Rozdział IX
Dave nie tracąc czasu narzucił na siebie czystą koszulę i pośpiesznie naciągnął spodnie, potykając się przy tym lekko. Pistolet wsunął do kieszeni chyba tylko odruchowo, bo broń na pewno nie przyda mu się przy gaszeniu pożaru.... Do pokoju powolnie wpływały kłęby szarego dymu, kiedy chłopak wybiegał na ulicę. Wokół płonącego budynku zebrał się już mały tłumek formując swego rodzaju półokrąg . Niektórzy tylko się przyglądali, mamrocząc coś pod nosem, a inni wszelkimi dostępnymi sposobami próbowali zdusić płomienie. Dwójka dzieci wystawiająca główki z okna na pierwszym piętrze przyglądała się zmaganiom dorosłych z zainteresowaniem. Najwyraźniej nie pojmowali powagi sytuacji.
Dave podbiegł bliżej, przewracając przy tym jednego z gapiów. Nie przejął się zbytnio wiązanką obelg, która trafiła do jego uszu, mimo głośnego trzasku płomieni. Najbliżej pożaru stał Sleet, który z wystawioną przed siebie dłonią ogniskował wzrok na słupie ognia, wściekle miotającym się w jednym z okien. Jego rękę otoczyła błękitna mgiełka, która po chwili skupiła się wokół palców, tworząc przed nimi kulę niebieskiego błysku. Chłopak poruszył nieznacznie ręką i kula z dużą szybkością uderzyła w ścianę ognia, obniżając trochę wielkość płomieni. W normalnych okolicznościach zamieniłaby się w sporą bryłę lodu, ale takie zachowanie w płonącym budynku przeczyłoby prawą fizyki.....
Dave zbliżył się do przyjaciela, na tyle, żeby mogli wymienić kilka zdań i poczuł, że na twarzy zaczyna pojawiać mu się rumieniec od ogrzanego ogniem powietrza.
- Co się tu dzieje, do cholery? – krzyknął do Sleeta, i odkaszlnął solidnie, bo spora porcja dymu dostała mu się do płuc
- Podpalenie – odpowiedział jednoznacznie niebiesko-oki – Przy tej wilgotności powietrza nic nie ma prawa samo się zapalić
- Damy radę ugasić? – Dave próbował przekrzyczeć syk języków ognia
- Inne budynki nie powinny się zająć, ale baru już nie uratujemy..... Zresztą, pieprzyć bar. Trzeba wyciągnąć stamtąd Tifę i Serenity.
- Że co, k***a?! – brunet krzyknął na cały głos – One są w środku?! ..... Powiedz, że masz jakiś plan
- Nic nie możemy zrobić! Po prostu k***a nic! – Sleet dał upust swojej frustracji
Czerwone oczy wodziły po płomieniach, które wijąc się, wyłaziły z każdej szczeliny w budynku. Jedna z belek podpierających strop, oderwała się od ścian i spadła, wyłamując wyrwę w podłodze, tuż obok wewnętrznej framugi drzwi wejściowych. Trzask tłuczonego szkła towarzyszył tumanowi pyłu, który wystrzelił z okna na parterze. Po 7th Heaven zostanie tylko sterta popiołu i niedopalonego drewna.... a oni nic nie mogli zrobić.....
Dave, oczyma wyobraźni widział mały pokoik na pierwszym piętrze baru, stopniowo pożerany przez ogień. Dwie postacie skulone w rogu, sparaliżowane przez strach i ledwo łapiące oddech w tumanach dymu. Kawałki farby odrywały się od osmolonego sufitu, a złowieszczy trzask płomieni zagłuszył ostatnie desperackie wołanie o pomoc...
W umyśle bruneta rysował się najczarniejszy scenariusz... Ale najgorsze było to przytłaczające uczucie bezsilności..... uczucie, które doprowadzało go do szaleństwa i przeradzało się w gniew....
Przed oczyma zaczęły tańczyć mu czerwone plamki powidoku, które stopniowo zatopiły całe pole widzenia w soczystej barwie krwi, niczym karmazynowy pryzmat.
- Nawet o tym k***a nie myśl! – mimo, że Sleet stał tuż obok, jego głos zdawał się dziwnie odległy.
- Nie ma... innego... wyjścia... – z gardła bruneta wydobył się nienaturalnie niski, złowieszczy dźwięk..... głos, który nie należał do niego.
Przez kręgosłup przeszedł mu zimny dreszcz, który wkrótce ustąpił fali przeraźliwego bólu, roznoszącej się po całym ciele. Dave upadł na kolana, a z jego krtani uciekł zduszony krzyk. Czuł, że ciało zaczyna pulsować i wszystkie mięśnie napinają się do granic możliwości, pogłębiając jeszcze paraliżujące uczucie. Ciemność, oplatała nie tylko ciało, ale i umysł. Niczym czarny gaz przeciskała się przez najgrubsze bariery i zalewała świadomość tłumiąc wszelkie uczucia..... W końcu, pod napływem mroku chłopak przestał odczuwać cokolwiek..... nie było bólu, strachu... Nie istniało już nic poza czarną bestią, czekającą tylko na to, żeby przejąć kontrolę nad ciałem i zamienić je w maszynę do zabijania. Dave usilnie walczył o to, aby mieć choć częściową kontrolę i wypychał swoją świadomość na powierzchnię rwącego potoku ciemności. Poddanie się, było luksusem, na który nie mógł sobie teraz pozwolić.
Mrok wstał z ziemi. Jego czarne ciało wyglądało tak samo jak zawsze, ale wewnątrz coś się zmieniło....Dave, którego świadomość ciągle jeszcze tkwiła w pochłoniętym ciemnością umyśle, narzucił cel.... rozkaz..... priorytet.... Jakkolwiek by tego nie nazwać, czarna bestia, miała teraz inne zadanie, niż tylko zaspokojenie żądzy krwi.....
Mrok podszedł do framugi drzwi i jednym ruchem czarnej ręki odrzucił belkę blokującą przejście na nie spalone jeszcze półki za barem. Ostatnie butelki cennych trunków zostały pochłonięte przez żywioł..... Ciemna, prawie niematerialna postać, torując sobie drogę przez zniszczone fragmenty budynku, zdawała się nie zwracać nawet uwagi na płomienie tańczące wszędzie dookoła. Pokonał mocno nadpalone schody i znalazł się na pierwszym piętrze. Mały pokoik po prawej został niechybnie zasypany przez szczątki rozpadającego się sufitu, a nie wyglądało na to, żeby sklepienie nad korytarzem miało wytrzymać jeszcze długo.
Mrok wciągnął powietrze przez nozdrza. Nie wyczuwał dymu, ani gorąca..... W powietrzu wisiał zapach ludzkiego strachu. Korytarz zakręcał, a czarna postać przekroczyła ścianę płomieni stojącą na drodze i zatrzymała się. Percepcja Mroku istniała na innej płaszczyźnie rzeczywistości. Nie słyszał trzasku płomieni, ani odgłosów rozpadającego się stropu.... Do jego uszu docierało niewyraźne bicie dwóch serc w pokoju obok. Czarny niespodziewanie odskoczył w bok, ledwo unikając sporego kawałka stropu, który spadając przebił podłogę i wylądował na parterze, rozjuszając płomienie. Mrok nie przejął się tym zbytnio i bez większych problemów przekroczył próg pokoju. Pośrodku ognistego pierścienia leżały dwie nieprzytomne postacie. Mrok jakby nie zauważył piętrzących się przed nim płomieni, podszedł do jednego z bezwładnie spoczywających na podłodze ciał. Czarnymi palcami dotknął osmolonej kobiecej twarzy. Przeraźliwy odgłos rozniósł się po pokoju. Mrok instynktownie odwrócił głowę i zobaczył, że strop poddał się w walce z ogniem i leżał teraz na korytarzu, skutecznie uniemożliwiając drogę powrotną.
Czarna postać zawahała się..... Jednak instynkt podpowiadał co trzeba zrobić. Mrok chwycił obydwie dziewczyny tak, żeby swym ciałem osłonić je przed płomieniami, a jednocześnie nie zrobić im krzywdy. Zabawne, że w ten właśnie sposób metafora „W objęciach Mroku”, stała się rzeczywistością.....
Czerwonymi oczyma zbadał otoczenie. Jego uwagę przykuło stłuczone okno, wychodzące na główną ulicę sektora 7. Nikt nie jest do końca pewny, czy Mrok posiada umiejętność logicznego myślenia..... on po prostu działa.... Szybko wynurzył się z ognistego pierścienia i wyskoczył przez okno, wyrywając z niego ostatnie fragmenty szkła.
Wylądował miękko na ziemi, pozostawiając za sobą jakby ślad czarnej mgiełki. Przez tłumek zgromadzony wokół płonącego baru przeszedł dziwny pomruk i wszyscy odsunęli się od ciemnej postaci. Dwie sylwetki wysunęły się z objęcia monstrualnych ramion i bezwładnie legły na ziemi. Mrok odstąpił o krok, i przebiegł po ludziach czerwonym spojrzeniem. Nagle upadł na kolana i chwycił się za głowę. Wydał z siebie dźwięk tak przeraźliwy, że wszyscy dookoła musieli zasłonić uszy. Ciemność okalająca ciało potwora zaczęła się rozpadać. Mrok wydał z siebie jeszcze jeden zduszony dźwięk, a ludzie dookoła zostali oślepieni potężnym błyskiem czarnego światła.
W powietrzu jeszcze przez chwilę unosił się ciemny pył, a w na miejscu potwora znajdował się teraz czerwono-oki chłopak. Był niesamowicie blady i dyszał ciężko. Podpierał się rozdygotanymi rękoma, a brązowe, posklejane od potu włosy opadały na czoło. Ostatkiem sił uniósł głowę i zobaczył Sleeta, klęczącego przy dwu nieprzytomnych ciałach. Uśmiech przeszedł po jego zmęczonej twarzy i chłopak bezwładnie upadł na ziemię......
Kiedy Dave otworzył oczy, z ulgą stwierdził, że leży na swoim łóżku. Podparł się rękoma, usiadł i uśmiechnął się krzywo. Z powodzeniem mógł stwierdzić, że wszystko go boli.
- Wreszcie się obudziłeś, przygłupie – z kąta pokoju dobiegł go znajomy głos
- Nic im nie jest? – zapytał Dave, puszczając uszczypliwą uwagę mimo uszu
- Tylko kilka siniaków i lekkich poparzeń.... – odpowiedział Sleet obojętnie – Za to ty przespałeś dwa dni....
Czerwon-oki zachwiał się przy próbie wstania i z niejakim trudem podszedł do lustra. Przetarł pozlepiane ropą oczy i ocenił swoje odbicie
- K***a... – skwitował chłopak – wyglądam gorzej niż się czuję....
- Ogarnij się trochę i przyjdź do mnie.... musimy pogadać – Białowłosy rzucił obojętnie i wyszedł, zostawiając kolegę samego ze swoimi myślami.
Przeszedł przez ulicę i poczuł, ze ktoś puknął go w ramę. Odwrócił się odruchowo i zobaczył przed sobą blondyna z dziwnie odstającymi włosami i parą połyskujących błękitnych oczu. Blondyn skinieniem głowy wskazał na zgliszcza baru:
- Ej, możesz mi powiedzieć co się tu stało?
Rozdział X
- 7’th Heaven poszedł z dymem – Sleet uśmiechnął się głupio – nie widać?
Nieznajomy zmierzył go wzrokiem.
- Nie jestem ślepy.... – uciął krótko – Chcę tylko wiedzieć gdzie jest Tifa?
Niebieskooki potraktował blondyna badawczym spojrzeniem. Nieznajomy miał na sobie zwyczajne szarawe spodnie, obwiązane gdzieniegdzie czarnym materiałem i prostą, jasną koszulę, przepasaną paskiem, który utrzymywał stalowy naramiennik na swoim miejscu. Na pewno nie pochodził sektora 7, ale Sleet przypuszczał jednak że ma do czynienia z członkiem SOLDIER.... Tylko oni mają takie błyszczące błękitne oczy...
Wielki miecz zwisający z pleców blondyna przykuł uwagę Sleeta, chociażby dlatego, że używanie takiej broni wydawało się równie absurdalne co pływanie w betonowych butach.....
- A kto pyta? – Zapytał białowłosy, choć jego obojętne spojrzenie dodało „nie żeby mnie to obchodziło”
- Cloud? – Odpowiedź blondyna przerwał zdziwiony kobiecy głos – Co ty tutaj robisz?
Blondyn uśmiechnął się i podszedł do Tify, której twarz wciąż była ozdobiona zdziwionym wyrazem.
- Miło znów cię widzieć, Tifa. Chciałem.....
- Nie odpowiedziałeś na pytanie... – dziewczyna przerwała mu, a w jej tonie dało się wyczuć nutkę irytacji – Co tutaj robisz?
- Eee.... Dawno nie rozmawialiśmy, no nie? – Blondyn najwyraźniej próbował wymigać się od odpowiedzi – Pomyślałem, że wpadnę.... zobaczę jak ci się powodzi
Tifa uśmiechnęła się krzywo
- Nie umiesz kłamać, wiesz?
- Hej – Sleet widząc, że zaraz dojdzie do rękoczynów przerwał im i wskazał ręką drzwi swojego mieszkania – środek ulicy to nie miejsce na kłótnie. Wyjaśnicie sobie wszystko u mnie, okej?
Tifa bez słowa odwróciła się na pięcie i przekroczyła próg mieszkania. Białowłosy upewniwszy się, że dziewczyna go nie usłyszy szepnął konspiracyjnie
- Coś ty jej zrobił, że jest na ciebie taka wkurwiona?
Cloud westchnął
- Nawet nie pytaj.....
Dave siedział na łóżku ze spuszczoną głową. Wpatrywał się w podłoże pustym wzrokiem, a jego myśli wciąż krążyły wokół pożaru 7th Heaven. Kto i co ważniejsze dlaczego chciałby spalić bar?... Chodziło o śmierć Tify, czy jest jeszcze inny powód o którym nie miał pojęcia? .... Chłopak westchnął. W jego głowie rodziło się coraz więcej pytań, ale stanowczo za mało odpowiedzi.
Pozbierał myśli do kupy i stanął niepewnie na nogach. Czuł się już lepiej, ale ciało nadal przejawiało tendencję do sprzeciwiania się poleceniom. Podszedł do szafy i wyjął z niej czyste ubranie – jedno z nielicznych, które mu zostało. Założył czarne spodnie i narzucił czarną koszulę, owinąwszy przedtem bandażem lewą rękę. W końcu w jego szeroko pojętym interesie leżało, żeby możliwie jak najmniej osób wiedziało o pewnym „małym sekrecie”, którego pokryta czarnymi łuskami kończyna była dowodem.
Dave odruchowo wziął swój pistolet ze stołu i schował go do kieszeni spodni. Broń była bardzo zadbana, a w magazynku znajdowało się osiem pocisków. W sumie dom Sleeta był po drugiej stronie ulicy, ale w Midgar nigdy nic nie wiadomo....
Chłopak wyszedł i małym stalowym kluczem przekręcił zamek w drzwiach. Przeszedł kawałek po wilgotnym asfalcie i sięgnął ręką ku klamce osadzonej w drzwiach domu przyjaciela. Nie pukał.... bo i po co? Znali się ze Sleetem tak długo, że pukanie przed wejściem stało się niepotrzebnym detalem...
Wszedł do środka. Żarówka luźno zwisająca z sufitu oświetlała stół, stojący na środku pomieszczenia. W powietrzu unosił się zapach jakiegoś trunku. Chyba piwa, ale zmysły Dave’a nie były aktualnie na tyle sprawne, żeby to stwierdzić.
- No, nareszcie cię tu przywiało – rzucił Sleet, majstrujący coś przy szafce w kącie pokoju – Chcesz coś do picia? Piwo, wódka, czy coś mocniejszego?
- ... Daj mi szklankę wody – odrzekł po namyśle czerwono-oki
Sleet spojrzał na niego dziwnie
- Wody?.... Dobrze się czujesz?
- A czy wyglądam na takiego, który dobrze by się czuł?
Kąciki ust białowłosego wykrzywiły się w sarkastyczny uśmieszek
- Zaczynasz mówić jak ja.
- Gdyby mi powiedzieli, że sarkazm jest zaraźliwy, to bym się zaszczepił – skwitował brunet, mierząc kolegę sennym spojrzeniem
Serenity, wygodnie oparta na krześle odchrząknęła znacząco. Białowłosy spojrzał na nią niepewnie i zrozumiał o co chodzi.
- Gdzie moje maniery – powiedział z przesadną grzecznością, która nadawała jego wypowiedzi ironiczny pogłos – Panowie, poznajcie się. – gestem ręki wskazał na blondyna siedzącego naprzeciw Tify – Dave, to jest Cloud, stary znajomy tu obecnej panny Lockheart – następnie wskazał czerwono-okiego – Cloud, to jest Dave, tutejszy amator broni palnej i mój dobry przyjaciel.
Cloud wstał z miejsca i uścisnął rękę Dave’a, po czym zmierzył go wzrokiem i zatrzymał się na przenikliwych czerwonych oczach.
- Ej, Tifa – zagadnął blondyn – Czy on ci kogoś nie przypomina? ... Te oczy... Zupełnie jakbym widział Vincenta
- Nie zmieniaj tematu, Cloud – dziewczyna potraktowała go złowrogim spojrzeniem
Blondyn odwrócił się do niej, a ich spojrzenia spotkały się.
- Tifa... – przerwał na moment, aby dobrać odpowiednie słowa – Ja... My naprawdę potrzebujemy cię w drużynie. Będziesz wśród przyjaciół, więc czemu nie chcesz iść?
- Mam dosyć tułaczki po świecie – dziewczyna mówiła łamiącym się głosem – Mam dosyć wstawania z łóżka ze świadomością, że ten dzień może być ostatni dla mnie lub kogoś mi bliskiego.
- Tifa, którą znam nigdy nie myślała w ten sposób – skrytykował ją blondyn
- Ludzie się zmieniają Cloud. Tak samo jak marzenia.
- Oszczędź mnie.... Dziewczyna, która kiedyś nie mogła usiedzieć w jednym miejscu i pomogła zabić Sephirotha, teraz boi się podróży z przyjaciółmi?
- Nigdy tego nie zrozumiesz – krzyknęła Tifa, a po policzku spłynęła jej kryształowa łza. Wstała i wycierając ręką oczy wybiegła na ulicę.
Cloud stał przez moment nieruchomo, jakby dopiero po chwili dotarło do niego, co się właściwie stało. Chciał wybiec za nią, ale poczuł silny uścisk na ramieniu.
- Zostaw ją w spokoju – głos Dave’a wibrował gniewnie.
- To nie twoja sprawa – Cloud zmierzył go chłodnym spojrzeniem i ściągnął sobie jego rękę z ramienia – Znam Tifę znacznie dłużej niż ty, więc się odwal.
- Gówno mnie to obchodzi – brunet wysyczał przez zaciśnięte zęby. Zdawało się, że jego oczy stają się jeszcze bardziej czerwone. - Skrzywdziłeś ją i nie chce widzieć cię na oczy, więc powtórzę jeszcze raz. Zostaw ją w spokoju
- A co mi zrobisz jeśli odmówię?
Brunet zwinął wolną dłoń w pięść i zamachnął się do uderzenia. Sleet i Serenity zareagowali w samą porę. Jednocześnie doskoczyli do nich i rozdzielili. Kto wie co by się stało gdyby nie ich interwencja...
Cloud poprawił koszulę. Nie powiedział nic, tylko spojrzał na czerwono-okiego gniewnie. Położył dłoń na rękojeści swojego miecza, opartego aktualnie o ścianę i przełożywszy go sobie przez plecy wyszedł na ulicę.
Dave stał nieruchomo i oddychał ciężko. Gniew przenikał całe jego ciało, a on wiedział czym to się może skończyć. Musiał opanować emocje.
Serenity zamieniła kilka słów ze Sleetem i podeszła do drzwi. Zanim wyszła posłała brunetowi tajemniczy uśmiech. Dave poczuł dreszcz biegnący wzdłuż kręgosłupa. Nie wiedział czemu, ale zrobiło mu się lżej na duszy. Uspokoił się.
Po chwili chłopak zdał sobie sprawę, że białowłosy stoi tuż obok niego.
- Ja.... – zaczął Dave
- Nie tłumacz się – powiedział obojętnie Sleet – Chodźmy do ciebie. Mamy coś do omówienia
Brunet potraktował go dziwnym spojrzeniem
- Nie patrz tak na mnie – naburmuszył się niebiesko-oki. – Pewnie tego nie ogarniasz, ale aktualnie Tifa potrzebuje kobiecego wsparcia, a my raczej jej go nie zapewnimy. Więc kiedy Seri pomoże jej trochę się pozbierać i ją tutaj przyprowadzi, lepiej, żeby nas tu nie było.
Dave popatrzył na niego głupio, a Sleet westchnął i zakrył dłonią twarz
- Jesteś głupszy niż myślałem......
- A więc co masz mi do powiedzenia? – rzucił Dave, kiedy tylko przekroczyli próg jego mieszkania
- Musisz jak najszybciej opuścić Midgar – Sleet odrzekł rzeczowo
- Ale....
- Nie przerywaj mi. Neo-Shin-ra depcze nam po piętach, a ludzie z sektora 7 zaczynają się na ciebie krzywo patrzeć, po tej całej historii z pożarem.
Dave poczuł jak myśl uderza w jego umysł
- Tifa i Serenity.... – zawahał się – czy one....
- Nic nie wiedzą – przerwał mu Sleet – Pewnie były nieprzytomne już kiedy je znalazłeś.....
Czerwono-oki odetchnął z ulgą. Nie zniósłby, gdyby któraś z nich traktowała go jak potwora. Nienawidził kiedy ktoś mu bliski odczuwał w stosunku do niego strach....
- Jutro, najlepiej wcześnie opuszczamy tą spleśniałą dziurę i idziemy do Nibelheim – Kontynuował Sleet
- Nibelheim? – brunet spojrzał na niego głupio
- Powiedziałem ci k***a, żebyś mi nie przerywał. – skrytykował go białowłosy – Cloud mówił, ze podobno dzieje się tam coś dziwnego i chce to sprawdzić. I tak musisz się urwać z miasta więc cel nie ma znaczenia.... – Sleet zadumał się na chwilę i mimo powagi w jego głosie wciąż dało się wyczuć typową dla niego ironię – Kiedyś prowadzono tam eksperymenty.... Może znajdziemy coś na temat twojej „małej czarnej przypadłości”...
Rozdział XI
Midgar – miasto skąpane w wiecznym mroku, miejsce bardzo specyficzne, wspaniałe, a zarazem straszne. Miejsce w którym w którym wiele historii miało swój początek, a jeszcze więcej poszło w niepamięć....
Ale czarny kot, który siedział na szczątkach dachu kościoła w sektorze 7 nie przywiązywał wagi do wartości miasta. Był zbyt zajęty wlepianiem swych błyszczących oczu w trójkę nieznajomych, którzy podążali ulicą. Kot prychnął i nastroszył sierść na grzbiecie. Był doświadczony przez życie i wiedział, że żaden z trójki nieznajomych nie jest do końca człowiekiem....
- Dlaczego akurat Nibelheim? – spytała Sereniy, idąca między dwoma mężczyznami.
Sleet wzruszył ramionami
- Nie chcesz iść, nie musisz.
- Nie o to chodzi – dziewczyna spojrzała na niego z ukosa – Po prostu chcę wiedzieć, po co mamy się tłuc taki kawał drogi?
- Wszystko w swoim czasie, moja droga – Sleet uśmiechnął się jadowicie
Naburmuszona dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie. Białowłosy w odpowiedzi ponownie wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni
Nagle Dave zatrzymał się i odwrócił się w stronę dużych, drewnianych drzwi, jednej z niewielu rzeczy jeszcze niezniszczonych w starym kościele. Przyjaciele, pochłonięci zawziętą wymianą zdań przeszli jeszcze kilka kroków, zanim zorientowali się, że Dave wpatruje się w ruiny kościoła
- Co jest? – zapytał Sleet, posyłając koledze dziwne spojrzenie
- Ten kościół.... – odpowiedział czerwono-oki, nie spuszczając wzroku z budowli – Wiecie, że to jedyne miejsce w Midgar, gdzie rosną kwiaty?
- A od kiedy to cholera interesujesz się kwiaciarstwem, co? – rzucił uszczypliwie Sleet
Dave nie zaprzątał sobie głowy słowami towarzysza. Oparł się rękoma o drzwi, które otworzyły się z wolna.
W środku kaplica wyglądała na równie zrujnowaną, co na zewnątrz. Zniszczone drewniane ławki stały w nierównych rzędach. Po prawej stronie zawalił się sufit i belka podtrzymująca strop leżała teraz oparta o wyrwę w ścianie. Fragmenty kolumn, niegdyś zdobionych złotymi ornamentami, zostały porozrzucane bezładnie w różnych kątach kościoła. Jedynym w miarę nienaruszonym elementem był ołtarz. Jednak uwagę przykuwał nie ołtarz, lecz kawałek podłogi, porośnięty różnokolorowymi kwiatami.
Serenity omiotła połać roślin wzrokiem i spojrzała na Dave’a z niejakim zaskoczeniem
- Nie miałam pojęcia, że w Midgar może coś wyrosnąć.... Skąd wiedziałeś o tych kwiatach?
Dave zamilkł i podszedł do skrawka zieleni. Pochylił się i dotknął jednego z kwiatów, jakby chciał się upewnić, że nie jest tylko złudzeniem.
- Nigdy tu nie byłem.... – powiedział pogrążony w myślach – Ja po prostu wiem.....
Z pogrążonego w całkowitym mroku zakątka kościoła dobiegł ich złowieszczy śmiech. Machinalnie zwrócili głowy w tamtym kierunku, w samą porę, by zobaczyć wyłaniającą się cienia dziwną postać. Nieznajomy miał na sobie szatę tak czarną, że zupełnie zlewała się z mrokiem i kaptur nasunięty tak, aby całkowicie zasłaniał twarz.
- Kim jesteś i czego chcesz – zapytał Dave, demonstracyjnie kładąc rękę na broni
Nieznajomy podniósł rękę do góry, a z jego otwartej dłoni zaczęło bić dziwne światło.
- Nadchodzi Pojednanie. Nasz Pan nie życzy sobie nieproszonych gości w tym miejscu. Zginiecie wy......
Dave usłyszał jak coś przelatuje mu koło ucha. Nieznajomy zamilkł w pół zdania ze sztyletem wbitym w szyję. Zatoczył się i upadł na plecy, a blask jego na jego dłoni zniknął tak samo niespodziewanie, jak się pojawił.
- Nie podoba mi się to... – powiedziała Serenity, jakby sama do siebie, podchodząc do drgających w konwulsjach zwłok. Bezceremonialnie wyjęła sztylet z szyi nieboszczyka i wtarła go w czarną szatę – Cholernie mi się to nie podoba.....
Brunet starannie ukrył zdziwienie, które wymalowało się na jego twarzy i podszedł do zwłok. Uklęknął i stwierdził, że z przebitej szyi wciąż wypływa strumień stopniowo krzepnącej krwi.
- Niezły rzut... - skomentował
Dziewczyna uznała kwestię za niewartą skomentowania i umocowała ostrze przy pasie.
Sleet spoglądał nerwowo w stronę drzwi. Wiedział kim była zakapturzona postać i miał bardzo złe przeczucia.
- Zbierajmy się stąd – powiedział posyłając towarzyszom przelotne spojrzenie
- Dobry pomysł, ale..... – Serenity chciała poprzeć inicjatywą Sleet’a, ale nagły trzask otwieranych drzwi przerwał jej wpół zdania.
W progu stanęła postać w czarnym płaszczu i długich srebrnych włosach, rozmierzwionych przez podmuch wiatru. Jego błyszczące, zielone oczy traktowały bohaterów pogardliwym spojrzeniem.
- Co tu jest k***a grane? – Dave wyciągnął broń i skierował lufę pistoletu dokładnie w punkt między oczyma srebrnowłosego
- Spierdalajcie stąd, to moja walka – niebieskooki pewnie chwycił swoją szablę, a jego spojrzenie napotkało wzrok nieznajomego.
- Chyba śnisz – wrzasnął rozwścieczony Dave – Nawet nie myśl o tym, że zostawię cię samego
- Dlaczego ty mnie k***a nigdy nie słuchasz – niebieskooki chwycił czerwony kamień zawieszony na szyi i zerwał go szybkim ruchem. Skierował rękę w stronę Dave’a i Serenity, a kamień ściskany w jego pięści rozjarzył się szmaragdowym blaskiem. Strumień błyszczących nitek owinął się wokół nich niczym sieć. – spotkamy się w Nibelheim!
Brunet zdał sobie sprawę, że świat wokół niego i złodziejki zaczyna tracić ostrość, zlewając się powoli w jedną masę, jarzącą się zielonkawym światłem. Jednak po chwili coś się zmieniło. Zostali wessani w wir szmaragdowego światłą i z zadziwiającą prędkością sunęli naprzód, unoszeni przez rwący prąd.
Sleet z wciąż wyciągniętą ręką wpatrywał się w miejsce, gdzie przed chwilą stali jego przyjaciele. Oczywiście, troszczył się o ich bezpieczeństwo, ale był też inny, o wiele ważniejszy powód, dla którego odesłał ich w inne miejsce.
Odwrócił wzrok na srebrnowłosego przybysza, który z niejakim zdziwieniem przyglądał się całej scence
- Kim jesteś, żałosny pomiocie? – nieznajomy wskazał swoją ponad dwumetrową kataną na chłopaka
- Jestem twoim dokładnym przeciwieństwem, Sephiroth’cie – Sleet uśmiechnął się złowieszczo – Żyję po to, żeby cię zniszczyć
Srebrnowłosy uśmiechnął się i ukłonił. Jego przeciwnik chwycił swoją szablę i włożył w puste miejsce czerwony kamień, który do niedawna nosił na szyi
- Zabiję cię, bracie – Sleet chwycił rękojeść oburącz, tuż przy twarzy – Zabiję ciebie i wszystkich tobie podobnych.
Przez małe okno na piętrze gospody w Kalm, światło księżyca wlewało się łagodnymi smugami do jednego z pokoi. Blask oświetlał stół, na którym skryta w cieniu postać układała karty tarota. Duże, złote oczy mężczyzny lustrowały dwójkę nieprzytomnych ludzi – długowłosą dziewczynę i chłopaka z pistoletem za pasem. Nieznajomy pogłaskał kota, który siedział mu na ramieniu i spojrzał w karty
-... zaczyna się....
Komentarze (3)
Dodaj komentarz
Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.
Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.
Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.
Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.