezentach. Scrooge nie lubił snu. Uważał go za marnotrawstwo czasu, który można by zastąpić graniem w jRPG. Wiedział jednak, że sama kawa nie wystarczy do życia, tolerował więc sen, jako zło konieczne. Teraz jednak nie musiał nigdzie wychodzić, bo nadchodziły święta, więc nie znalazł żadnego rozsądnego powodu, dla którego to miałby pójść do łóżka.

- No i kolejne 30 Sphere Leveli nabitych, moja kochana czarnulko - powiedział uśmiechając się do swojej konsoli sięgając lewą ręką po kubek z kawą i biorąc niewielki łyk. Nie raz zdarzało mu się rozmawianie z konsolą, wiedząc, że pomimo jej plastikowej obudowy i układów scalonych w środku, konsola ma duszę. Myśl o tym, że to tylko maszyna wprawiała go w zły humor.
- Jeszcze trochę i idziemy rozwalić tego całego Penance'a, co nie? - zapytał się retorycznie - Nawet się małpiszon nie ruszy. "Najsilniejszy boss w historii Square"? Phi...
Ebenezer zaśmiał się pod nosem, łykając kolejny łyk kawy, w momencie, gdy ładowała się kolejna plansza. Stary zegar skończył właśnie wybijać północ, gdy nagle okno po drugiej stronie pokoju otworzyło się.
- OŻ ty! - krzyknął Scrooge, gdy zimny wiatr zaczął wiać do środa, zasypując jego łóżko śniegiem i rozwiewając wiszącą firankę. Chłopak skoczył na równe nogi i dobiegł do okna i zamknął je pośpiesznie, strzepując wolną ręką śnieg z pościeli. Pomimo grzejnika podkręconego na pełną moc, Scrooge dalej czuł zimno. Miał do tego dziwne wrażenie, że temperatura nie ma związku z otwartym przed chwilą oknem. Odwrócił się z powrotem do konsoli, a jego kubek z kawą wypadł z jego rąk, rozbijając się na dywanie. Na jego kanapie ktoś już siedział.
- Marley? - spytał z niedowierzaniem Ebenezer, podchodząc kilka kroków bliżej - Myślałem, że nie żyjesz.
- BO NIE ŻYJĘ, DEBILU JEDEN - powiedziała niebieskawa, półprzejrzysta zjawa, wyprostowując się do pełnego, dość pokaźnego wzrostu. Marley był kiedyś najlepszym przyjacielem Ebenezera. Gdy Scrooge nie miał jeszcze komputera i internetu, Marley załatwiał mu gry na PlayStation. Był starszy od niego, tak samo jak on uwielbiał jRPG i pracował na rynku, sprzedając pirackie płytki. Nic dziwnego, że Ebenezer chciał być taki jak on jak dorośnie. Niestety, rok temu policja przeszukała mieszkanie Marley'a i znalazła tam 2114 nielegalnych kopii filmów, gier i muzyki na płytkach CD oraz nielegalne oprogramowanie na jego komputerze. Dostał 18 miesięcy odsiadki, a cała jego kolekcja nielegalnych gier, komputer, a także nielegalnie przerobione PlayStation, zostały skonfiskowane przez gliniarzy. Marley nie mógł żyć, gdy odebrano mu to wszystko i powiesił się na prześcieradle w swojej celi. Przez jakiś czas było o tym głośno w telewizji i prasie, wypowiadali się na ten temat różni specjaliści i psycholodzy, prześcigając się wymyślaniu nowych hipotez dla powodu jego samobójstwa. Ebenezer wiedział co on czuł i strata przyjaciela była dla niego wielkim ciosem. Uczcił jego śmierć, przechodząc jeszcze raz FFVII, nazywając Cloud'a jego imieniem. Nie mógł mu lepiej okazać swojego szacunku. Rana po stracie przyjaciela zagoiła się już, lecz gdy Ebenezer zobaczył niebieskawą poświatę unoszącą się nad swoją kanapą, znów poczuł kłucie w sercu.
- Jak się tu znalazłeś Marley? Co się z tobą działo przez ten czas - pytania same cisnęły się na usta Scrooge'a.
- JESTEM DUCHEM DO CHOLERY - powiedział Marley głosem głębokim jak bicie dzwonu - MOGĘ SIĘ ZJAWIAĆ PO PÓŁNOCY, NAWIEDZAĆ DOMY I ROBIĆ KILKA INNYCH RZECZY. ALE TO NIE WAŻNE. PRZYSZEDŁEM CIĘ OSTRZEC EB.
- Ostrzec? - zmartwił się Scrooge - Przed czym?
- PRZESTAŃ BYĆ TAKIM WREDNYM, SAMOLUBNYM OTAKU, KTÓREGO NIE INTERESUJE NIC, OPRÓCZ LEVEL'U JEGO POSTACI W RPG'U - powiedział Marley patrząc groźnie pustymi oczodołami i wskazując Scrooge'a palcem wskazującym przezroczystej ręki - INACZEJ, TAK JAK JA, PRZEZ WIEKI TUŁAĆ SIĘ BĘDZIESZ PO TYM ŚWIECIE, U NOGI NIOSĄC CIĘŻAR SWYCH GRZECHÓW.
Dopiero teraz Ebenezer spojrzał na transcendentną nogę widma, wokół której obręcz z przezroczystej stali przykuwała go do łańcucha, sprawiającego wrażenie bardzo ciężkiego, jak na coś niematerialnego. Łańcuch zaś kończył się wielkim stosem konsol, zdezelowanych, zniszczonych i przede wszystkim przezroczystych. Scrooge rozpoznał kształt wielkiej i ciężkiej Amigi 500, stare modele Atari i Commodere 64. Twórca przywiązał do tej kupy nawet prostokątnego GameBoya, ongiś marzenie każdego dzieciaka na osiedlu. Konsole wyglądały na bardzo ciężkie. W pewnym aspekcie przynajmniej.
- JA SWOJĄ SAMOLUBNOŚĆ ZOSTAŁEM SKAZANY NA WIECZNOŚĆ NA ZIEMI Z TYM TAŁATAJSTWEM U NOGI - powiedział Marley zawodzącym głosem - PRZYSZEDŁEM CIĘ OSTRZEC, W TĄ JEDYNA NOC W ROKU, KIEDY OCZY LUDZKIE MOGĄ MNIE UJRZEĆ.
- A to nie wypada przypadkiem w Halloween? - zaciekawił się Scrooge. Zapadła chwila kłopotliwego milczenia, w której zmieszany lekko duch opracowywał odpowiedź.
- NIE WYMĄDRZAJ SIĘ GÓWNIARZU JEDEN!!! - wrzasnął Marley, że aż szyby się zatrzęsły - TO, KIEDY JESTEM WIDOCZNY TO NIE TWÓJ ZAKICHANY INTERES. PO RAZ OSTATNI CI MÓWIĘ, ZMIEŃ SWOJE POSTĘPOWANIE EBENEZERZE SCROOGE'U. MOJA DUSZA JEST JUŻ STRACONA, ALE DLA CIEBIE JESZCZE JEST NADZIEJA. JESZCZE TEJ NOCY, ODWIEDZĄ CIĘ TRZY WIDMA...
- Ej poczekaj... - przerwał mu Ebenezer, otrząśnięty już z pierwszego szoku i patrzący na nieżyjącego przyjaciela z zaciekawienie - Czyli ty jesteś taki unsent, tak? Jak Seymour z Final Fantasy X? Ej poczekaj, to może ja cię odeślę do Farplane'a... setki razy widziałem filmik, jak Yuna to robiła.
- SCROOGE TY SKOŃCZONY MATOLE. TU SIĘ ROZCHODZI O TWOJE ŻYCIE WIECZNE, A NIE O DOCZESNE BZDURY.
- Kiedyś nie nazywałeś tego bzdurami - oburzył się chłopak.
- NO WIESZ... WIELE SIĘ ZMIENIŁO W MOIM ŻYCIU OD TEGO CZASU - odrzekł duch, zaciskając zęby i ektoplazmatyczne dłonie w pięści - ZGINĄŁEM I W OGÓLE... TO MI TROCHĘ ZMIENIŁO ŚWIATOPOGLĄD.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że mam przestać grać na konsoli? Mowy nie ma!! - spojrzał z przerażeniem i buntem w oczach chłopak. Duch zaczął nagle blednąć, a jego kontury rozmazywać, jakby ktoś rozcieńczył go w wodzie.
- NIE MAM JUŻ DUŻO CZASU - powiedział duch do Ebenezera, powoli blednąc i znikając
- ZMIEŃ SWE POSTĘPOWANIE, A TWA DUSZA BĘDZIE OCALONA. JEŻELI NIE CZEKA CIĘ ZG...
Duch zniknął całkowicie, pozostawiając za sobą tylko wyryte w głowie zdania, wypowiedziane głosem ciężkim, jak płyta nagrobna. Scrooge pomachał rękoma w miejscu, gdzieś przed chwilą zamanifestowała się zjawa.
- Marley? - powiedział jeszcze cicho Scrooge, rozglądając się dookoła. Gdy był już pewien, że przyjaciel odszedł, Ebenezer pozbierał resztki rozbitego kubka i poszedł zrobić sobie drugą kawę. Nie chodzi o to, że spotkanie z istotą z innej płaszczyzny spektralnej nie zrobiło na Scrooge'u wrażenia. Przeraziło go to w pewnym aspekcie, jednak chłopak nie miał w zwyczaju przejmować się czymkolwiek, kiedy trzeba było podbić postaciom level i szykować się do walki z bossem.

***

Ebenezer dopijał już drugą kawę i z obolałymi powiekami wpatrywał się w wielki telewizor przed sobą. Walki ciągnęły się powoli, jedna za drugą, a że nie różniły się one niczym specjalnym, mogłoby się wydawać, że są nudne. Scrooge jednak tak nie uważał. Wolał mówić, że są męczące, bo w końcu nabijanie levela to forma treningu, a trening niejako z definicji, wiąże się z wysiłkiem. Kolejna wygrana walka i kolejne punkty EXP trafiły do postaci chłopca, gdy zegar wybił pierwszą w nocy. Pamiętając wydarzenia z przed godziny, Scrooge obejrzał się szybko w stronę okna. Pozostało ono jednak zamknięte i nie sprawiało wrażenia, jakby stan ten miał się zmienić w najbliższym czasie. Ebenezer wziął ostatni łyk kawy z kubka, czekając sekundę na wyświetlenie się lokacji, gdy wtem coś przykuło jego oko na ekranie. Niewielka, czerwona plamka zaczęła pojawiać się w dolnym-lewym rogu ekranu, zakrywając kawałek ściany lokacji.

- A niech to! - wykrzyknął podniecony Scrooge, węsząc odkrycie nowego sekretu gry - Niech no ja tylko powiem o tym chłopakom z forum!
Ujął joypada w dłonie i czym prędzej zaczął biec swoją postacią w kierunku czerwonej plamki. W miarę zbliżania się, ta zaczęła rosnąć i nabierać kształtów. Główny bohater gry stanął w końcu obok celu, a Scrooge podrapał się po głowie i przetarł oczy z niedowierzania. Niewielki, czerwono-biały zbiór pikseli, przedstawiać miał zapewne czerwonowłosego mężczyznę w półpancerzu. Nie była to jednak specjalnie udana kopia, a prezentowała się szczególnie źle, stojąc przy Tidus'ie.
- O w mordę.. - powiedział cicho Scrooge, dalej nie wierząc własnym oczom - To przecież Fighter z pierwszej części Final Fantasy. Co on tutaj robi? Niczym w odpowiedzi na jego pytanie, na ekranie pojawiło się okienko dialogowe, w którym zaczął pojawiać się tekst.
- Jestem Duchem Wigilijnej Przeszłości, Ebenezerze Scrooge - głosił napis, niechybnie przypisany czerwonowłosemu - Przyszedłem tu, aby ci coś pokazać.
Chłopak patrzył jeszcze przez kilka sekund na widniejące na ekranie słowa. Z podejrzeniem w oczach spojrzał na kubek, do niedawna wypełniony kawą, teraz zawierający jedynie jej osadzające się na dnie resztki. Powąchał je podejrzliwie, po czym sięgnął po stojące na stoliku opakowanie z kawą, patrząc na jej datę ważności. Wszystko zdawało się być w normie. Scrooge ponownie chwycił joypada i poruszył lewą gałką. Tidus jednak pozostawał na swoim miejscu, tak jak podczas każdego innego dialogu.
- Co chcesz mi pokazać? - zapytał Ebenezer cichym głosem, patrząc na czerwone piksele Fightera. Rozmówca nie pozostawał dłużny i kolejne okno dialogowe pojawiło się po chwili na ekranie. Tym razem nie zawierało tekstu, a jedynie krótki i treściwy napis: "Press X to continue". Nie widząc innego wyjścia, Scrooge docisnął kciukiem wskazany przez zjawę klawisz. Ekran telewizora zrobił się czarny, a w dolnym prawym rogu ekranu pojawił się niewielki napis "Now loading". Po chwili czekania, pojawiły się pierwsze klatki ze wstawki FMV. Choinka, jak żywa, błyskała na niej złotymi bombkami i kolorowymi lampkami, a dwoje rodziców siedzących na kanapie przy niej patrzyło z uśmiechem na twarzach, jak mały chłopiec pośpiesznie i nerwowo rozrywa pieczołowicie opakowany prezent.
- Przecież to ja! - krzyknął Scrooge, poznając siebie z okresu dzieciństwa.
- Tak. To ty Ebenezerze. - mały biały napis pojawił się na dole ekranu, obok widniejącej w rogu małej postaci Fightera - Ale byłeś wtedy zupełnie inną osobą. Scrooge w milczeniu patrzył, jak chłopiec zrywa w końcu niebieską wstążkę i odsłania szare pudełko. Widniał na nim napis: "Super Nintendo Entertainment System". Mały Ebenezer z niedowierzaniem patrzył na prezent i niemalże ze łzami w oczach zwrócił wzrok ku swoim rodzicom. Oboje wyglądali na zadowolonych.
- I jak? Podoba ci się prezent? - zapytał się ojciec.
- To naprawdę dla mnie? - Scrooge spytał, ciągle najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
- Święty Mikołaj najwyraźniej uznał, że ci się to spodoba - uśmiechnęła się mama - Wszystko za to, że byłeś grzecznym chłopcem przez ostatni rok.
Mały Ebenezer zaczął czym prędzej rozpakowywać szare pudełko, odsłaniając plastikową konsolę umieszczoną w zabezpieczającym ją styropianie. Książeczka z instrukcjami, dwa joypady i cartridge z pierwszą grą... Scrooge wyjął go z opakowania drżącymi rękoma i przeczytał widniejący na nim napis: "Chrono Trigger". Gdy małemu chłopcu znów zaczęły napływać do oczu łzy, ekran telewizora ponownie zrobił się czarny, nie licząc czerwonego Fightera.
- Rodzice kupili ci tą konsolę, pomimo tego, że wiele kosztowała - głosił pojawiający się przy nim napis - Musieli wziąć pożyczkę w banku, ale zrobili to, bo kochali cię i wiedzieli jak bardzo zależy ci na tej konsoli.
- Nigdy mi tego nie powiedzieli... - Scrooge spojrzał na prawo, w stronę leżącej na półce konsoli SNES, tej samej którą dostał tamtej pamiętnej gwiazdki. Uśmiechnął się.
- Dzisiaj już prawie nie rozmawiasz z nimi, zamykając się w swoim pokoju i poświęcając swój cały czas na granie na konsoli - oświadczył Fighter.
- Mam swoje hobby i oni akceptują to, że bardzo mi na nim zależy - odparł Ebenezer.
- Akceptują to, bo chcą twojego szczęścia. A czy kiedyś ty zrobiłeś coś, co sprawiłoby szczęście im? - zapytał czerwonowłosy.
Scrooge nie odpowiedział. Po kilku sekundach, w dolnym rogu ekranu pojawił się napis: "Now loading" i po chwili, konsola załadowała kolejną scenę z jego życia. Tym razem nie była już taka pogodna. Rodzice Ebenezera siedzieli na sofie w salonie, patrząc ze zmartwieniem na syna, który z wyrazem zniecierpliwienia wszedł do pokoju i stanął przed nimi. To musiało się wydarzyć nie więcej jak 3 lata temu.
- O co chodzi? - zapytał się młodszy Ebenezer rodziców.
- Usiądź synu - powiedział ojciec, wskazując mu fotel. Gdy chłopak usiadł w końcu, głos zabrała matka.
- Martwimy się o ciebie synku - powiedziała, pochylając się w jego stronę - Ciągle siedzisz w tym swoim pokoju, nie masz właściwie żadnych przyjaciół i nie wychodzisz na dwór.
- Lubię tak żyć - oświadczył - Przed konsolą najprzyjemniej spędza mi się czas. Tylko to mi chcieliście powiedzieć? Bo trochę się śpieszę.
- Śpieszysz się do swojej konsoli, czyż nie? - zapytał ojciec.
- No... tak. Przerwaliście mi w dość ważnym momencie - odrzekł.
- Chłopcze, dla ciebie każdy moment ważny, ważniejszy nawet od własnej rodziny - powiedział ojciec. Żona położyła mu rękę na ramieniu, chcą go uspokoić, ale on nie miał zamiaru przestać - Uzależniłeś się od grania na tym czymś i nie potrafisz uświadomić sobie tego, że coraz bardziej się pogrążasz. Nie pomagasz mamie w domu, wszystko, za wyjątkiem swoich gier, traktujesz jak coś niewartego uwagi. Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, do czego może twoje hobby doprowadzić? Jak skończysz, jeżeli nie będziesz widział świata poza konsolą?
Młodszy Ebenezer odpowiedział wyglądając na bardzo podirytowanego. Rozmowa przeradzała się w kłótnię, będąc tłem dla białego napisu koło Ducha Wigilijnej Przeszłości.
- Wtedy wiedziałeś lepiej, ale spójrz na siebie - białe litery wskakiwały na swoje miejsce, na tle obrazów z przeszłości - W twoim życiu nie poprawiło się nic, a ty dalej żyjesz zamknięty w swoim pokoju. Wszystko interesuje cię jeszcze mniej niż dawniej i jedynie granie na konsoli ma dla ciebie jakiś sens. A co będzie, kiedy przejdziesz już wszystkie gry, kiedy zbrzydną ci te zabawy? Co ci wtedy zostanie? Potrafisz dzisiaj odpowiedzieć na pytania, które zadał wtedy twój ojciec?.
- To tylko moje hobby, do cholery! - krzyknął Ebenezer w stronę ekranu - Oprócz tego jest wiele rzeczy, które mają dla mnie znaczenie.
- Wymień chociaż jedną. - ogłosił biały napis. W tle, młody Scrooge trzasnął drzwiami salonu, wracając zdenerwowany do swojego pokoju. Matka siedziała na sofie, ukrywając płaczące oblicze rękoma. Jej mąż usiadł powoli przy niej. Ekran znów zrobił się czarny i po chwili na ekranie znowu pojawił się Tidus, stojący w tym samym miejscu, w którym zostawił go Ebenezer. Na ekranie nie było już żadnego czerwonowłosego Fightera, żadnych retrospekcji z jego młodości i żadnych dziwnych napisów. Po chwili, Scrooge przetarł oczy i spojrzał na czarnego joypada, na którym świeciło się czerwone światełko pomiędzy gałkami analogowymi. Chłopak podrapał się po głowie, ciągle myśląc nad słowami, które powiedziała mu zjawa. Jeszcze raz spojrzał na datę ważności leżącego obok opakowania po kawie i chwili namysłu Scrooge pokręcił głową, pomrugał kilka razy oczami i włączył elektryczny czajnik, parząc wodę na kolejny kubek kawy.
- Przecież to tylko hobby - powiedział sobie, uśmiechając się lekko. Po chwili, chwycił niepewnie pada i wrócił do grania.

***

Miasto spało już dawno, gdy zaczął padać śnieg, powoli pogrubiając pokrywającą grunt warstwę. Zupełnie jak w tych zabawnych, wypełnionych wodą i sztucznymi płatkami kulach, którymi trzęsie się, by wywołać małą zamieć. Tak samo w mieście, wszystko zdawało się zamrzeć w czasie. Wszędzie w koło świat trwał w absolutnym milczeniu, śpiąc i czekając na zbliżającą się Wigilię. Ebenezer jednak odniósł zwycięstwo nad naturalną potrzebą snu i skończywszy niedawno trzecią kawę, trzymał pada w rękach, wciskając raz po raz znane na pamięć kombinacje i dzielnie trzymając oczy otwarte. Niezapowiedziany, zegar w przedpokoju wybił drugą. Gdyby nie wydarzenia z przed ostatnich kilku godzin, Ebenezer nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi. Teraz jednak podniósł znużoną głowę i rozejrzał się dookoła podejrzliwie. Na początku nie był pewien, ale teraz widział, że te zjawy nie były po prostu halucynacjami i spodziewał się jeszcze dwóch, zapowiedzianych przez Marley'a duchów. Grając przez ostatnią godzinę, ciągle zastanawiał się nad słowami, jakie przeczytał na ekranie i jakie "powiedział" Duch Wigilijnej Przeszłości. Próbował sobie wmawiać, że gdyby było faktycznie tak źle, to rodzice bardziej by mu to pokazali albo on sam by coś zauważył. Mówił też sobie, że co go to obchodzi co myślą inni. To przecież jego życie i to on sam wie najlepiej jak chce je spędzić. Żadna z tych myśli nie pozwoliła mu się jednak poczuć lepiej. Ebenezer pokierował Tidusa to niebieskiego Save Point'u i zapisał grę. Spojrzał przez okno, na padający za oknem śnieg, pomarańczowy w świetle ulicznych latarni. Gdy odwrócił wzrok do telewizora, obok Tidusa stała postać, której wcześniej na ekranie nie było. Scrooge w normalnych okolicznościach bardzo by się ucieszył widząc coś, co mogłoby się okazać sekretem gry. Teraz jednak siedział niepewnie, bacznie obserwując postać. Trochę przypominający Tidusa jegomość z odsłoniętym torsem i jasnymi, blond włosami patrzył na niego z drugiej strony ekranu i machał do niego ręką.

- Vaan z Final Fantasy XII? - Scrooge uniósł jedną brew, patrząc na gościa - Myślałem, że będziesz lepiej się prezentował.
- No wiesz... to mimo wszystko tylko PS2 - głosił biały napis w oknie dialogowym, pojawiający się jednocześnie z idącym z głośników japońskim głosem - Jestem Duchem Wigilijnej Teraźniejszości.
- Tego się obawiałem - powiedział Ebenezer - I pewnie ty też chcesz mi coś pokazać i przerwać mi nabijanie levela.
- Oj przestań - japoński głos wydawał się być lekko podirytowany - Przecież i tak przed chwilą zasejwowałeś grę. Zresztą nie zajmę specjalnie dużo z twojego czasu.
Tak jak w przypadku poprzedniej zjawy, ekran telewizora zrobił się czarny, pogrążając pokój Scrooge'a w ciemnościach. Znajomy napis: "Now Loading" zniknął w końcu, a Vaan znowu się pojawił. Stał teraz w skromnie urządzonym, małym pokoju. W rogu znajdowała się niewielka, plastikowa choinka ozdobiona papierowymi dekoracjami, a większą część pomieszczenia zajmowało łóżko, na którym brzegu siedział chłopiec o popielatych włosach. Ebenezer rozpoznał w nim Tima. W rękach trzymał on joypada, nie takiego nowoczesnego jak do PS2, ale starego, szarego i archaicznego pada od SNES'a, z kolorowymi guzikami. Po drugiej stronie kabla stała konsola, podłączona do małego, starego monitora.
- Hmm... - Tim zastanowił się chwilę patrząc na swojego jedynego Cartridge'a, posklejanego taśmą klejącą. Starta naklejka na jego boku głosiła: "Super Mario Bros".
- Chyba jeszcze raz przejdę Mario Bros'a - powiedział cicho Tim sam do siebie. Nie wyglądał na specjalnie szczęśliwego.
Ebenezer patrzył z przerażeniem, jak Tim wkłada grę do czytnika konsoli i uruchamia ją.
- Super Mario Bros.... - oczy Scrooge'a rozwarły się na pełną szerokość, chłonąc straszliwy obraz - To jego jedyna gra?
- Przeszedł ją już 119 razy - ogłosił stojący obok łóżka Vaan, najwyraźniej niewidzialny dla chłopca - Ciężko się żyje, kiedy ma się tylko jedną grę na konsolę i nie można od nikogo skombinować więcej. Wiesz... dzisiaj już nie kupisz gier do SNES'a, a nawet jeśli, to rodzina Tima jest bardzo biedna, nie to co twoja.
- To dlatego przychodzi do mnie, tak? - Scrooge zmarszczył czoło - Żeby wyżebrać gry na SNES'a.
- Przychodzi, bo zazdrości ci, że ty masz gier i konsol tyle, ile on nie będzie miał nigdy. Przychodzi by uciec od tego, co teraz widzisz. U ciebie nie ma jego kłócących się rodziców, nie ma bijącego go starszego brata. Tim rozpaczliwie szuka przyjaciela, ale niestety znalazł tylko ciebie.
- Ej ej - obruszył się Ebenezer - Czemu niestety? Wpuszczam go do własnego pokoju, odkrywam przed nim tajniki gier i w ogóle...
- A jaki z ciebie przyjaciel? - Duch Wigilijnej Teraźniejszości spojrzał w stronę Ebenezera - Ignorujesz go, traktujesz jak gorszego od siebie. Dobijasz go swoim egoizmem, a przecież i tak jest mu ciężko w życiu. Nie dość, że odsuwasz się od innych Scrooge, to jeszcze nie widzisz świata poza sobą i swoją konsolą. Jesteś głuchy i ślepy na cierpienie innych, a przecież to właśnie pomagania bliźnim uczą w jRPG, czyż nie?
- Nigdy nie mówił mi, że jest mu tak ciężko - próbował bronić się Ebenezer.
- To ty nigdy nie chciałeś go słuchać, będąc zbyt zajętym swoimi zajęciami - odrzekł Vaan, wskazując Scrooge'a palcem - Poza tym Tim nie lubi obarczać innych swoimi problemami. Ma swój honor i nie chce, żeby inni się martwili z jego powodu. Nikomu nie mówił, że jest mu ciężko w życiu, że nie ma na świecie nikogo, komu mógłby zaufać, kogo mógłby nazwać osobą bliską. Nie chwalił się też nikomu, że cierpi na pewną rzadką i nieuleczalną chorobę, przez którą zostały mu jakiś rok życia.
Scrooge zamilkł, wpatrując się w siedzącego na łóżku Tima. Przez chwilę patrzył, jak chłopak naciska kolorowe klawisze, przesuwając wąsatego Mario po ekranie.
- Tim jest chory? - zapytał się, przełykając ślinę przez wyschnięte gardło.
- Tak i to dość ciężko - powiedział Vaan - Możliwe, że to jego ostatnie święta na tym padole łez. Ale nie przejmuj się tym. W końcu to nikt ważny, a śmierć nie jest niczym wielkim. Ot, kolejna duszyczka w Farplane'ie. Miałem nie zabrać ci dużo czasu, bo jesteś zajęty, więc przepraszam za najście Ebenezerze. Możesz już wracać do swojego małego świata i zamknąć się na całą rzeczywistość, jak robiłeś to dotąd. Bywaj Scrooge.
Ekran telewizora zrobił się czarny, a po chwili znowu pojawił się na nim Tidus, stojąc w tej samej lokacji, co przed pojawieniem się widma. Vaan'a nie było widać nigdzie w pobliżu. Tym razem Ebenezer nie chwycił za pada tak szybko jak wcześniej. Siedział dobre kilka minut w milczeniu, kontemplując widziane przed kilkoma chwilami obrazy. Super Mario Bros.... kiedy on gra w Final Fantasy X. Do tego Tim jest ciężko chory. Scrooge wstał z fotela i podszedł do okna, patrząc na spadający śnieg. Po chwili włączył czajnik elektryczny, dochodząc do wniosku, że potrzebuje jeszcze jednej kawy.

***

Padający spokojnie śnieg zastąpiła prawdziwa śnieżyca, a silny, północny wiatr zmienił ją w zamieć. Ebenezer dalej siedział w swoim pokoju, nie bacząc na warunki meteorologiczne na zewnątrz, wszystkie zmysły przekierowując na grę. Zwolnił jednak ostatnio tempo, a w okolicach żołądka czuł nietypowy ucisk. Ciągle pamiętam, co powiedziały i pokazały mu duchy. Senność opuściła go właściwie zupełnie, ustępując miejsca zmieszaniu i strachowi przed wybiciem kolejnej godziny na zegarze. Wiedział, że nie byłby senny nawet, gdyby nie wypił tych kilku kaw. Nieubłagany elektroniczny zegar, stojący na telewizorze, odmierzał kolejne minuty. Ebenezer przełknął ślinę i zapisał grę raz jeszcze, kiedy kanciaste, zielone cyferki wyznaczyły godzinę 2:57. 'A więc Tim jest chory' pomyślał 'A ja nic o tym nie wiedziałem. Czy ja naprawdę jestem taki zimny?'. Trzy uderzenia zegara w przedpokoju przerwały jego walkę z myślami. Powoli, jakby ospale, wybiła godzina trzecia. Scrooge czuł, jak jego serce zaczyna bić szybciej. Punktualnie z ostatnim wybiciem obraz na telewizorze zrobił się czarny. Żaden napis, ani żadna nietypowa osoba, nie gościły na nim. Ebenezer siedział, w milczeniu wpatrując się w dwie lampki na konsoli, słysząc tylko jej cichy szum i bicie własnego serca. 'Czyżby duch miał nie przyjść?' zapytał się w myślach z nadzieją. Ebenezer spojrzał jeszcze raz w ekran telewizora, dalej jednolicie czarny. W kineskopie odbijała się jednak jakaś jasna poświata. Scrooge dopiero po chwili zrozumiał, że to nie obraz w telewizorze. Powoli, pełen strachu, chłopak obrócił głowę na swoim fotelu i spojrzał na stojącą pod ścianą kobietę, otoczoną jasną aurą. Była olśniewająco piękna, a ubrana była w coś w rodzaju kimona, jednak strój ten wydawał się pochodzić nie z tego świata. Dziewczyna wyprostowała się i swymi niebieskimi oczyma spojrzała na Ebenezera. Chłopak zarumienił się, nie mogąc oderwać wzroku od anioła. Niemal czuł jej zapach, jej ciepło, a mimo to, ta świetlista aura wokół niej, pozostawała niepokojąca.

- Ty.... - zapytał cicho, drżącym głosem - Ty jesteś Duchem Wigilijnej Przyszłości, tak? Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podeszła do okna. Dalej milczała. Scrooge wstał z fotela i przetarł zmęczone oczy rękoma. Gdy otworzył je znowu, nie stał już w swoim pokoju. Nieprzenikniona ciemność panowała wszędzie dookoła, oszukując zmysły, uniemożliwiając skupienie wzroku na czymkolwiek. Scrooge z przerażeniem patrzył na stojącą tyłem kobietę. Tylko on i ona pozostawali dalej ostrzy i widzialni.
- Co się dzieje? - zapytał się ze strachem - Gdzie my jesteśmy.?
Kobieta dalej milczała, wpatrując się w pustkę przed sobą. Ebenezer zbliżył się do niej.
- Odpowiedz mi w końcu! - krzyknął chłopak, czując się coraz dziwniej. Scrooge spróbował złapać ją ręką, lecz ta przeleciała przez zjawę, jak przez powietrze. Nie widząc co robić, chłopak stanął u jej boku, spojrzał jeszcze raz na jej piękną twarz i zwrócił wzrok w kierunku, w którym i ona patrzyła. Po chwili, świat dookoła zaczął się wyostrzać, jakby ktoś, bawiąc się telewizyjnym pilotem, zmniejszył do zera jasność i kontrast, a teraz powoli zwiększał ich wartości, odsłaniając ukryty dotąd obraz. Pojawiła się mała alejka, pomiędzy dwoma budynkami, zawalona najróżniejszymi śmieciami, kartonami, starymi gazetami i butelkami. Wszędzie dookoła prószył śnieg, a dwóch zarośniętych, ubranych w łachy ludzi, siedziało przy rozpalonym ognisku. Co jakiś czas, jeden z nich dorzucał do ognia kawałek połamanej skrzynki. Na zaimprowizowanym ruszcie uwieszono mały garnek, w którym para bezdomnych gotowała sobie posiłek. Kontrastując z wszechogarniającą beznadzieją, kobieta minęła ognisko i stanęła obok. Scrooge zrobił to samo.
- Wesołych Świąt Stefan! - powiedział jeden z bezdomnych do kolegi, wznosząc toast aluminiową puszką, z niezidentyfikowaną cieczą w środku.
- Wesołych Świąt - odpowiedział kolega. Gdy mężczyźni pili ze swoich puszek, z zakrętu alejki wyłonił się przygarbiony mężczyzna, podobnie brodaty i pokryty szmatami, jak jego dwaj koledzy.
- Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku - wypalił, podchodząc do ogniska. Po wymianie życzeń usiadł, a Stefan nalał mu zupy do puszki, ustawionej najwyraźniej specjalnie, dla niespodziewanego gościa. Scrooge patrzył na tą scenę w milczeniu, tak samo jak stojący obok niego duch.
- Hej! - krzyknął nowy bezdomny do swoich kolegów - A co to za jeden tam siedzi?
Mężczyzna wskazał palcem na róg alejki, gdzie koło dwóch czarnych worków na śmieci, siedziała skulona sylwetka czwartego bezdomnego. Pochylał się dziwnie do przodu i do tyłu, trzymając ręce na kolanach i siedząc po turecku, wzrok wlepiając w ścianę budynku.
- Niedawno przyszedł - powiedział kolega Stefana - Nazywa się Skrucz, czy jakoś tak. Dziwak straszny. Z tego co wiem, to straszny nieudacznik. Czubek bez pracy i wykształcenia... Smutna historia...
- Sam wam to powiedział? - zapytał się nowo przybyły.
- On ciągle coś mówi - wzruszył rękoma Stefan, wziąwszy łyk z puszki - Czubek z niego solidny. Wydaje mu się, że ciągle gra na komputerze, czy czymś tam hehehe... Gadał coś o jakichś błędach przeszłości... chociaż część to pewnie jakieś szaleńcze majaki.
Scrooge podszedł powoli do stojącej w rogu alejki postaci. Czuł jak nogi się pod nim uginają, a serce podchodzi do gardła. Spojrzał w twarz bezdomnego. W zarośniętą, brudną i znacznie starszą, ale bez wątpienia jego własną twarz. Przełknął ślinę i odskoczył, nie mogąc uwierzyć w to co widzi.
- To jest moja przyszłość? - zapytał się słabym głosem, patrząc raz na bezdomnego siebie, raz na Ducha - To naprawdę ja?
Duch milczał. Zamiast niego, mówiła trójka bezdomnych.
- Nie miał żadnych przyjaciół, ani nikogo bliskiego? - zapytał się gość.
- Nikogo - potwierdził Stefan - Po śmierci rodziców został sam, a przyjaciół podobno nigdy nie miał, bo był egoistą i odludkiem. Bez przyjaciół, rodziny, pieniędzy, wykształcenia, ani pracy... trafił w końcu tutaj.
- Faktycznie smutne - pokiwał głową nowy - Ale teraz przynajmniej ma nas hehehe.
Bezdomni uśmiechnęli się, odsłaniając liczne braki w uzębieniu. Scrooge padł na ziemię, zakrywając głowę rękoma.
- TO NIEPRAWDA! - krzyknął Ebenezer patrząc się w twarz Ducha, dalej klęcząc na ziemi. - TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA!!
Duch dalej milczał, ale wieloznaczny uśmieszek na jego twarzy wystarczył za setki słów. Scrooge padł na ziemię, krzycząc i płacząc, kręcąc głową w geście niedowierzania, ciągle próbując wmówić sobie, że to nie może tak być, że to wszystko nieprawda. Wiedział jednak, że duch nie pokazuje mu kłamstw. Podniósł głowę, a wokół po raz kolejny panowały ciemności. Stała w nich jedynie ona, patrząc na klęczącego Ebenezera. Powoli odwróciła się i zaczęła iść przed siebie, zostawiając Scrooge'a samego. Chłopak podniósł się i ścierając łzy z oczu, zaczął biec za nią, na uginających się pod nim kolanach.
- POCZEKAJ! - krzyczał Scrooge w stronę oddalającego się coraz bardziej ducha - Co mam zrobić?! Nie chcę tak skończyć!!
Duch nie zatrzymywał się, a Scrooge zachwiał się nogach i upadł na kolana. Wyciągnął rękę w kierunku znikającej sylwetki w błagalnym geście.
- Daj mi szansę!! - krzyczał przez łzy - Ja to wszystko naprawię!! WSZYSTKO!!!
Scrooge padł na ziemię, patrząc jak Duch znika na dobre na horyzoncie, pozostawiając go samego w ciemnościach. Bez nikogo i niczego, pogrążonego wizją własnego upadku, płaczącego nad swoim losem.

***

Scrooge zerwał się na równe nogi, rozglądając się dookoła i dysząc ciężko. Wstał właśnie ze swojego fotela, na który wylał się kubek kawy. Na ekranie telewizora widniał Tidus, w tym samym miejscu, w którym go chłopak zostawił, bez żadnych dziwnych postaci, czy nienaturalnie czerwonych pikseli. Wokół nie było również śladu żadnych świecących kobiet. Scrooge przetarł oczy i spojrzał na zegarek. Była dziesiąta rano. Chłopak usiadł na fotelu jeszcze raz przecierając oczy, zastanawiając się nad wszystkim co zobaczył. Czy to był sen? Scrooge nie potrafił odpowiedzieć. Wszystko było takie realne. Po chwili wahania, Ebenezer wyłączył konsolę, pobiegł do toalety wykonać zestaw porannych czynności, ubrał się i złapał za swój plecak. Wrzucił do niego pośpiesznie kilkanaście cartridge'ów do SNES'a, a także swojego nieużywanego od pewnego czasu PSOne i kilkanaście płytek z grami. Większość stanowiły oczywiście jRPG. Nie żegnając się z nikim, szybko wybiegł na ulicę i zaczął biec w stronę, w której spodziewał się znaleźć dom Tima.
- Eb? - krzyknął Tim, stojący po drugiej stronie ulicy, widząc biegnącego Scrooge'a - Pierwszy raz widzę cię na ulicy. Co się stało?
Scrooge podbiegł do niego szybko i wręczył plecak.
- Proszę - powiedział Ebenezer - Tu masz PlayStation i kilkadziesiąt gierek do niego. Dorzuciłem ci jeszcze coś na SNESa. Wesołych Świąt Tim.
- To dla mnie? - zdziwił się chłopak, zaglądając do plecaka - Ale przecież mówiłeś, że jestem lamer i nie znam angielskiego, więc nie powinienem grać w takie gry.
- Jak czegoś nie będziesz wiedział, to przyjdziesz do mnie to ci wyjaśnię - uśmiechnął się Scrooge - Konsolę i gry oddasz mi, kiedy uda ci się wszystko przejść. Ale przejść na całego, a nie lamersko iść za fabułą i od razu do ostatniego bossa, bo inaczej będziesz musiał wszystko od początku przechodzić.
- Rany Eb - Tim ciągle patrzył się raz to na zawartość plecaka, raz na twarz kolegi - Co w ciebie dzisiaj wstąpiło.
- Jest w końcu Wigilia, co nie? - Scrooge dalej się uśmiechał - Miłego grania i pozdrów rodzinę. Ja muszę wracać i pomóc mamie ubierać choinkę.
- Dzięki chłopie. Prawdziwy z ciebie przyjaciel Eb - uśmiechnął się Tim - Pozdrów rodzinę i Wesołych Świat.
Scrooge wrócił do domu. Nie wszedł jednak od strony swojego pokoju, jak to zwykle miało miejsce, ale od frontu, tam gdzie zwykle przebywali jego rodzice. Zdziwili się widząc syna, tak pełnego energii i zmienionego na lepsze. Scrooge nigdy nikomu nie powiedział o tym, co widział tamtej pamiętnej nocy, ani o nawiedzających go wtedy duchach. Wszystko to zostawił dla siebie wiedząc, że i tak nikt o zdrowych zmysłach nie dałby mu wiary. Od tamtego czasu, Ebenezer Scrooge faktycznie stał się innym człowiekiem. Spędzał więcej czasu z rodziną, zdobył nowych przyjaciół i zerwał z konsolowym nałogiem (co nie znaczy, że nie pogrywał od czasu do czasu). Zrozumiał, że życie, jest najważniejszym jRPG'iem w jaki gra, a bez wsparcia przyjaciół i bez odrobiny altruizmu, żaden główny bohater nie ocaliłby świata.

Na motywach "Opowieści Wigilijnej" Karola Dickensa.


AD: 15.V.2007 - Napisałem to opowiadanie na wigilię 2005 roku. Dodaję tak tylko, bo data ostatniej modyfikacji jest wystawiona na dzisiaj, przez co nie wiadomo na kiedy datowana jest ta praca. Poprawiłem literówki i kilka błędów, tak jakoś bez okazji hehe...

AD: 03.I.2010 - Poprawiłem archaiczne formatowanie tekstu, ostatecznie tracąc nadzieję na to, że Ash przywróci parametry w niektórych tagach, które nam gwałtem odebrał.

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Artykuł czytany: 8751
  • Głosy oddane: 17
  • Średnia ocen: 6.2

Komentarze (5)

Musiolik ~ 23 grudnia 2005, 20:35
bardzo ciekawe..może z tego powodu, że po części jakbym czytał o sobie ;/ (oprócz pożyczania), bardzo dobrze to przełożyłeś na nasz półświatek ;] Jednak całość psujądośćwidoczne literówki....to jedyny mankament ;]
Siergiej ~ 23 grudnia 2005, 21:09
swietne...i przyznam ze lezka mi sie w oku zakrecila jak cytalem o Timie ktory ma snesa i jednego jedynego mario brosa. Moze o dla tego ze zawsze rozczulal mnie los biednych ludzi... BTW test mistrzowski :)
Musiolik ~ 23 grudnia 2005, 23:15
Serge....wiesz, że na końcu też mnie za gardło ścisnęło ?? a z tym SNESem i Marianem Tant....to było świetne ;]
I)RAGON ~ 24 grudnia 2005, 22:40
Przeczytałem całość i stwierdziłem że mi sie podobało barzo fajnie przełorzone z opowieści wigilijnej. Barzdzo ładne
Lucia ~ 10 czerwca 2007, 19:47
Fajne. Ciekawa interpretacja OW. Bardzo pouczająca i wzruszająca "bajeczka". Brawo!

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.