Konfrontacja amerykańskiego jRPG Sudeki, a rdzennie japoński jRPG

Wiecie za co nienawidzę artykułów na zlecenie? Za to, że zawsze znajdzie się taki jeden maluczki robaczek, który wpadnie na temat, na który ty sam byś nie wpadł nawet po najbardziej zabójczej imprezie (gorące pozdrowienia „szefie”... nie wiem czemu, ale mam w głowie obraz tarantuli). A oto przed właśnie jeden z takich artykułów.

Jako, że Amerykanie stworzyli do tej pory jeden jRPG (w całość, od początku do końca, bez wsparcia Japończyków itd..), a była nią recenzowana przeze mnie gra Sudeki, to mam ciężki orzech do zgryzienia. Jak mam porównać jedną produkcją, z gigantami kanonu? To jakby porównać mój talent, z np.: tekstem w książce telefonicznej. Przesadzam? Gdyby tak było, to już byście czytali me wypociny, a nie jedynie te literki stanowiące wstęp, który pisząc, wydłużam sobie czas potrzebny mi do stworzenia w główce rozwinięcia... Chwila, już wiem! Herbata! No jasne, ten trunek zawsze na mnie działa w co najmniej zastanawiający sposób (szuka torebeczek... super mocna... hmm...). Oo... Jakie fajne kolorki...

Sudeki jest grą dziwną. Nie, to złe słowo. Jest słodka. Do obrzydliwości. Te kolory, ten sielski obrazek, nawet teraz nie pozwala o sobie zapomnieć, a grałem w nią już taki kawał czasu temu. Jakim cudem? Przecież gra jest średnia, standardowa. No nic, pewnie o niej zapomnę w przeciągu paru tygodni, miesięcy, a już na pewno, w przeciągu roku. I tutaj właśnie dochodzimy do pierwszej, poważnej konfrontacji... Czy któryś z szanownych proszę ja was gości, marzył o zapomnieniu jRPG robionego przez japończyków? Np... Nie, nie ta gra, bo jakby kopał leżącego... Hmm... (myśli, jak zgniata tego cholernego pająka). No dobra, już... Ahem – Chrono Cross. Dla mnie, ta gra ma wszystko, co rdzenny jRPG posiadać powinien. Nigdy, nawet przegrywając któryś raz z kolei walkę z ciężkim bossem, lub błądząc po czasami średnio przemyślanych i tak samo zaprojektowanych mapach, nie chciałem jej zapomnieć. Nigdy. Pewnie jako starzec (i tak żyję wystarczająco długo, ale hipotetycznie), będę umierał wspominając z łezką w oku Kid, czy rozgryzając fabułę... A po Sudeki i ich bohaterach, co najwyżej zagości na mej twarzy wredny uśmieszek, gdy będę się zastanawiał, czy to przypadkiem nie jakieś warzywo.

Ale nie samymi wspomnieniami żyje człowiek (wytłumaczcie to takiej jednej dziewczynie, gdy w jej oczach stałem się ofiarą losu przez jeden głupi tekst), a przyjemnościami (przynajmniej niektórzy). Więc co wpływa na takową przyjemność w obcowaniu z jRPG? Bohaterowie. I tu, Sudeki pokazuje pazurki... Ładnie spiłowane pazurki ma się rozumieć. Postacie w niej występujące są tak przewidywalne i sztampowe, że przez pierwsze parę godzin grania zastanawiałem się nad ich zabiciem podczas walki (nie piszę, że w końcu tego nie uczyniłem). Żeby było po równo w tym nierównym starciu, porównam dwóch bohaterów z tej gry do dwójki bohaterów z Chrono Cross. No więc, nasza pierwsza postać: rycerz Tal. Gdy był młody, umarł mu brat i matka i nie mógł niczego na to poradzić (poczucie winy – często wykorzystywany motyw... chyba od Chrono Trigger i Magusa). Co robi w takim przypadku każdy, szanujący się facet? Wstępuje do armii. A to, że akurat jego ojciec (pijak... do pewnego momentu), jest generałem tejże armii, stanowi jedynie czysty zbieg okoliczności. No nic... Mogę przymknąć na ten mały standard w grach oko, w końcu początek nie zawsze oznacza koniec w rozwoju danej postaci. A może? Tal od początku do końca, zachowuje się tak samo – jak ja po pijaku (bardzo nieodpowiedzialnie). Przez niego giną dwaj rekruci (czym się przejmuje jak ja deadlinem), a ni z gruszki, ni z pietruszki zostaje wyznaczony do eskortowania (s a m) księżniczki Ailish. Nie muszę dodawać o rodzącym się pomiędzy nimi uczuciu, prawda? Dobra, skoro jesteśmy przy płci pięknej...

Ailish jest rozkapryszona (jeden... jeden jRPG z dziewczyną, która nie uważa się za pępek świata...), ale naprawdę hojnie obdarzona przez naturę, księżniczką. Ma złą matkę. Bardzo złą (ale marzenia ma całkiem.. ludzkie – o dziwo). Jej szczeniackie uczucie do Tala, przeradza się wraz z dalszymi postępami w grze, w jeszcze bardziej szczeniackie. Twórcy nie wykorzystali tu tego potencjału, który drzemie w relacji tejże dwójki (czyżby nie słyszeli nigdy o mnie? He?). A to pole do popisu... Wystarczyło wprowadzić parę dodatkowych dialogów, nieco ludzkich emocji (przykład: śmierć wstrząsa ludźmi... a śmierć bliskich najbardziej). I nic. Kompletne zero... Ech... Dobra, teraz pora na Chrono Cross – Serge. Niemy (prawie) bohater, który nagle trafia do obcego, równoległego świata (chciałbym trafić w grze do obcego łóżka...), gdzie nie żyje. Rozwija się przez cały czas trwania przygody, przeżywa swą pierwszą miłość (świetnie to przedstawiają filmiki... ach, ocean, Kid, te głębokie oczy), zdradę przyjaciół (ale czy na pewno?) i poznaje prawdę na swój temat. Tak, twórcy wykorzystali drzemiący w nim potencjał, nawet aż za dobrze. A Kid? No cóż, tę postać darzę szczególnym sentymentem, ale nawet o nim zapominając, nie można przejść obok tej postaci obojętnie. Nie będę pisał przykładów itd., by w pełni nie równać z ziemią Sudeki, ale zainteresowanych odsyłam do mej analizy...

A co oprócz bohaterów? Hmm... Muzyka. Na temat tej w Sudeki, mogę napisać tyle co w recenzji. Jest. Nie usłyszymy żadnych kawałków wpadających w ucho, nie zostaniemy przez nią zachęceni do dalszej walki, czy chociażby kontynuowania przygody. Ale nie myślcie, że nie ma zalet, co to to nie. Otóż – jest taka średnia, że świetnie komponuje się z całą grą. A co się zaś tyczy Chrono Cross-a... Nawet gdybym zostawił chociażby jeden utwór, wygrywa z Sudeki w przedbiegach. A gdybym był naprawdę wredny, puściłbym sobie teraz kawałek z Outra. Tak mnie chwycił za serce, że pierwszy raz od paru lat, poleciała mi łza. Pominę, że od tamtego czasu, nie zdarzyło mi się to przy żadnej innej, nie tylko jRPG-ach.

Grafika? Wydawałoby się, że na tym polu Sudeki wygra z łatwością, a jednak. Przyznaje, wysoka rozdzielczość, anti-aliasing x4 robią swoje, ale... Co z tego? Gram po to, by brać czynny udział w toczącej się przygodzie, walce dobra ze złem, przeżywać radości i smutki razem z bohaterami, a nie po to, by strzelić se pocztówkę dla znajomych. Zresztą Chrono Cross i tak wygrywa. Nie z powodu obiektów 3D (zbyt kanciaste postacie... na te czasy oczywiście), ale z powodu grafiki 2D (tę można przecież porównać, nie?). Same portrety postaci mam wprost wyryte w głowie, podczas gdy widok twarzy np.: Taka, wywołuje na mej twarzy uśmiech politowania.

Tak sobie to, drogi normalny gościu, czytasz i dochodzisz razem ze mną do słusznego wniosku – „jego talent się przy tym marnuje! Przecież Sudeki nie ma żadnych szans!”. Ale tym się różnimy – ja nie jestem normalny. Jestem chory (psychicznie, żeby nie było). Otóż, jest w Sudeki coś, co śmiało może konkurować z Chrono Cross-em i nie tylko. Mianowicie, walka. W przeze mnie wielbionej grze, sam wybieram, kiedy się ona odbywa (marginalnie, ale wybór mam), ale gdy do niej dochodzi... Wcale nie czuję się tak, jakbym miał jakiś większy wpływ na toczący się teraz pojedynek na śmierć i życie. Po prostu klikam opcję, bohater atakuje, od czasu do czasu rzucam czar... Nic, czym różni się od wielu innych jRPG, prawda? Może taktyczne myślenie, ale jasne... Bo to akurat partia Go... Natomiast w Sudeki – również można wybrać czas starcia (albo i nie, bo co to za wybór, skoro wrogowie pojawiają się w tych samych miejscach, a przy okazji, ciągle się respawnują i blokują drogę, przez którą po prostu przejść musisz?), ale gdy do niego dochodzi... Jak dla mnie bomba! Sterując postacią atakującą w zwarciu, np.: Talem, bądź Buki, ja naprawdę nimi kierowałem – chodziłem po planszy, wyprowadzałem combosy (prawdziwe, a nie polegające tylko na jak najszybszym przyciskaniu konkretnego klawisza), a gdy przełączałem się na postać atakującą z dystansu (Ailish, bądź Elco), widok zmienia się z TPP, w FPS. Niezłe przeżycie, gdy za pomocą różdżki celujesz we wroga i decydujesz, kiedy wystrzelić, kiedy uciekać, a kiedy np.: rzucić czar z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście, potyczki w tym trybie są zbyt łatwe, ale sam fakt, że coś takiego zostało wprowadzone w jRPG, jest godny podziwu.

Ale dobra, w końcu gry z reguły są drogie, więc porównajmy żywotność obydwu tytułów... Hmm... (podpala pajączka...) Hmm... Sudeki i żywotność (śmieje się), a to dobre... Gra oferuje z natury głupie sub-questy, a nagrody za ich wykonanie są pożałowania godne. Jedno zakończenie, motywuje (?) tylko do jednokrotnego przejścia gry. Wszelki upgrade broni, pancerza itd. – tylko dla największych świrów (ściska sobie dłoń). Ale co najbardziej odrzuca od jRPG? Beznadziejnie głupia liniowość. W Chrono Cross na przykład, naprawdę mieliśmy duży wpływ na fabułę, nawet po 10 krotnym przejściu gry, wszelkie smaczki w niej ukryte i zawiłości nie nudzą się! O jej klasie niech świadczy fakt, że nic tak naprawdę nie jest wiadome do końca (np.: rola Harle... albo Outro – to główne oczywiście). A Sudeki? No cóż... Fabuła do bólu liniowa (a nie, jest jeden nieliniowy moment, z Elco bodajże – ale to taki wybór, jak wyskoczeniu z samolotu bez spadochronu – lądowanie na prawym, czy lewym boku... a efekt ten sam) i co najgorsze – do bólu przewidywalna.

Podsumowując... To, czym tak naprawdę zawinił Sudeki (czytaj: amerykanie), to brak tego czegoś, co nadawało by grze mistrzowskiego szlifu. Zbyt dużo wzorowali się na innych jRPG (albo za mało...), i wyszedł im taki misz masz. Grę kwintuję jednym słowem: s t a n d a r d.

Chrono Cross natomiast, to klasa sama w sobie, a dla niektórych (patrzy w spód prawie pustego kufla od herbaty), gra kultowa, przy której spędzili najpiękniejsze chwile swego żywotu jako gracz. Jest jak miłość twego życia – może cię wkurzać, możesz mieć jej kiedyś dość, ale nigdy nie powiesz: koniec.

I tym oto optymistycznym akcentem (zakopuje tarantulę głęboko w ziemi), kończę ten artykuł wraz z ostatnim łykiem, już i tak zimnej, herbaty.

Statystyka

  • Data publikacji:
  • Artykuł czytany: 10873
  • Głosy oddane: 3
  • Średnia ocen: 10.0

Komentarze (3)

De6v6il6 ~ 02 września 2005, 15:51
... cóż mogę dodać... nie mam konsoli od baaaardzo długa i powiem szczerze ucieszył mnie sudeki na pc... zapchał mi dwa wieczory i to wszystko... swoją drogą jakoś szybciej mi z głowy wyleciał niż tobie, dobrze że kosztował tylko 20zł bo jakbym to ściągał przez dwa dni to chyba bym sie pochlastał. Wszystko o czym napisałeś w artykule jest prawdą i pomimo tego że nie jeste wielkim fanem CC to musze przyznać że sudeki przegrywa na prawie wszystkich polach... prócz, grafiki 3d i... panienek ;) tak autorzy wymyślili im świetne stroje i wymiary... całe szczęście że jest już fable bo sudeki od 3 tygodni zbiera u mnie kurz z podłgi...
Musiolik ~ 09 sierpnia 2006, 23:58
Porównanie typowego hamerykańskiego RPGa i stricte jRPGa miało z góry znanego zwycięzce. Ameryka głownie jedzie na big boobs i sexi girls (choć dżapańce też są perwersyjni z reguły). Co do artykułu świetnie porównane i rozłożone na czynniki pierwsze. Troszke krótkie podsumowanie. (czemu akurat CC? i ta tarantula...zief)
_dark_cloud_ ~ 13 sierpnia 2006, 08:07
konfrontujac CC z Sudeki, skazałeś Sudeki z góry na porazkę. a powaznie - amerykanie wszystko parodiuja. i uwazaja sie za lepszych od innych. naprawde. o ile japonce są perwersyjni z reguly, to amerykance zrobili to na siłe. i im nie wyszło az tak za bardzo. w Sudeki probowałem grac. ale wole starcrefta. naprrawde. tam jest przynajmniej FABUŁA ;p tekst qiaxa bardzo dobry, ale nie wybitny. piszac analize Kid ustawiłes poprzeczkę naprawdę wysoko i wiekszość Twych tekstów porównuje do tamtego. no cóz. moze sie to podobac, albo i nie. ocena9.

Dodaj komentarz

Wpisz treść komentarza w opowiednim polu. Pamiętaj, że HTML jest niedozwolony.

Niezarejestrowani użytkownicy uzupełniają również pole autora.

Konieczna jest również weryfikacja niezalogowanych użytkowników.

Wypowiedzi obraźliwe, infantylne oraz nie na temat będą moderowane - pisząc postaraj się zwiększyć wartość dyskusji.