Recenzja

Informacja

Ten artykuł wymaga edycji, aby być zgodnym z nowymi zasadami SquareZone. Obecna wersja zostanie wkrótce dostosowana do standardów.

Wiecie, jaki jest największy problem recenzenta? Pomimo tego, że pisze on opinię całkowicie subiektywną, to musi się jednak postarać o  odrobinę obiektywizmu oceniając np: grę. Taka pseudofilozoficzna myśl mnie naszła, gdy podczas grania w Sudeki, zastanawiałem się na jej recenzją...Ale po kolei...

Pierwotna wersja była dostępna jedynie na konsolę nowej generacji X-BOX, ale dzięki rzeszy oddanych, lojalnych i pełnych poświęcenia, fanów (i chęci wydania przez nich ciężko zarobionych pieniędzy rodziców), jest aktualnie dostępna wersja na P.C. I ta to wersja wpadła w moje, spragnione grania i przyjemnych kształtów, łapki. Pomijam już fakt, że na ten szczytny moment trzeba było mi czekać skromny rok, aż do polskiej premiery (ci zaś, którzy sprowadzili tę produkcję zza granicy, jedyne 8 miesięcy). Standard.

Instalacja przebiega bezproblemowo, co jest już raczej standardem w  dzisiejszych czasach. Jednak polski dystrybutor uraczył nas dwoma wersjami tejże gry: 1 płyta DVD, bądź 4 CD. I co ja, biedny recenzent, może napisać, instalując dwa razy tę samą grę, bez żadnych problemów? Może tylko tyle, że podczas wersji DVD, mogłem sobie spokojnie zaparzyć herbatę, a z CD bawiłem się w żonglerkę. Co ciekawe, Sudeki tegoż wydania, nie posiada zabezpieczeń, dzięki czemu istnieje prawdopodobieństwo, że patch nie za bardzo będzie chciał współpracować (a jego instalacja jest absolutnie niezbędna dla posiadaczy niektórych kart graficznych). Już za ten mankament, ocena spada o oczko. Po  uruchomieniu nowej ikonki na pulpicie o ślicznej nazwie Sudeki, zamiast zatopić się w jej świat, zostajemy brutalnie zmuszeni do konfiguracji poszczególnych parametrów. No nic, klikamy opcję Play i... Standard.

Standard: filmik producenta, dystrybutora, n-Vidi (the screw up way). I totalny opad szczęki. Tak chaotycznego, cholernie nic nie mówiącego wprowadzenia, dawno juz me oczka nie widziały (pomijam, że dawno w  żadnego jRPG nie grałem). To ?przedstawienie? świata, w jakim przyjdzie spędzić nam bliższe parę ładnych godzin, jest pożałowania godne. A  tematyka wydaje się w sam raz ? dobry bóg Tetsu zrodzony z otchłani, ma w opiece świat, który rozwala na dwa, zły jego brat, demon Heigou. Nie  mogąc sobie z nim poradzić, znajduje czterech śmiałków (frajerów), którzy wykorzystani, pokonali zło. Lecz świat na dwa, jakim się stał, takim się ostał do dziś. I co otrzymujemy? Zapomniany przez wielu teatrzyk kukiełkowy, na słabej jakości pergaminie przedstawiony. Władca kukiełek (narrator), wprost pompatycznie recytuje nam historię świata z  wyrwanej kartki jakiegoś pijanego poety. A mogło być tak fajnie ? masa kolorów, walka na miecze, poświęcenie itd. Przynajmniej można się spodziewać produkcji, w której nie należy się niczego (dobrego) spodziewać. Najbardziej boli mnie świadomość, że oglądając trailery, było to wszystko naprawdę klimatycznie przedstawione (rozdzielenie świata na dwa, bohaterowie, jeszcze ten głos o przeznaczeniu - klimatyczne). Co za chory umysł z tego zrezygnował?! Standard.

Trochę lepiej ma się gra po naciśnięciu New Game. W końcu coś ciekawego... Lot kamerą za tyłem gołębia pokoju (albo wynajętą mewą) nad niesamowicie słodkim i kolorowym Illumina Castle, w świecie Haskilia. Potem delikatny skręt do pokoju młodego rycerza Tala, który po przebudzeniu, zdaje sobie sprawę, ze jest nieźle spóźniony na  zbiórkę. Pewnie by się tym nie przejął, ale w końcu prowadzi ją wielki generał, jego ojciec. Biegnąc na złamanie karku, zahacza o znajomego naukowca Elco, po czym niechcący (ta...) wpada na jedną z  przedstawicielek niesamowicie urodziwych, antropomorficznych (pół ludzie, pól zwierzęta), kobiet, której wybija mały owoc. I co robi normalny facet w takich okolicznościach? Jak to co? Biegnie dalej, rozwalając przy okazji wóz wypchany owocami, po czym kradnie jednego z  nich, rzucając wcześniej potrąconej kobiecie. Już się nawet nie pytam, kto za to wszystko zapłaci... Tak oto spóźniony stawia się na wartę. Ojciec, jak to generał, krzyczy, narzeka, marudzi. Standard. Sytuację pogarsza przybycie ładnej kobiety, której wpadliśmy nie tylko ciałem. Jako delegatka swego plemienia Shadani-Mo, w towarzystwie znajomego Tala, Elco, pragnie ona zobaczyć dzielnych wojaków w akcji. I tutaj pierwsze miły akcent gry, który jako tako zachęcił mnie do dalszej przygody. Połączenie treningu, w prosty sposób zgłębiamy arkany walki, a przy okazji popisujemy się w oczach powabnej pół kocicy Buki (jest tak powabna, jak jej imię odpychające). A dalej, jak to w jRPG bywa: pierwszy patrol, podczas którego następuje atak sił ciemności bezlitosnych Aklorian (pochodzących ze świata Akloria), następnie samotna walka z bydlakiem (dosłownie) i obdarowanie głównego bohatera niszczycielskim atakiem ducha i pancerzem, przez samego boga Tetsu? Brzmi znajomo? To co powiecie na eskortowanie rozkapryszonej księżniczki Ailish (skąpo ubranej, hojnie obdarzonej przez naturę), z  nadmorskiej miejscowości New Brightwater (położonej na drugim końcu świata Haskilki), z powrotem do Illumina Castle, wykonując po drodze parę pałętających się sub-questów, w akompaniamencie nikomu niepotrzebnych i nieprzydatnych dialogów z npc? O tak trywialnych rzeczach, jak ratowanie światów w późniejszych partiach gry, wspominać mi raczej już nie wypada. Ot, standard.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to ślamazarnie wykonane filmiki. Zarówno ten wprowadzający do gry, właściwe już intro, jak i pozostałe. Nierzadko się zdarza, że trwają one nawet po parę minut, co nie jest zdrowe zarówno dla oczu, jak i stanu psychicznego gracza. Ja doskonale rozumiem, że to konwersja z X-BOX itd., ale naprawdę, biorąc pod uwagę obsunięcie w stosunku do premiery światowej, można było się wysilić na  poprawienie ich jakości. Nie można nawet robić save w dowolnym momencie, co na konsolach nie dziwi, ale na P.C. irytuje. Sama gra wygląda już znacznie, nawet zdecydowanie, lepiej. Żywe, wręcz emanujące słodkością kolory, przepełniają ekran monitora, a ty jedynie sięgasz po  miskę w nadziei, by ta słodycz nie wypłynęła. Pierwsza, duża lokacja, którą przyjdzie nam zwiedzać w widoku zza pleców TPP, przypomina bardziej lukrową przekąskę, niż potężny pałac. Ot, kolejna rozczarowanie, ale czego można się spodziewać po jRPG, robionego w  całości przez nie-Japończyków? I nie piszę tu tylko o głównych postaciach, którym przydałaby się szybka wizyta u specjalisty. Bardzo dobrego specjalisty. Główny bohater Tal, ma szczękę po przejściach, zaś księżniczka Ailish ubiera się w strój naprawdę nieodpowiedni do jej pozycji (no chyba, że myślimy w tym momencie o nieco innej księżniczce i innej pozycji... heh). Ale wracając do samego Ilumina Palace.. Niesamowite jest wrażenie wolności, jakie oferuje. Przez pierwsze dwie sekundy. No bo co to za wolność, która jest ograniczona do odwiedzenia jednego kowala (u którego możemy za ciężka kasę, lekko zmodyfikować broń i pancerz), hotel (mało przydatny) i sklep (monopolowy), prowadzony przez prawdziwego kapitalistę? Dla porównania ? w  miejscowości New Brightwater, znajdującej się na drugim końcu Haskilli, czekają nas te same atrakcje. Świat jest olbrzymi, a poszczególne lokacje zróżnicowane pod względem graficznym, jak mało które produkcje dostępne na rynku. Przyjdzie nam zwiedzić świat światła, mroku i cienia (tej informacji można się spokojnie domyślić z Word Map). Każdy z nich zaś, jest podzielony na parę głównych miast, jak nadmorska miejscowość New Brightwater (Nowa Jasnowoda ? nazwa w pełni oddaje klimat tegoż miejsca), pustynną wioskę Shadani Mo (widział ktoś kiedyś osiedle kotopodobnych stworów w tropikach?), w pełni zmechanizowane miasto Transetia (kiedy piszę ?zmechanizowane?, mam na myśli naprawdę zmechanizowane) i wiele innych. W sam raz na zrobienie kilkunastu pamiątkowych pocztówek, nie powiem. Szkoda tylko, że oprócz podziania widoków nie mamy w nich nic do roboty. Żadnych, uprzyjemniających życie, mini gierek (czy tak trudno było się pokusić o zwykłe łowienie ryb?), czy chociażby ukrytych ścieżek, pozwalające ominąć rzesze standardowych wrogów. I to się czuje. Fajnie, że możemy w nich dostać sub-questy, ale większość jest tak mało interesująca, że tylko najwięksi pasjonaci będą chcieli zaliczyć je wszystkie (ja się za nie zabrałem dopiero przed ostatnią walką ? i tylko po to, by mieć je z  głowy ? za dobrze to o nich nie świadczy), zwłaszcza, że niektóre nagrody są po prostu żałosne ? trochę złota, jakiś potion, tragiczna ilość expa. Nic, czego nie można by dostać w jednych z sieci sklepów prowadzonych przez w pełni skapitalizowanego Kamo (?no kids, no smoking, no drinking, no touching, and NO CREDIT!?), czy znaleźć z  martwych ciał trupów. Gdyby chociaż powód, dla których je wykonujemy był szczytny, ale nie ? przynieść z plaży ładunek z rozbitego niedawno statku, bo dla leniwych mieszkańców jest to zbyt duże poświęcenie. Ech, czasami marzy mi się gra, w której to ja bym zlecał takie głupoty uzbrojonemu po zęby, z twarzą w bliznach, wojakowi. Ale podsumowując ? grafikę oceniam na powyżej standardowej.

Co się zaś tyczy muzyki, dźwięków i odgłosów postaci, to są. Niczego konkretnego w tym przypadku nie można napisać. Całość jest sielankowa, pozbawiona przysłowiowej ikry, która by sprawiała, że w pocie czoła szukali byście O.S.T. Czasami nabiera tempa, który raczej zachęca do  jak najszybszego zaparzenia herbatki/kawki, aniżeli do walki z  przeważającymi siłami wroga. Odgłosy postaci npc zostały przedstawione w sposób stereotypowy (mroczna postać, takiż głos, surowy generał, to  samo). Trochę wyróżniają się bohaterowie, ale nie napisałbym, że na  plus ? Buki, której ubrania zasilania jedynie to, co niezbędne, mówi głosem znudzonej życiem bibliotekarki. Tal na to miejsce, sprawia wrażenie na wpół przytomnego gościa, który nie wie, w czyim łóżku się dzisiaj obudził. Elco, naukowiec, ma dla odmiany usypiający głos, a  Ailish, jak to księżniczka, rozkapryszony. Nic ponad przeciętność, czyli standard.

Jedyne, co twórcą wyszło w miarę przyzwoicie i pozwala na zapamiętanie nazwy Sudeki, to walka, rozwiązana w sposób odmienny, wręcz niespotykany w jRPG. Podczas jej trwania, przejmujemy kontrolę nad jedną z czterech postaci: walczącymi w zwarciu Talem, bądź Buki, albo z  dystansu ? Ailish, Elco. W tym pierwszym dwojakim przypadku, gra zamienia się w zwykłego hack&slasha, w widoku TPP, a nasza rola sprowadza się do zręcznego omijania przeciwników, wyprowadzenia szybkiego kontrataku, który zręcznie przemienia się w combo. Tak, combo ? np.: naciskamy trzy razy prawy przycisk myszki, a nasza postać robi trzykrotny atak, który zadaje całkiem sensowną liczbę obrażeń. Gdy np.: naciśniemy raz prawy przycisk, dwa razy lewy, czeka nas zupełnie inna animacja postaci, która to zadaje zdecydowanie więcej obrażeń, niż wersja podstawowa. I tak dalej, aż do całkowitej eksterminacji wrogów. W drugim dwojakim przypadku, następuje zmiana widoku TPP, na FPS (po za  walką również możemy się na niego przełączyć, ale poruszać się w nim nie sposób). Ailish jest wyposażona w zestaw magicznych różdżek, które po wystrzeleniu ładunku, potrzebują paru chwil na naładowania (im lepsza, tym dłużej jej to zajmuje), zaś Elco w kilka rodzajów spluw. Po  za teksturami, nie zauważyłem zbytniej różnicy w ich zabawkach zagłady. W tym trybie FPS, gdy przemy do przodu, postać zdaje się poruszać dwa razy szybciej niż standardowo, ale gdy robimy taktyczny odwrót, nagle zwalniamy. Pomysł mnie osobiście bardzo przypadł do gustu, nadaje całym starciu pewnej dozy realizmu. Pozostali, przez nas niekontrolowani, członkowie drużyny, radzą sobie jak mogą, czyli giną co chwilę. Możemy im wybrać taktykę walki, z trzech dostępnych: attack, defend, retreat. Szkoda, ze ich uzdrawiania zostawia się graczowi, przez co trzeba się pomiędzy nimi przełączać, no chyba, że uśmiecha nam się bycie samotnym wojownikiem (w widoku FPP nie sprawa to żadnych, większych problemów). I tutaj zaczynają się schody. Całą grę można przejść bez żadnego stresu, ponieważ walka w tym trybie jest zdecydowanie za łatwa. A gdy dochodzą niszczycielskie ataki ducha świty boga Teru ? Spirit Strike ? które albo podnoszą nam statystyki do wręcz nieprzyzwoitych poziomów, albo masakrują każdego z przeciwników. By nie było za prosto (?), super specjalne punkty potrzebne na ich przywołanie, otrzymujemy za zabicie wrogów, bądź dzięki ascetycznym batom. Każdy pancerz (po trzy rodzaje, na każdą postać, których nie dostaniecie w żadnym sklepie), czy broń, możemy ulepszać za pomocą tajemniczych run, a te potężniejsze (czytaj: przydatne), dopiero po pokonaniu bossów. Dobrym pomysłem jest (a jak!), zwolnienie czasu, gdy wchodzimy do ekwipunku w celu użycia konkretnego przedmiotu ? aż czuć się zbliżającą stal wroga, gdy my myślimy nad wyborem potionu przywracającego życie, a SP. Skoro już o tym wspomniałem ? SP ? są to specjalne punkty, za pomocą których dana postać może wykonać cios specjalny, który w zależności od poziomu jej esencji duchowej, zadaje marne, bądź śmiertelne obrażenia. Tal dla  przykładu jest w stanie podbić obronę swych towarzyszy, redukując obrażenia o ponad połowę, bądź zrobić swoiste tornado tnące wrogów na  kawałki. Przeciwników w grze jest wiele odmian, która po za teksturą, różnią się od siebie jak wschód za zachód słońca. Jednych możemy pokonać tylko od tyłu (hmmm...), inni sami się regenerują. Niestety, by nie było za fajnie, kolejny mankament gry. Po co ja walczę w pocie czoła wszystkimi członkami drużyny, skoro z co cięższymi bydlakami jestem zmuszony do walki honorowej: jeden na jednego? Co jest panowie twórcy, nagle was sumienia rusza, czy jak? A już totalnym przegięciem jest ograniczenie poziomu postaci do 30. Dobrze chociaż, ze sami możemy podbijać statystyki drużyny, decydując, czy zwiększyć im HP, może SP, albo nauczyć się nowej techniki, ewentualnie Power, podnoszący obrażenia zwykłych ataków. Natomiast fakt kupowania żałośnie małej liczby HP potionów, od kapitalistycznego Kamo (któremu zależy tylko i  wyłącznie na pieniądzach) pomijam milczeniem. Standard.

Tyle narzekam na tę grę, że ktoś jeszcze pomyśli, że jest to najgorszy jRPG, w jaki grałem. Więc wyobrażacie sobie moje zdziwienie, gdy wyłączyłem ją dopiero po 7 godzinach, 35 minutach i tylko dlatego, że  mój organizm odmówił mi posłuszeństwa (ktoś próbował grać na wpół otwartymi oczyma?). Za drugim podejściem, kontynuowałem przygodę, dopóki dopóty się ona nie skończyła. Pomijam już, że outro jest słabe (spodziewałem się po prostu czegoś lepszego), z widoczną perspektywą sequela, a który raczej nie ma szans na powstanie. Sam nie wiem, skąd w  tak niedopracowanym, niespójnym i mało interesującym tytule, aż tyle pokładów grywalności. Ale jak by się dłużej nad tym zastanowić, to  rozwiązanie nasuwa się samo ? jest to do bólu standardowy jRPG, który niczym nie przyciąga, ale paradoksalnie, niczym też nie odrzuca. Dlatego, nie mając niczego innego do roboty, bawiłem się przy nim może nie tyle co świetnie, ale czasu przy nim spędzonego w żadnym wypadku nie uważam za stracony. Jest to najlepszy jRPG (amerykański jRPG), w  jaki grałem, ale tylko dlatego, że nie ma na rynku żadnego innego. Sudeki miała potencjał, który nie został w żaden sposób wykorzystany. Całą gra sprawia wrażenie, jakby wprost krzyczała: ?hej, patrzcie na  mnie, jestem mangowo animowa jRPGowa!?. Niestety, w żaden sposób jej to  nie pomaga (chociaż nie powiem, żeby Buki mnie nie zachęciła do  bliższego z nią kontaktu, ale po jednej randce nasza znajomość zakończyła by się jedynie przyjacielskim całusem). Gdyby autorzy nie  wzorowali się tak bardzo na innych tytułach z tego gatunku, na pewno stworzyliby coś bardziej interesującego, niż przygoda na około 20 godzin (sensu ponownego z nią obcowania, po zakończeniu głównego wątku fabularnego, jakoś nie widzę). Dobrze, że wersja P.C kosztuje grosze, bo w stosunku do jakości - cena, kupiłbym ją bez wahania (co już uczyniłem).

qiax7- Sudeki można spokojnie podsumować jednym zdaniem - ta gra byłaby świetna, gdyby nie to, że jest taka przeciętna. Standard.

Plusy
  • Grafika
  • Grywalność
  • System Walki
  • Niczym cię nie zaskoczy
Minusy
  • Przeciętność
  • Film wprowadzający
  • Zmarnowany potencjał
  • Niczym cię nie zaskoczy
  • Brak save'a w dowolnym momencie (wada nie obejmuje posiadaczy konsoli)

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Autor: qiax
  • Artykuł czytany: 8441
  • Głosy oddane: 57
  • Średnia ocen: 8.2

Komentarze (3)

Gość ~ 07 marca 2008, 08:45
Przechodzilem Sudeki trzy razy i mam zamiar przejść ją jeszcze wiele razy. Ta gra mnie po prostu kręci. A ten artykuł to chyba pisał antyfan erpegów. Bez obrazy dla autora.

Kret
Anouk ~ 14 kwietnia 2009, 19:30
"tldr" ma się ochotę napisać. Po długości recenzji rozpoznałam robotę qiaxa. Ale niestety recenzja ma być krótka i treściwa, by mogła zachęcić potencjalnego gracza do jej przeczytania. Iluż będzie miało ochotę tracić cenne minuty na jej czytanie jeśli w ten czas sami zdążyliby włączyć i ocenić grę. Podniosę swoją ocenę za włożone starania.
Maksiu ~ 04 sierpnia 2012, 08:20
Tekst bardzo dobry, humorystyczny. Kiedyś to się pisało recenzje, że pisało się o grze, a nie o doświadczeniach autora z grą. Antyfan rpg, bo średnio mu się podobało. Ma sens. Recenzja ma być krótka - czytaj podsumowanie.

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.